„Puls Biznesu”: W jakiej kondycji jest dzisiaj europejska gospodarka?

Valdis Dombrovskis, wiceszef Komisji Europejskiej: Obecnie obserwujemy w Unii Europejskiej (UE) kontynuację umiarkowanego ożywienia gospodarczego. Spodziewamy się, że w tym roku tempo wzrostu PKB przyspieszy do 1,9 proc., a w przyszłym do 2 proc. Nasze priorytety w polityce gospodarczej to wzmacnianie tego ożywienia, bo takie tempo wzrostu jest poniżej oczekiwań — nie służy tworzeniu wystarczającej liczby miejsc pracy i szybkiemu spadkowi stopy bezrobocia w wielu krajach członkowskich. W 2016 r. będziemy się również skupiali na stymulowaniu inwestycji dzięki tzw. planowi Junckera oraz wspieraniu reform strukturalnych zarówno na poziomie Unii, jak i poszczególnych państw członkowskich. W ten sposób chcemy przywrócić konkurencyjność gospodarek i jednocześnie namawiać członków UE do zachowania odpowiedzialności budżetowej. Nie ma bowiem czegoś takiego jak zrównoważony wzrost bez zrównoważonych finansów publicznych.
Nasz nowy rząd zakłada, że tegoroczny deficyt sektora finansów publicznych może przekroczyć 3 proc. Czy to może być dla Polski problem w kontekście unijnych wymagań?
W tym roku Polska wyszła z procedury nadmiernego deficytu, innymi słowy, osiągnęła cel doprowadzenia deficytu budżetowego poniżej 3 proc. Komisja Europejska prognozuje, że w tym roku i kolejnych latach deficyt utrzyma się na poziomie 2,8 proc. PKB. Dyskutowałem na ten temat z ministrem finansów Pawłem Szałamachą i wicepremierem Mateuszem Morawiecki m. Od obu usłyszałem zobowiązanie, że rząd chce utrzymać deficyt poniżej 3 proc. PKB. Ministrowie podkreślali też, że plan ten jest w dużej mierze oparty na poprawie ściągalności podatków. Jednak w Komisji Europejskiej podchodzimy do takich zapewnień ostrożnie i oczekujemy, że Polska przedstawi szczegółowy plan i konkretne działania, jak chce ten cel osiągnąć. Potrzebne są również szczegółowe wyliczenia, jak to wpłynie na finanse publiczne. Wzywamy polskie władze do utrzymania deficytu poniżej 3 proc. i stopniowego ograniczania go w kierunku średnioterminowego celu budżetowego [1 proc. deficytu strukturalnego — red.]. Bardzo złym sygnałem byłoby, gdyby tuż po opuszczeniu procedury nadmiernego deficytu Polska miała do niej wrócić. Dlatego ważne jest, żeby nie przestrzelić z deficytem powyżej 3 proc.
Jakie mogą być dzisiaj konsekwencje, jeśli deficyt okaże się wyższy niż unijne limity?
Zgodnie z Paktem Stabilności i Wzrostu kraje członkowskie UE trafiają wówczas do procedury nadmiernego deficytu. Najpierw KE wnioskuje o otwarcie procedury, a decyzję podejmuje Rada Europejska. Kraj ze zbyt wysokim deficytem dostaje czas na pokazanie ścieżki jego ograniczania, która jest na bieżąco monitorowana. Jeśli nie wywiązuje się ze zobowiązań i zaleceń, wówczas grożą mu za to sankcje. Możliwość wstrzymania wypłaty funduszy unijnych to ostateczność. Warto jednak pamiętać, że już samo podleganie procedurze jest złym sygnałem dla inwestorów, podnosi koszty obsługi długu.
Co pan sądzi o polityce fiskalnej w skali całej Unii i możliwości stymulowania wzrostu przez zwiększanie wydatków publicznych?
Jesteśmy po przeglądzie projektów budżetów krajów strefy euro, które są oceniane przez KE, zanim trafią do narodowych parlamentów. Widzimy przejście z oszczędności w finansach publicznych do neutralnego nastawienia, co przy zachowaniu łagodnej polityki monetarnej jest właściwą mieszanką polityki gospodarczej. W obecnych warunkach wzmacnia ożywienie gospodarcze, ale z drugiej strony pokazuje problem nadmiernych deficytów i wysokiego długu publicznego w wielu krajach.
Jak pan ocenia ostatnie działania Europejskiego Banku Centralnego (EBC) i konieczność dalszego wsparcia gospodarki niestandardowymi instrumentami?
W ubiegłym tygodniu EBC zdecydował się wydłużyć program luzowania ilościowego w strefie euro do końca marca 2017 r. oraz reinwestować pieniądze z zapadających obligacji, jeśli to będzie potrzebne. Dodatkowo pojawiła się możliwość skupu długu regionalnego i lokalnego. Mamy także obniżkę stopy depozytowej do minus 0,3 proc. To w jakimś stopniu powinno się przełożyć na wzrost kredytowania w realnej gospodarce. EBC chce też podnieść inflację do poziomu celu, czyli blisko, ale poniżej 2 proc. Dzisiaj wynosi ona w strefie euro zaledwie 0,1 proc. Stąd niestandardowe działania banku centralnego są usprawiedliwione. Musimy jednak pamiętać, że nie da się rozwiązać strukturalnych problemów strefy euro tylko z użyciem narzędzi polityki monetarnej. Kraje członkowskie muszą przeprowadzić reformy strukturalne, bo działania EBC to jedynie kupowanie czasu. Ożywienie opiera się obecnie na czynnikach tymczasowych, jak spadek cen ropy, niskie stopy procentowe czy słabe euro, które wspiera eksporterów. To nie jest nam jednak dane na zawsze, dlatego tak ważny jest wysiłek na rzecz reform.