Noblista Edmund Phelps stawia tezę, że światowy kryzys finansowy „bardziej szczeka niż gryzie”. Marek Belka, były minister finansów podziela tą opinię.
- USA przeżywają wzrost bezrobocia, ale u nas taki stan byłby uważany za pełne zatrudnienie. Co to za recesja, gdy PKB rośnie 3,3 proc. To kontrastuje z alarmistycznymi opiniami płynącymi ze środowiska ekonomicznego. Chiny rosną w tempie 8,5 proc. zamiast 10 proc. - powiedział Marek Belka, podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy.
Były minister finansów zwraca uwagę na inny charakter obecnego kryzysu. Po pierwsze nie powstał na peryferiach świata gospodarczego, ale w samym centrum kapitalizmu - w Stanach Zjednoczonych. Inaczej też radzą sobie z nim rządy.
- To jest inny kryzys, bo sposób w jaki rządy zabrały się z jego ograniczanie. Stany Zjednoczone pomagają jednej z największych firm finansowych - Bearn Stearns. Bank Anglii nie ma problemu z ratowaniem Nothern Rock - powiedział Marek Belka.
Podkreśla, że z obecnego kryzysu płynie ważna nauka.
- Patrząc na gospodarkę światową - opłaca się mieć mocne fundamenty. My w Polsce jesteśmy na ten kryzys na pewno lepiej przygotowani niż nasi sąsiedzi z krajów bałtyckich. Dobrze jest mieć elastyczny rynek pracy. To pozwala bankowi centralnemu łatwiej podejmować decyzje w sprawie stóp procentowych, gdyż niebezpieczeństwo że to się przerodzi w spiralę płacowo-cenową jest mniejsze - stwierdził Belka.
Poziom kursu walutowego ma znaczenie. To druga nauka, jaka płynie z obecnej sytuacji, podkreśla były minister finansów.
- Słabość dolara pomaga USA, a siła euro osłabia eurozonę – powiedział Belka.
Trzecią nauką jest to, że interwencjonizm państwa „znów jest w modzie”.