„Polski Cukier w polskich rękach” — jeszcze tydzień temu takie hasło widniało na jednym z transparentów protestujących pracowników i plantatorów prywatyzowanej Krajowej Spółki Cukrowej. Nie podobało im się m.in. to, że prywatyzacja się przedłuża, a resort skarbu przedstawił nową — wyższą wycenę akcji. W efekcie — jak podkreślali — idea prywatyzacji plantatorsko-pracowniczej jest zagrożona.
W piątek wieczorem resort Włodzimierza Karpińskiego ogłosił, że Polski Cukier zostanie na razie w polskich rękach. Dokładnie — w rękach skarbu państwa. Powodów zamknięcia prywatyzacji „w dotychczasowej formule” w przesłanym do mediów komunikacie resort wymienia sporo. Przekonuje, że kierował się interesem spółki oraz jej pracowników i plantatorów.
— W piątek podczas walnego właściciel zdecydował o zabraniu 500 mln zł dywidendy, czyli całego zysku wypracowanego w poprzednim roku obrotowym — mówi Kazimierz Kobza, dyrektor Krajowego Związku Plantatorów Buraka Cukrowego (KZPBC).
W efekcie, jak przekonuje Kobza, po prostu nie ma pieniędzy na prywatyzację, więc skarb z niej zrezygnował.
— Mamy pisemne porozumienie z Ministerstwem Skarbu Państwa (MSP), w którym zobowiązuje się do umorzenia 330 mln akcji właśnie z tych pieniędzy [miał to być pierwszy etap prywatyzacji, później akcje miały być sprzedane pracownikom i plantatorom — red.] oraz do skredytowania zakupu 20 proc. pozostałych akcji. Pozbawiona gotówki KSC będzie musiała teraz brać kredyty na działalność np. na jesienny zakup buraków — twierdzi Kazimierz Kobza.
MSP przekonuje, że powodem zakończenia prywatyzacji „były przede wszystkim kwestie związane z ewentualnymi zmianami zakresu regulacji unijnego rynku cukru po 2015 r., co może mieć wpływ na wartość spółki”. To najświeższa wycena akcji przeznaczonych do umorzenia była jedną z kości niezgody pomiędzy obecnym i przyszłymi właścicielami. Plantatorzy twierdzili, że resort przedstawił im wycenę na poziomie 2,47 zł za akcję podczas, gdy jeszcze w 2012 r. wynosiła ona 1,6 zł, a ponad 50-procentowa podwyżka nie odpowiadała wartości spółki.
— Rozwiązaniem nie jest jednak zamykanie prywatyzacji, a uczciwa wycena. Chcemy prywatyzacji jak najszybciej. Z roku na rok KSC będzie warta coraz mniej. Zagraża jej uwolnienieunijnego rynku cukru. Powinniśmy mieć cukrownie o przerobie dziennym 10-12 tys. ton buraków na dobę, a mamy 4-6 tys. ton na dobę. Wszystkie zakłady wymagają poważnej modernizacji.
Jako nowi właściciele spółki planowaliśmy konkretne inwestycje. Skarb wypłacił sobie teraz setki milionów zł, ale nie sądzę, że w momencie gdy spółka będzie w gorszej sytuacji i będzie wymagała dokapitalizowania, to sięgnie do kieszeni i odda pieniądze — zaznacza dyrektor z KZPBC.
MSP powołuje się w komunikacie również i na to, że „ spółka realizuje strategię dywersyfikacji dotychczasowej działalności i budowy koncernu rolno-spożywczego. Przemysł cukierniczy ma niebagatelne znaczenie dla sektora rolno-spożywczego, a zachwianie rynku może wpłynąć na ceny produktów zawierających cukier”.
— KSC kupiło cukrownię w Mołdawii o zdolnościach produkcyjnych 20 tys. ton cukru rocznie, a produkuje około 2 tys. Kupiono młyny w Stoisławiu, ale firma nie ma pojęcia o młynarskim biznesie i pozostanie pewnie bez zaplecza surowcowego. Rolnicy, którzy sami chcieli kupić Stoisław pewnie sprzedadzą zboże gdzie indziej. Z takimi kompetencjami do przejęć szybciej doprowadzi te podmioty do upadłości niż zbuduje silną grupę spożywczą — komentuje Kazimierz Kobza.