W ciągu ostatnich trzech miesięcy meksykańskie limonki podrożały pięciokrotnie. To wina nie tylko pogody i choroby upraw
Nagły wzrost cen dotknął nie tylko Meksykanów, dla których sok z limonki jest jednym z podstawowych składników kuchni, ale również rozmiłowanych w margharitach i innych specjałach tex-mex Amerykanów. Aż 98 proc. tych owoców w USA pochodzi właśnie z Meksyku.
Artykuł dostępny dla subskrybentów i zarejestrowanych użytkowników
REJESTRACJA
SUBSKRYBUJ PB
Zyskaj wiedzę, oszczędź czas
Informacja jest na wagę złota. Piszemy tylko o biznesie
Poznaj „PB”
79 zł7,90 zł/ miesiąc
przez pierwsze 3 miesiące
Chcesz nas lepiej poznać?Wypróbuj dostęp do pb.pl przez trzy miesiące w promocyjnej cenie!
W ciągu ostatnich trzech miesięcy meksykańskie limonki podrożały pięciokrotnie. To wina nie tylko pogody i choroby upraw
Nagły wzrost cen dotknął nie tylko Meksykanów, dla których sok z limonki jest jednym z podstawowych składników kuchni, ale również rozmiłowanych w margharitach i innych specjałach tex-mex Amerykanów. Aż 98 proc. tych owoców w USA pochodzi właśnie z Meksyku.
ZIELONE ZŁOTO:
Limonki stały się tak
drogie, że Meksykanie
żartują, iż nadają się
teraz na inwestycję,
a nie do kuchni
[FOT. EASTNEWS]
None
None
— Klienci mówią już, że sprzedaję „zielone złoto”. Jedna z kobiet powiedziała, że zamiast przyprawiać limonkami jedzenie, powinna raczej zmieniać je w naszyjnik, takie są drogie — narzeka Alberto Reyes Stanislao, hurtownik handlujący limonkami pod miastem Meksyk.
Odkąd musi je sprzedawać po 50 pesos za kg (11,5 zł), sprzedaż spadła o połowę. W USA za jednego cytrusa trzeba dziś płacić aż 53 centy, zamiast 21 centów rok temu, w Kanadzie — nawet 1,50 CAD. W USA cena skrzynki tzw. limonek perskich podskoczyła z 40 do 100 USD, a popyt jest ciągle wysoki.
— Wygląda na to, że im coś jest droższe, ludzie bardziej tego chcą — mówi Ruben Jacobo, uliczny sprzedawca tacos. Najczęściej podawaną przyczyną limonkowego boomu jest zbyt deszczowa pogoda pod koniec ubiegłego roku w stanie Michoacán oraz choroby dziesiątkujące uprawy w stanie Colima.
„Huffington Post” sugeruje jednak, że głównym winowajcą może być panujący w Michoacán kartel narkotykowy Rycerze Templariusze, próbujący od kilku lat przejąć całkowitą kontrolę również nad dochodami z produkcji limonek. Gazeta cytuje Gustavo Arellano, mieszkającego w USA meksykańskiego dziennikarza, opisującego kulisy trwających od lat prób eliminacji narkotykowych karteli.
— Dziś kontrolują tam sytuację do tego stopnia, że jeśli są mili, nakładają na rolników drakońskie haracze, jeśli niemili, po prostu ich zabijają — tłumaczy Gustavo Arellano. Wprawdzie lokalne władze i grupy farmerów powołały już własną milicję, ale nie ma ona wystarczającego wsparcia rządu, który „czuje się złapany w pułapkę”.
— Powstał chaos, który wykorzystuje zarówno sam kartel, jak i spekulanci. To oni windują ceny do takich poziomów — wyjaśnia Gustavo Arellano. Przetransportowanie do amerykańskiej granicy zebranych owoców bywa tak trudne, że hurtownie organizują uzbrojone oddziały do ochrony ciężarówek przed hordami zorganizowanych złodziei. Cała nadzieja w tym, że drzewko limonkowe kwitnie i owocuje przez cały rok.