Opadł kurz po spektakularnym załamaniu się dotcomów na giełdzie Nasdaq. Można już więc z całą odpowiedzialnością ogłosić, że proroctwa głoszące szybki zanik Internetu nie ziściły się. Nie sprawdziły się też prognozy szybkiego wzbogacenia go o funkcje związane ze sterowaniem i monitorowaniem różnych domowych i biurowych urządzeń. X-Internet, bo tak miała się nazywać rozszerzona wersja Internetu, ograniczył się co najwyżej do tzw. web kamer, czyli przekazywania słabych pod względem jakości ruchomych obrazków, a często jedynie odświeżanych co pewien czas zdjęć. Na sprawdzanie zawartości lodówki, temperatury czy otwieranie garażu trzeba będzie jeszcze poczekać.
Wynajęcie łącza transmisji danych w relacjach międzykontynentalnych stało się już możliwe nawet dla niezbyt wielkiej firmy. Im bardziej jednak łącze ma mieć lokalny charakter, tym staje się relatywnie droższe, a czasem wręcz nie do zdobycia. Choć kraje Unii Europejskiej przy polskim sektorze telekomunikacyjnym wydają się ostoją wolnego rynku, to i w tamtym obszarze byli monopoliści trzymają się nad wyraz dzielnie. Udostępnienie przyłączy abonenckich nowym operatorom przebiega bardzo opornie, co naturalnie przekłada się na ceny, jakość i dostępność.
Wbrew oczekiwaniom autorów planu eEurope na Starym Kontynencie ciągle jeszcze dominuje tzw. wąskopasmowy dostęp do Internetu (przepływności nie przekraczające 128 kb/s), często rozliczany za czas połączenia. Mimo wszystko, można mówić, że zeszły rok w wielu krajach przyniósł przełom. W Wielkiej Brytanii w połowie 2002 roku czas wykorzystania łączy telefonicznych na połączenia z Internetem przewyższył sumaryczny czas poświęcany przez Brytyjczyków na rozmowy telefoniczne. Co istotne, 75 proc. czasu zajmują połączenia objęte ryczałtem, czyli bez limitów czasowych i korzysta z nich przeszło 61 proc. rodzin posługujących się Internetem.
W Wielkiej Brytanii tempo przyrostu połączeń po liniach telefonicznych do Internetu zaczęło już spadać. Szybkości nabiera wzrost liczby osób fizycznych korzystających z szerokopasmowych łączy stałych. We wrześniu 2002 r. w Wielkiej Brytanii liczba indywidualnych użytkowników łączy stałych przekroczyła milion, w tym 59 proc. wykorzystuje do tego celu usługi operatorów telewizji kablowych, a reszta technikę ADSL.
Trend do stosowania przez osoby prywatne szerokopasmowych łączy stałych jeszcze wyraźniej zaznacza się w USA, gdzie w grudniu 2002 było już 33,6 mln indywidualnych użytkowników dostępu szerokopasmowego (60-proc. wzrost w stosunku do roku 2001). Tendencja ta obserwowana jest już drugi rok mimo braku rozliczeń za czas połączenia w ruchu lokalnym. Liczba użytkowników dostępu wdzwanianego w USA zmalała w minionym roku o 10 proc. (do 74,4 mln).
W Wielkiej Brytanii BT życzy sobie 39,99 funtów brytyjskich za ADSL 512/128 kb/s, przy czym w tej wersji do łącza może być przyłączone nawet 50 użytkowników (współdzielą oni pasmo). W USA Verizon za 39,95 dolara miesięcznie oferuje ADSL 768/128 kb/s. Jeszcze korzystniej kształtują się ceny w Deutsche Telekom: za 29,95 euro oferowany jest ADSL 768/128 Kb/s.
Plany uzyskania TP SA w 2002 roku 35 tys. abonentów Neostrady plus nie zostały wykonane, głównie z powodów technicznych. Na koniec roku Neostrada miała około 17 tys. użytkowników.
Z łączy stałych najtańsze jest przyłącze SDI, niestety o — urągającej już dzisiejszemu poziomowi rozwoju techniki — przepływności 115 kb/s. Zaletą tego rozwiązania jest jednak tzw. stały adres IP (można mu przypisać nazwę własnej domeny, a komputer użytkownika będzie jednoznacznie rozpoznawany w sieci). Na koniec 2002 roku z SDI korzystało ponad 100 tys. użytkowników, a kolejne 20 tys. oczekiwało w kolejce. Ubiegły rok przyniósł też nową usługę iDSL, która zbliżona jest parametrami technicznymi do oferty w Europie lub w USA, ale niemal 3-krotnie droższa od usług oferowanych przez Deutsche Telekom. Kolejny problem polega na tym, że sieć TP SA, w odróżnieniu od sieci europejskich, jest przeważnie mocno przeciążona. Oferowane przepływności są więc nie tylko wartością maksymalną wynikającą z cech zainstalowanego sprzętu, ale najczęściej też czysto teoretyczną.
Są w Polsce dostawcy gwarantujący w ramach swojej sieci określoną przepływność. Tele2 oferująca radiodostęp także w wersji dla zastosowań biznesowych, za zagwarantowanie przepływności 64 kb/s żąda 349 zł netto, a za gwarantowane 512 kb/s — aż 1249 zł netto. Jeśli jednak użytkownik Tele2 zdecyduje się na indywidualne przyłącze z prędkością do 512 kb/s, zapłaci znacznie mniej, bo 249 zł netto.
Dla większości indywidualnych użytkowników tematem dnia nie jest jednak przepływność, lecz szansa ucieczki przez kosztami wynikającymi z rozliczania czasu korzystania z dostępu do Internetu. Pierwszą jaskółką było tu wprowadzenie przez TP SA pakietu 30 za 60. Jednak 30 godzin, choć wydaje się dostatecznie długim czasem przy pełzającej sieci TP SA, mija w mgnieniu oka. A po przekroczeniu limitu opłaty rosną lawinowo. Ponieważ operator nie daje żadnej szansy kontrolowania zużytego już czasu, na rynku pojawiły się programy, które dokładnie zliczają czas spędzony on-line. Nazwa jednego z nich — Bankrut — znakomicie ilustruje nastroje internautów. Obecnie TP SA oferuje już trzy pakiety: 15, 30 i 45 godzin.
Choć jeszcze niedawno w rozwiązaniach radiowych pokładano ogromne nadzieje, sieci radiodostępu nie stały się antidotum na monopol telekomunikacyjny. Ani w Polsce, ani na świecie. Techniki radiowe LMDS (w Polsce stosował je m.in. Formus — spółka, w której współwłaścicielem był potentat w produkcji mikroprocesorów, firma Intel) okazały się po prostu zbyt drogie, by zapewnić bazę dla konkurencji z sieciami kablowymi. Co gorsze, sukces oznacza dla ich operatorów kłopot, bo wraz z rosnącą liczbą użytkowników wyczerpują się zasoby pasma radiowego. Radiodostęp do Internetu umożliwia rozwiązywanie problemów w miastach, gdzie sieć kablowa jest słabo rozwinięta lub w złym stanie.
Do nieporozumień prowadzą informacje podsuwane przez operatorów komórkowych, którzy wprowadzili usługi GPRS, z rozliczaniem nie za czas, ale za ilość przesyłanych danych. Nieporozumienie polega na sugerowaniu, że jest to oferta konkurencyjna cenowo do łączności kablowej. Atrakcja GPRS polega na uniezależnieniu się od sieci stacjonarnej, co dla wielu dynamicznie działających osób ma niezaprzeczalną wartość. Kolejna atrakcja to brak stresu finansowego wynikającego z oczekiwania na informacje sączące się z przeciążonych serwerów (a takich jest w Polsce większość).
Jako przykład weźmy niezbyt intensywną, godzinną sesję, w której przeglądane są strony WWW. Przy zbieraniu informacji do tego artykułu taka godzinna sesja oznaczała wymianę łącznie około 4 MB danych. Opłata za godzinny dostęp dial-up wyniosłaby 5,78 zł (w godzinach szczytu). 4 MB danych przesłane w sieci GPRS operatora Plus GSM kosztowałyby 20 zł, w Idei Optima — 23,26 zł, a u operatora Era — 25,68 zł.
Atrakcyjną cenowo alternatywą dostępu do Internetu tak w Polsce, jak i na świecie jest sieć telewizji kablowej. W Polsce utrudnieniem są zawarte niegdyś umowy z TP SA, która udostępniła wówczas swoją kanalizację techniczną do budowy sieci telewizji kablowej. No właśnie: tylko telewizji, a nie Internetu. Sieć telewizji kablowej UPC obejmuje około miliona użytkowników. Większość z nich mogłaby również zostać internautami. A jednak dodatkowe 150 zł miesięcznie to zauważalna w domowym budżecie kwota.
Poszukiwanie tańszego dostępu do Internetu zaowocowało wieloma inicjatywami nazywanymi żartobliwie sieciami „Trzepak”. Sprowadzają się one do ułożenia w bloku sieci LAN i przyłączenia jej do jednej z oferowanych na rynku usług dostępowych. W ten sposób koszty dzielą się na większą liczbę osób i oscylują przeciętnie w granicach kilkudziesięciu złotych. Choć w większości współdzielone przyłącze oznacza bardzo marne parametry, dla poszczególnych użytkowników jednak jest to czasem jedyne osiągalne finansowo rozwiązanie.
Ponad rok oczekiwaliśmy na ofertę „Internetu z gniazdka”. Niestety, to nadal plany. Łącza 2 Mb/s wymagają zorganizowania grupy 30 osób. W przypadku technik tradycyjnych opłata instalacyjna 610 zł brutto jest zbliżona do innych ofert, natomiast kłopot polega na zorganizowaniu dosyć licznej grupy klientów. Korzystanie z „Internetu z gniazdka” to jednak aż 1220 zł opłaty instalacyjnej. Dla osób indywidualnych (bez grupy) ceny ustawiono na poziomie zniechęcającym — 1000 euro opłata instalacyjna, 3 tys. złotych „za doprowadzenie” (?) i abonament do ustalenia.
Autor jest dyrektorem Instytutu eGospodarki w Centrum im. Adama Smitha