Używając sportowego słownika — to była krótka piłka. Wojewódzkiemu Sądowi Administracyjnemu (WSA) zajęło co prawda kilka miesięcy, żeby rozpatrzyć skargę Leszka Czarneckiego na decyzję Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), która nałożyła na niego karę 20 mln zł, ale odczytanie wyroku trwało chwilę. Sąd odniósł się w zasadzie tylko do jednego argumentu prawników byłego właściciela Getin Banku i na tym poprzestał. Potwierdził mianowicie starą zasadę, że prawo nie działa wstecz. KNF ukarała inwestora za to, że nie wywiązał się ze zobowiązań inwestorskich i do wymierzenia kary wykorzystała przepisy z 2018 r. Leszek Czarnecki złożył je natomiast siedem lat wcześniej — w 2011 r.
Już momencie nakładania kary wielu prawników zwracało uwagę na wadliwość decyzji właśnie w związku z zastosowaniem aktualnych przepisów do historycznych zdarzeń. W 2011 r. sankcje wobec inwestora łamiącego zobowiązania były bez porównania łagodniejsze niż po zmianach wprowadzonych w 2018 r. W najgorszym razie mógł zostać pozbawiony prawa wykonywania głosu z akcji, co zresztą stało się udziałem funduszu Abris, którego nadzór zakneblował opierając się właśnie na tym przepisie, i nakazać sprzedaż FM Banku.
Z naszych informacji wynika, że WSA nie odniósł się do pozostałych argumentów Leszka Czarneckiego podważających decyzję KNF, a było ich sporo, i poprzestał tylko na podniesieniu argumentu o nieretroaktywności prawa.
KNF odniosła się do decyzji WSA w komunikacie, w którym powtórzyła główne tezy decyzji z października 2022 r., czyli głównie niewywiązanie się z obowiązku dokapitalizowania Getinu. Zapowiedziała odwołanie się od wyroku do Naczelnego Sądu Administracyjnego (NSA).