Kto chce takiego jak Putin

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2022-04-15 13:45

Przekonanie, że z Kremlem nie wygrasz, jest powszechne nawet wśród tych, którzy nie kochają Putina. Dlatego tak mało ludzi protestuje przeciwko napaści na Ukrainę, ale jest to słabe usprawiedliwienie – mówi Barbara Włodarczyk, autorka reportaży i książek o Rosji.

 Szok i niedowierzanie:
Szok i niedowierzanie:
Barbara Włodarczyk, wieloletnia korespondentka TVP w Moskwie, przyzwyczaiła się do uległości Rosjan wobec władzy, ale tak dużego poparcia dla Putina po napaści na Ukrainę nie może zaakceptować.
archiwum prywatne

Jedna z pani książek nosi tytuł „Nie ma jednej Rosji”. Tymczasem w sprawie wojny na Ukrainie Rosjanie są wyjątkowo jednomyślni. Jak wyjaśnić ten paradoks?

Dziś jest mi bardzo ciężko mówić o Rosji, bo jej obraz całkowicie przesłonił widok zmasakrowanych zwłok cywilów w Buczy. Przed oczyma wciąż mam zdjęcia martwych dzieci i zbiorowych mogił, spod których wystają szczątki ciał. Tymczasem agresja na Ukrainę skonsolidowała Rosjan. Według sondaży niezależnego od władz Centrum im. Lewady, poparcie dla Putina osiągnęło 83 proc.!

W internecie krąży mnóstwo filmików, które to potwierdzają.

Podam dwa przykłady. Perm na Syberii. Dziennikarka pokazuje przechodniom zburzone osiedla w Charkowie. „Putin wie, co robi!”. „Gdyby nie uderzył pierwszy, to oni zaatakowaliby nas, bo Zachód chce zniszczyć Rosję” – mówią. Drugi przykład jest z Petersburga. Tłum ludzi otacza starszą panią, która wyszła na ulicę z plakatami antywojennymi. Jako dziecko przeżyła 900 dni oblężenia Leningradu. „Ona jest opłacana przez Zachód!”. „Tam nasi walczą z banderowcami!” – przekrzykują się zebrani. Retoryka wypisz wymaluj jak z telewizji kremlowskiej, w której nie ma wojny tylko operacja specjalna. Zdjęcia zabitych i skatowanych Ukraińców to inscenizacja, a rosyjscy żołnierze są bohaterami, bo bronią interesów mateczki Rosji.

Podobnie kremlowska propaganda mówi o zdjęciach ze wspomnianej przez panią Buczy: „co za okropni aktorzy", „trup macha ręką". A to przecież tylko odprysk manipulacji, która od lat robi Rosjanom wodę z mózgów.

W „Komsomolskiej Prawdzie” przeczytałam wywiad z matką 21-letniego czołgisty, który zginął w pierwszym dniu inwazji. Kobieta z dumą stwierdziła, że jej syn spłacał dług wobec ojczyzny. Krytyczne wypowiedzi rodzin Rosjan zabitych w czasie agresji nie przebijają się przez cenzurę. Władze zakneblowały wszystkie niezależne media. Wojna informacyjna jest równie brutalna jak militarna. Kiedy w 2013 r. pisałam książkę „Nie ma jednej Rosji”, to w najbardziej koszmarnych wizjach nie mogłam przewidzieć, że napaść na Ukrainę spotka się z co najmniej milczącym przyzwoleniem większości. Cytowałam wtedy żart, który pokazywał, że jest to kraj pełen absurdów. „Tylko w Rosji rakiety mogą nosić nazwę: MIR, czyli pokój”. Dziś ten dowcip nabrał zupełnie innego znaczenia, bo eksponuje cynizm Moskwy.

Ten kraj oszalał

W Moskwie od lat krąży taki dowcip: Francuz ma żonę i kochankę. Kocha kochankę. Żyd ma żonę i kochankę. Kocha mamę. Rosjanin ma żonę i kochankę. Kocha... Putina. Żeby zobaczyć, jak to jest naprawdę z tą miłością, przejechałam tysiące kilometrów. Od Moskwy po daleką Syberię.

Barbara Włodarczyk
z książki „Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin”

Ale czy wszystko to nie przeczy tezie o różnorodności Rosji?

Konsolidacja wokół wielkomocarstwowych idei Kremla nie zatarła różnic kulturowych, religijnych i materialnych. Rosja to Europa i Azja. Nowobogacka Moskwa i biedna prowincja. Wyzwolone moskwianki, które chodzą na kursy uwodzenia, by złapać bogatego męża, i dziewczyny na Kaukazie, gdzie do dziś małżeństwa są aranżowane przez rodziców. To prawosławie, szamanizm i islam. Nadal więc nie ma jednej Rosji.

Kto czytał pani ostatnią książkę – „Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin” – raczej nie powinien się dziwić prawie jednogłośnej zgodzie Rosjan na wojnę. Jak wymyśliła pani tytuł?

Tytuł jest kompilacją dwóch rosyjskich piosenek. Pierwszy człon nawiązuje do słów legendarnego rockmana Andrieja Makarewicza, który widząc skok poparcia Putina po aneksji Krymu, napisał utwór „Mój kraj oszalał”. Zresztą mocno mu się za to dostało. Okrzyknięto go zdrajcą i faszystą. Druga część tytułu pochodzi z piosenki „Chcę takiego jak Putin”. Autor – Sasza Jelin – przyznał mi się, że w założeniu to był żart. Żart z prowincjonalnej dziewczyny, dla której Putin jest najwspanialszym mężczyzną, bo wokół widzi tylko zgnuśniałych mużyków, którzy pohukują na żony i śmierdzą piwem. Tymczasem piosenka została odebrana poważnie i wciąż pojawiają się jej nowe aranżacje.

Miłości do Putina nie ostudziły ani zabójstwa dziennikarzy i polityków, którzy krytykowali Kreml, ani prześladowania opozycji, z otruciem Aleksieja Nawalnego włącznie.

O tym właśnie opowiada moja książka. Została wydana w 2021 r., ale nie straciła aktualności. Putin ciągle postrzegany jest przez większość rodaków jako obrońca interesów Rosji, która ma swoją odrębną i wyjątkową drogę, opartą na respekcie dla siły. Jeden z moskiewskich dziennikarzy otwarcie powiedział mi: „Rosja jest ogromna i żeby zachować jedność kraju, dla nas dużo większą wagę ma dobro ogółu niż dobro jednostki”. Równie znamienne słowa usłyszałam w małej wiosce pod Twerem z ust filmowanego przeze mnie mężczyzny w średnim wieku: „Kto nie szanuje cara, ten nie szanuje kraju, którym on rządzi”.

A wydawało się, że ekscytacja zachodnimi markami, które w większości uciekły z Rosji, przeważy nad tęsknotami do carskiego lub sowieckiego imperium.

Reportaże i filmy o Rosji robię od trzydziestu kilku lat. Na moich oczach walił się Związek Radziecki, rodziły się bajeczne fortuny. Widziałam, jak fascynacja kolorowym Zachodem przemieniała się w rozczarowanie, a uważany początkowo za demokratę Putin stawał się autokratą, który dziś przechodzi do historii świata jako zbrodniarz.

Aby napisać „Szaloną miłość”, trafiła pani na rosyjską prowincję, ale też na salony oligarchów. Gdzie bije prawdziwe serce Rosji?

Przez pięć lat mieszkałam na stałe w Moskwie jako korespondentka TVP. Kwintesencją Rosji jest jednak dla mnie głubinka, czyli prowincja, bo to tam żyje większość. Z dala od politycznej gorączki stolicy liczy się jedno: „Oby tylko nie było gorzej!”. Emerytka z syberyjskiej wioski powiedziała mi: „Do Putina już się przyzwyczailiśmy, a jak przyjedzie ktoś nowy, to najpierw będzie się chciał nachapać. Nie chcemy więcej żadnych rewolucji, bo wszystkie źle się kończyły”. Tam najważniejsze jest, że pensje i emerytury przychodzą na czas. A nie jak za Jelcyna – z kilkumiesięcznym opóźnieniem.

Przekonanie, że za Putina jest lepiej, żywią zwłaszcza mieszkańcy głubinki?

Odwoływanie się do przeszłości to stała narracja kremlowskiej telewizji, która jest na prowincji głównym źródłem informacji. W programach publicystycznych jak bumerang powraca kryzys lat 90., kiedy ludzie z dnia na dzień tracili oszczędności życia i kiedy obowiązywało samobiczowanie się za wszystkie grzechy Związku Radzieckiego. „Putin odbudowuje wielką Rosję, którą rozwalił Gorbaczow i Jelcyn. Zachód musi się z nami liczyć, bo mamy największe terytorium, ropę, gaz i broń atomową!” – taki przekaz płynie z oficjalnych mediów Kremla od lat i trafia na podatny grunt, rozbudzając nostalgię za sowieckim imperium, które budziło postrach. A zgodnie z rosyjskim powiedzeniem: „Kogo się boją, tego szanują”. Do czego prowadzi taka nostalgia, widzimy w zrównanym z ziemią Mariupolu, w Buczy, Irpieniu i innych miastach usłanych trupami cywilów.

Głubinka da sobie radę:
Głubinka da sobie radę:
Mieszkańcy rosyjskiej prowincji nie płacą kartami, nie robią zakupów w sieciówkach i nie wyjeżdżają za granicę, dlatego na razie mogą się śmiać z zachodnich sankcji – tłumaczy autorka bestsellera „Nie ma jednej Rosji“ i telewizyjnego cyklu „Szerokie tory”.
archiwum prywatne

A kto w Rosji nie dał się ogłupić propagandzie i nie kocha Putina?

Trzon buntu bez wątpienia stanowią młodzi mieszkańcy dużych miast. To oni przeważali na wiecach antywojennych, brutalnie rozpędzanych przez OMON. Za wyjście z napisem: „Nie dla wojny” policja pałowała, gdzie popadło. Przeciwko agresji na Ukrainę protestowali też dziennikarze „Nowej Gazety”, która po inwazji ukazała się w języku ukraińskim. Jak wszystkie niezależne media została już zamknięta. Mimo że za rozpowszechnienie „fałszywych informacji o działaniach rosyjskiej armii” grozi do 15 lat więzienia, wojnę krytykują niektórzy artyści i sportowcy. Mistrz świata w boksie tajskim Artiom Lewin napisał: „Rosja znajdzie się w izolacji, za którą przyjdzie nam odpowiadać przed dziećmi". Na odwagę zdobył się nawet były wicepremier Arkadij Dworkowicz. W wywiadzie dla amerykańskiej prasy powiedział: „Moje myśli są z ukraińskimi cywilami”. Prokremlowski polityk Dimitrij Rogozin nazwał go za to sukinsynem.

To jednak osoby rozpoznawalne, wpływowe, które mogą sobie pozwolić na więcej.

Dlatego najbardziej przejmujące są małe symboliczne gesty zwykłych ludzi. W moskiewskim metrze sfotografowano starszą panią ubraną w kolory flagi ukraińskiej. Miała niebieską chustkę i żółty płaszcz przeciwdeszczowy, choć w tym dniu nie padało. Głosy sprzeciwu zagłuszane są jednak przez masowe akcje poparcia dla Putina. Od Kaliningradu po granice z Chinami odbywają się koncerty i flash moby. Ich symbolem stała się litera „Z”, którą znaczone są rosyjskie wozy bojowe wysyłane na Ukrainę. Zetkę można zobaczyć na plakatach, torbach i koszulkach. Mało tego! Przedszkolanka z Moskwy zamieściła w internecie zdjęcia dzieci ułożonych na podłodze w literę „Z”, a matka 11-letniego chłopca z Tiumeni – fotografię syna z wygoloną zetką na głowie.

Nie rób fal!

Jest taki dowcip. Dwóch facetów stoi w rowie z łajnem aż po szyję. Jeden ze wszystkich sił przeklina władzę radziecką. A drugi go strofuje: „Bądź cicho! Nie rób fal! Bo będzie jeszcze gorzej“. Słowem, nie buntuj się, co najwyżej przeklnij w duchu i pogódź się. Nawet jeśli tkwisz w gównie po uszy.

Barbara Włodarczyk
z książki „Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin”

Składnikiem rosyjskiej duszy jest fatalizm, który zaznacza się już w języku – przykładem słowo „sudba” oznaczające przeznaczenie, którego nie można zmienić. W jakim stopniu takie podejście do losu, przyszłości sprawia, że przeciwni wojnie Rosjanie nie protestują na ulicach?

Przekonanie, że z Kremlem nie wygrasz, jest powszechne nawet wśród tych, którzy nie kochają Putina. W Rosji często słyszę, że nie ma dla niego alternatywy. To w jakimś stopniu tłumaczy bierność, ale w obecnej sytuacji jest bardzo słabym usprawiedliwieniem. Wiara w wyroki losu dodatkowo idzie w parze z kultem cierpienia. Rosjanie mówią o nim bardzo często. „Nasz naród przeżył łagry, deportacje i wojnę z Niemcami, podczas której ludzie szli do boju z gołymi rękoma” – powtarzają. O tym, że sami też byli sprawcami cierpienia, nie chcą mówić lub nie wiedzą. Kiedy robiłam film o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, nagrałam pod Petersburgiem rozmowę z emerytkami, które po raz pierwszy usłyszały ode mnie o ataku Armii Czerwonej na Polskę w 1939 r. i mordzie katyńskim.

Czy sankcje gospodarcze złamią naród, który przeżył Stalingrad?

Rosja jest dziś najbardziej obłożonym sankcjami państwem świata. Wprowadzono już ponad siedem tysięcy różnych blokad. Wycofanie zachodnich towarów i usług dotknęło jednak głównie mieszkańców dużych miast, bo ludzie w głubince nie płacą kartami, tylko gotówką, nie jadają w restauracjach McDonald’s i nie wyjeżdżają na wakacje za granicę. Paszporty ma tylko 30 proc. Rosjan. Kolejna sprawa: Kreml przygotował się na środki represyjne, po które sięgnął Zachód. Przez to panika związana na przykład z deficytem cukru w sklepach nie trwała długo. Moskwa zgromadziła też przed agresją rekordowe rezerwy: ponad 640 miliardów dolarów! Połowę tych pieniędzy zamroziły zachodnie banki, ale pozostała kwota wystarczy, by załatać dziury budżetowe i prowadzić wojnę.

Dodatkowo skutki sankcji złagodziły wysokie ceny ropy i gazu.

Wystarczy powiedzieć, że emerytom obiecano właśnie rewaloryzację świadczeń o prawie 9 proc. Wszystko to sprawia, że większość Rosjan na razie nie odczuwa drastycznego pogorszenia poziomu życia z powodu sankcji gospodarczych. Powszechna jest wiara, że nie będzie gorzej niż po aneksji Krymu. Poza tym coraz bardziej nachalna propaganda utwierdza ludzi w przekonaniu, że trzeba zaciskać pasa w imię przeciwstawienia się rzekomym prześladowcom z Zachodu.

Hasło oblężonej twierdzy kolejny raz zdaje egzamin?

Jeśli jednak zabraknie rezerw, w końcu może pojawić się refleksja, że Putin ciągnie kraj na dno. I że nie ma żadnego przyzwolenia dla agresji, podczas której rosyjska armia dokonuje bestialskich zbrodni na cywilach.

Podróż na Wschód:
Podróż na Wschód:
W cyklu „Szerokie tory” Barbara Włodarczyk zrealizowała ponad 100 reportaży poświęconych życiu mieszkańców byłego ZSRR.
Albert Zawada

Iwan IV Groźny, Stalin, Putin. Dlaczego Rosjanie niczym kobiety z patologicznych rodzin kochają drani?

Poparcie dla silnych przywódców Rosji zawsze wynikało z popularności idei wielkiego mocarstwa. Ze snów o potędze i przekonania, że tylko żelazną ręką można rządzić krajem, który ma 11 stref czasowych. Putin wiele razy podkreślał, że jego idolem jest Piotr Wielki, bo choć był on bezwzględnym tyranem, zbudował imperium. Cena zwycięstwa nie podlega dyskusji. Tym bardziej, że w Rosji „ludiej mnogo”: ludzi jest dużo. Zmarły niedawno nacjonalista Władimir Żyrinowski wyrecytował kiedyś Putinowi wersety hymnu carskiej Rosji: „Boże, chroń cara! Silny, potężny, panuj ku chwale, ku chwale nam. Na postrach wrogom”. Za ten cytat nagrodzono go oklaskami.

Kochać Rosję, a jednocześnie mieć do niej krytyczny stosunek – jak się pani udaje pogodzić te sprzeczności?

Rosja zawsze mnie intrygowała, ale nie mogę tego nazwać miłością. Zrobiłam tam setki reportaży i dokumentów. Bez uprzedzeń starałam się zrozumieć, jak myślą i o czym marzą Rosjanie. Od bezdomnych po milionerów. Widziałam iście carskie salony i mroczne więzienia. Rozmawiałam z opozycjonistami i aktywistami kremlowskiej młodzieżówki, którzy mówili mi, że Putin jest dla nich jak ojciec. Im dłużej tam jeździłam, tym więcej rzeczy mnie zadziwiało. Do aneksji Krymu wierzyłam, że Rosja prędzej czy później zacznie podążać w kierunku zachodnich demokracji. Takiej iluzji uległo wielu obserwatorów.

Dwie Rosje
  • Kogo tu obchodzi jakaś opozycja w Moskwie? Tam chyba nie mają co robić.

Głubinka zdaje się mieć gdzieś młodych gniewnych demokratów, którzy – jak usłyszałam – noszą markowe ciuchy i jeżdżą zachodnimi brykami. A ich hasła o wolności nazywa często fanaberią. Są jednak wyjątki.

Barbara Włodarczyk
z książki „Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin”

Rok 2014 był jak zimny prysznic?

W książce cytuję pisarza Wiktora Jerofiejewa, który po rozpoczęciu wojny w Donbasie powiedział mi: „To, co się stało na Ukrainie jest jak błyskawica w wyniku zderzenia dwóch nawałnic. Jedna szła z Zachodu. To nawałnica europejskich wartości państwa prawa i swobody jednostki. Druga szła ze Wschodu. To nawałnica tradycyjnych wartości wyznawanych przez Rosję. Wartości, które przyjmują różne formy. A to ideałów carskiego imperium, a to ideałów stalinowskiego mocarstwa, a to ideałów tzw. rosyjskiego miru, które głosi obecnie Kreml. Te dwie nawałnice zderzyły się w Donbasie. I zamiast deszczu polała się krew”.

Tamta błyskawica sprzed ośmiu lat jest jak iskierka przy obecnych piorunach rozświetlających niebo nad Ukrainą.

Agresja, którą 24 lutego rozpoczął Putin, to już nie deszcz, ale ulewa krwi. W obliczu tej zbrodni musiałam zweryfikować część kontaktów ze znajomymi w Rosji. Ograniczyłam je do tych, którzy kategorycznie potępiają mordy na cywilach w Buczy, Irpieniu czy Kramtorsku. Na wojnie nie ma półtonów, jest tylko przyjaciel albo wróg.