International Bank of Azerbaijan, który w maju zaprzestał obsługi obligacji wartych 3,3 mld USD, w ubiegłym tygodniu poprawił propozycję dla wierzycieli. Ustępstwa, które zdaniem obligatariuszy banku są zbyt skromne, mają na celu głównie uchronić Azerbejdżan przed całkowitą utratą zaufania inwestorów.

Zmniejszeniu i odsunięciu w czasie płatności oraz obowiązkowej wymianie obligacji na papiery azerbejdżańskiego skarbu sprzeciwia się część inwestorów, w tym towarzystwa Fidelity oraz Franklin Templeton.
— Nowa propozycja jest równie rozczarowująca jak poprzednia. Zagraniczni inwestorzy nie mogą zrozumieć, dlaczego bogaty w ropę kraj, dysponujący olbrzymim funduszem majątkowym, nie ma pieniędzy na zwrot długu inwestorom — komentuje w rozmowie z Bloombergiem Lutz Roehmeyer, zarządzający Landesbanku Berlin.
Inwestorzy z giełdy w Dublinie, gdzie notowane są papiery banku, wyceniają całkowite straty jego wierzycieli na blisko 600 mln USD. Jahangir Hadżijew, wieloletni prezes banku, został skazany na 15 lat więzienia w związku z malwersacją funduszy oraz nadużyciem uprawnień.
Zdaniem prokuratorów, był zamieszany w udzielanie niezatwierdzonych kredytów. Lutz Roehmeyer, w którego funduszach znajdują się feralne obligacje, z rozbrajającą szczerością przyznaje, że bank nigdy nie był uznawany za dobrze zarządzany. Według niego inwestorzy pożyczali mu pieniądze tylko dlatego, że cieszył się gwarancjami azerbejdżańskiego skarbu.
Właśnie dlatego ogłoszona w maju niewypłacalność była dla nich szokiem. — Łatwo obliczyć, jaką szkodę przyniesie niewypłacalność. Nawet niewielka zwyżka kosztów finansowania, której doświadczy Azerbejdżan, z nawiązką przekroczy krótkoterminową oszczędność na spłatach zadłużenia — mówi Lutz Roehmeyer.
Afera odbija się coraz szerszym echem, bo wśród poszkodowanych znalazł się fundusz emerytalny — chodzi o państwowy fundusz Kazachstanu. W emisjach feralnego banku pośredniczyły renomowane instytucje JP Morgan Chase oraz Citigroup, nie sprzeciwił się jej też regulator rynkowy z Irlandii, gdzie się odbyły.
W ostatnich latach to właśnie Zielona Wyspa stała się dla spółek z byłego Związku Radzieckiego idealnym źródłem pozyskiwania finansowania. Za pośrednictwo i doradztwo w objętych słabym nadzorem projektach tego typu krajowa branża finansowa zgarnęła ponad 224 mln EUR opłat.
Kosztem może być jednak utrata reputacji, bo w wielu finansujących się w ten sposób (głównie rosyjskich) podmiotach wkrótce ujawniono przypadki niegospodarności, a nawet korupcji i malwersacji, w wyniku czego inwestorzy ponieśli dotkliwe straty.
— Brak nadzoru nad tym systemem prowadzi do sytuacji, w której wątpliwe, nieetyczne, a czasami wręcz nielegalne finansowanie może płynąć w sposób niekontrolowany — ostrzega Shaen Corbet, profesor finansów na Uniwersytecie Dublińskim.