Kulisy odejścia Zbigniewa Jagiełły z PKO BP

opublikowano: 11-05-2021, 20:00

Decyzja o dymisji zapadła na Nowogrodzkiej. Potrzebny był tylko pretekst - i się znalazł: franki szwajcarskie z Nordea Banku.

Z artykułu dowiesz się:

  • jaką rolę w dymisji Zbigniewa Jagiełly odegrała sprawa kredytów walutowych Nordea Bank
  • co wydarzyło się na NZWA banku
  • dlaczego MAP uważa, że został oszukany przez szefa PKO BP
  • dlaczego premier Morawiecki nie obronił Zbigniewa Jagiełły

Kiedy w 2015 r. obóz „dobrej zmiany” wygrał wybory, wydawało się, że dni Zbigniewa Jagiełły w PKO BP są policzone. Jego oponenci bardzo się jednak przeliczyli. Do rządu wszedł Mateusz Morawiecki, przyjaciel menedżera, co zakończyło temat zmian personalnych na stanowisku prezesa banku. Na ul. Nowogrodzką, gdzie urzęduje Jarosław Kaczyński, regularnie trafiały wprawdzie rozmaite donosy na Zbigniewa Jagiełłę, ale jako pozbawione wartości merytorycznej lądowały w koszu. Jeden z dokumentów - jak się wtedy wydawało, najmniej szkodliwy dla szefa banku - zawierał analizę skutków przejęcia Nordea Banku przez PKO BP. Fuzja została przeprowadzona w 2014 r. i nie budziła większych kontrowersji. Była to pierwsza tego typu transakcja w wykonaniu PKO BP, postrzegana jako próba generalna przed kolejnym, poważnym przejęciem. Według przeciwników Zbigniewa Jagiełły operacja była kosztowna, daremna i doprowadziła tylko do powiększenia i tak już dużego portfela kredytów walutowych.

W latach 2016-17 sprawa Nordei i frankowiczów interesowała tylko uczestników gabinetowych wojen i nie mogła zaszkodzić szefowi PKO BP. Pięć lat później okazała się jednak bardzo przydatna jego przeciwnikom.

Rekordzista
Rekordzista
Zbigniew Jagiełło kierował PKO BP przez 12 lat. Był najdłużej urzędującym prezesem tego banku

PKO BP dąży do ugód

Żeby zrozumieć, jak fuzja sprzed lat została wykorzystana do utrącenia niezatapialnego prezesa, trzeba się cofnąć do grudnia 2020 r. Wtedy to Jacek Jastrzębski, przewodniczący KNF, niespodziewanie zgłosił postulat przewalutowania kredytów frankowych w ramach dobrowolnych ugód z klientami. Banki kręciły nosem, ale na początku stycznia zwołały zespół roboczy, który miał przekuć w konkrety oczekiwania nadzoru. PKO BP do niego przystąpił, pozostawał jednak raczej w cieniu, bynajmniej nie pretendując do roli lidera. Dopiero później, kiedy zespół natrafiał na coraz to nowe przeszkody i miny prawne, którymi najeżona jest droga do ugód, a skład zaczął się wykruszać, PKO BP wziął na siebie rolę kierowniczą.

Bank już wcześniej przeprowadził ankietę wśród klientów, czy są skłonni zawrzeć ugodę w sprawie przewalutowania, i pod koniec lutego zaczął pilotażowo podpisywać umowy. Spieszył się i dociskał innych członków zespołu, by też się spieszyli. Chciał zdążyć przed wyrokiem Sądu Najwyższego w sprawie franków, spodziewanym 25 marca. Motywacją była nadzieja, że wyraz dobrej woli banków złagodzi wyrok. Pojawiły się informacje, że na początek marca PKO BP chce zwołać NWZA, żeby uzyskać zgodę akcjonariuszy na wyjście z ugodami do klientów. Nadzwyczajne walne (NWZA) zwołano ostatecznie na 23 kwietnia. W międzyczasie zmienił się termin posiedzenia SN - najpierw na 13 kwietnia, a potem na 11 maja.

NWZA dało zielone światło zarządowi na utworzenie funduszu na pokrycie kosztów ugód oraz przygotowanie szczegółowych rozwiązań w zakresie oferty przewalutowana dla klientów frankowych. Bank ogłosił sukces. W rzeczywistości właśnie dopełnił się los Zbigniewa Jagiełły w PKO BP.

Co wydarzyło się na walnym

Do kluczowego dla dalszego biegu wypadków zdarzenia doszło w 11 minucie obrad NWZA. Rafał Kozłowski, wiceprezes PKO BP odpowiedzialny m.in. za relacje z inwestorami, powiedział, że część akcjonariuszy sygnalizuje potrzebę przełożenia decyzji walnego w sprawie zawierania ugód do czasu, aż w kwestii franków wypowie się SN. Inni akcjonariusze natomiast chcą już dzisiaj podjąć uchwałę o rozpoczęciu negocjacji z klientami, gdyż uważają dalsze oczekiwanie na ukształtowanie się linii orzeczniczej za bezcelowe. Kwestię dostosowania postępowania ugodowego do wymogów orzeczenia SN gotowi są zostawić zarządowi i radzie nadzorczej.

Rafał Kozłowski, już jako akcjonariusz, złożył wniosek o ogłoszenie przerwy w posiedzeniu do 25 maja. Głosowanie uchwały miało pozwolić na określenie się, czy większość akcjonariuszy jest za rozpoczęciem procesu ugodowego, czy za odroczeniem.

- Niezwykle krótko chciałbym przedstawić, że skarb państwa popiera wniosek złożony przez prezesa Kozłowskiego. W ocenie skarbu państwa akcjonariusze powinni podjąć decyzję w sprawie uchwał przedstawionych do porządku obrad, znając treść rozstrzygnięć sądów – powiedział przedstawiciel Ministerstwa Aktywów Państwowych (MAP).

To niespodziewana wolta, bo dotychczas skarb deklarował poparcie dla uruchomienia programu ugód. Co ją spowodowało? Nie wiadomo. Z naszych informacji wynika tylko, że tuż przed walnym MAP zasygnalizowało chęć przełożenia obrad.

Inny akcjonariusz poprosił o przerwę na konsultacje. Pięć minut późnej odbyło się głosowanie. Wniosek o przerwę nie przeszedł, gdyż nie uzyskał dwóch trzecich głosów. Następnie odbyło się głosowanie uchwały w sprawie rozpoczęcia procesu ugód, która przeszła większością głosów, m.in. MAP. Resort znalazł się w sytuacji bez wyjścia: musiał zagłosować za ugodami, bo bardzo trudno byłoby mu wytłumaczyć głosowanie przeciw.

- Zbigniew Jagiełło oszukał MAP. Obiecywał, że wszystkie banki wejdą w program ugód, tymczasem PKO BP został w nim sam. Umowa była taka, że NWZA ogłosi przerwę do czasu, aż sytuacja się wyjaśni – mówi osoba zbliżona do MAP.

- Nie było żadnej umowy. MAP zmieniło zdanie w sprawie uchwał walnego i chciało ogłosić przerwę. Wiedziało, że nie będzie łatwo uzyskać poparcia dwóch trzecich akcjonariuszy, co potwierdziło późniejsze głosowanie - twierdzi źródło zbliżone do banku.

Jeśli przyjąć pierwszą narrację, Zbigniew Jagiełło koncertowo ograł MAP, które - mimo wcześniejszych deklaracji poparcia dla banku i programu ugód - nie zamierzało wspierać zarządu, ale przeciwnie, mnożyć przeszkody.

Było to jednak pyrrusowe zwycięstwo. Ośmieszone MAP postanowiło wziąć odwet. Zresztą od początku urzędowania Jacka Sasina nazwisko Zbigniewa Jagiełły widniało wysoko na jego liście menedżerów przewidzianych do zwolnienia.

Rada nadzorcza, która wcześniej popierała opcję ugodową, nagle zaczęła mieć wątpliwości nie tylko co do programu, ale czystości intencji prezesa. I tu właśnie wypłynęła sprawa kredytów kupionych wraz z Nordeą.

Na zasadzie łączenia kropek pojawiły się wątpliwości. Rada nadzorcza zaczęła zadawać pytania, czy aby impet, jaki PKO BP chciał nadać pracom zespołu bankowego, nie był obliczony na to, by szybko naprawić błąd, jakim było przejęcie Nordei. RN dociskała prezesa, że przecież w 2014 r., kiedy problem frankowy nabrzmiewał, przekonywał o opłacalności transakcji, co czas negatywnie zweryfikował. Jaka jest gwarancja, że teraz Zbigniew Jagiełło ma rację, namawiając do ugód?

Stanowisko rady usztywniło się, kiedy z MAP przyszedł harmonogram czerwcowego walnego z punktem zmian w radzie nadzorczej. Wiele wskazuje na to, że gdyby Zbigniew Jagiełło nie podał się do dymisji, rada w nowym składzie odwołałaby go z funkcji. Pretekstem miała być strata zaksięgowana przez bank za 2020 r. na poczet pokrycia kosztów ugód.

Komitet polityczny zadecydował

Zarzuty wobec Zbigniewa Jagiełły związane z Nordeą mają taką samą merytoryczną wagę jak pięć lat temu, czyli żadną. Do czarnego czwartku, czyli do 15 stycznia 2015 r., kiedy kurs franka szwajcarskiego wystrzelił, transakcje przejęć na rynku bankowym odbywały się z dobrodziejstwem inwentarza, w tym portfelem walutowym. Operacje „carve out”, czyli wydzielenia kredytów frankowych, zaczęto przeprowadzać dopiero po tej dacie.

Rzecz w tym, że pozycja szefa PKO BP wiosną 2021 r. była diametralnie inna niż jesienią 2015 r. Zawsze była ona funkcją siły Mateusza Morawieckiego, a obecnie premier jest słaby. Według naszych informacji decyzja o dymisji została podjęta na Nowogrodzkiej przez biuro polityczne PiS. Zbigniewowi Jagielle zakomunikował ją premier. Jedynym, co zdołał uzyskać menedżer po 12 latach pracy w banku, była obietnica, że wszystko odbędzie się w sposób cywilizowany, a nie podczas nocnej rady nadzorczej.

- Wszyscy w PiS są przeciw Mateuszowi Morawieckiemu. Panuje przekonanie, że wykorzysta on fundusze unijne na odbudowę gospodarki do umocnienia swojej pozycji. To zaś oznacza, że jest ostatni moment, by strącić go z fotela, bo za rok będzie mocniejszy – mówi osoba z otoczenia Nowogrodzkiej.

Kto zostanie prezesem PKO BP

Kwestia następcy odchodzącego prezesa to na razie wielka niewiadoma. Usuwanie Zbigniewa Jagiełły nie było motywowane chęcią zastąpienia go kimś innym, ale pozbycia się go z banku. Czas na personalia przyjdzie później. Chętnych nie zabraknie. Na giełdzie nazwisk pojawił się Paweł Borys, szef PFR i najbliższy współpracownik premiera, były menedżer PKO BP. To jednak raczej płonna nadzieja tych, którzy liczą na merytoryczną kontynuację misji Zbigniewa Jagiełły. Taką decyzję mógłby forsować tylko premier, pozbawiony siły przebicia. Natychmiast odżyły też spekulacje o Jerzym Kwiecińskim, członku zarządu Pekao. Ma większe szanse niż Paweł Borys, ale jako uchodzący za członka drużyny Mateusza Morawieckiego raczej nie pasuje do roli faworyta. Przeważa pogląd, że swojego kandydata będzie chciał nominować Jacek Sasin, bo nie po to utrącił człowieka premiera, żeby nie przejąć władzy w banku. Wicepremier i szef MAP od dawna próbuje umieścić w PKO BP swoich ludzi - wkrótce wiceprezesem ma zostać Zbigniew Chmiel, obecnie dyrektor pionu zasobów ludzkich w Pekao, a wcześniej pracownik biura poselskiego Jacka Sasina.

Jedno jest pewne - po niedawnej decyzji KNF, dopuszczającej możliwość ubiegania się o kierownicze posady w bankach przez byłych pracowników administracji, grono kandydatów na fotel prezesa PKO BP jest szerokie. Gwoli przypomnienia: w 2007 r. Kazimierz Marcinkiewicz, po tym jak usunięto go z fotela premiera, dostał obietnicę objęcia sterów PKO BP. Został tylko p.o. prezesa. Inne wtedy były standardy.

Zastał bank drewniany, zostawił murowany

Wczorajszy 5-procentowy spadek kursu akcji PKO BP (ponad 2,4 mld zł kapitalizacji rynkowej) jest lepszy niż tysiąc słów komentarza do dymisji szefa PKO BP.

Czy ktoś lubi Zbigniewa Jagiełłę, czy nie, musi przyznać, że jest autorem niebywałej transformacji PKO BP z państwowego molocha w nowoczesny bank. 10 lat temu konto w banku, któremu konkurenci zabierali rynek i klientów, było synonimem obciachu. Dzisiaj PKO BP to stabilna instytucja, dobrze wyczuwająca światowe trendy w bankowości.

Zbigniew Jagiełło okazał się niezwykle sprawnym korporacyjnym i politycznym graczem, umiejętnie podporządkowującym sobie ludzi. Stworzył w banku silny zespół zdolnych i lojalnych współpracowników. Z drugiej strony w ostatnich latach do banku przestała napływać świeża krew z rynku, co może być pokłosiem politycznych zależności.

Zbigniew Jagiełło, pytany przez „Puls Biznesu”, co uważa za największy sukces 10-letnich wtedy rządów, powiedział: „uniknęliśmy strategicznych błędów”. To naprawdę bardzo dużo. W bankowości nie ma miejsca na brawurę, ale kto się nie rozwija, ten ginie. PKO BP za rządów Zbigniewa Jagiełły stał się średniej wielkości bankiem w Europie, o stabilnym bilansie, mającym doświadczenie w przejęciach, umiarkowane know how w zakresie zagranicznych inwestycji, dobre zaplecze informatyczne i nowoczesne spojrzeniem na bankowość.

Kiedy menedżer obejmował prezesurę w 2010 r., PKO BP był bankiem nr 2, za Pekao. Dzisiaj - co bank z lubością, ale zasadnie, wpisuje w firmowej stopce - jest „niekwestionowanym liderem sektora bankowego w Polsce”.

W ostatnich miesiącach PKO BP podjął próbę rozwiązania problemu kredytów frankowych. Proponowany scenariusz ugód jest najlepszym z możliwych, dającym szansę na zakończenie wieloletniej sagi, która jest balastem dla sektora bankowego, systemu sądowniczego i całej polskiej gospodarki.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Polecane