Strajki pracowników, które w ostatnich miesiącach powodują wzrosty cen na rynkach złota i ropy, nie omijają również kopalń miedzi. Szczególnie niebezpiecznie wygląda sytuacja w Chile, będącym największym światowym producentem tego surowca. Na początku tygodnia decyzję o rozpoczęciu strajków podjęła Dona Ines de Collahuasi, trzecia największa kopalnia w południowoamerykańskim kraju, odpowiedzialna za około 2,5 proc. światowgo wydobycia. Pracownicy tej firmy dołączyli do swoich kolegów w największej chilijskiej kopalni, kontrolowanej przez państwo firmie Coldeco, gdzie strajk trwa od 25 czerwca.
Nic więc dziwnego, że ceny miedzi rosną praktycznie nieprzerwanie od dwóch tygodni. Za czerwony metal na LME w Londynie trzeba zapłacić powyżej 8 tys. USD za tonę, podczas gdy jeszcze pod koniec czerwca ceny kształtowały się w okolicach 7,3 tys. USD za tonę.
Podobna jak w Chile jest sytuacja w Meksyku oraz w Peru. W obu tych krajach pracownicy kopalń domagają się podwyżek jako konsekwencji wyższych cen, a co za tym idzie, wyższych zysków przedsiębiorstw.
Napięta jest sytuacja także w polskiej spółce KGHM, gdzie związki zawodowe wywierają coraz większą presję na zarząd firmy, próbując doprowadzić do zwiększenia wynagrodzeń i świadczeń socjalnych. Podczas ostatniego referendum większość pracowników kopalni opowiedziała się przeciw wypłaceniu prawie całego zysku akcjonariuszom w formie dywidendy (takie stanowisko przeforsowało ministerstwo skarbu, największy akcjonariusz KGHM). Argumentowali, że zarobek kopalni w większym stopniu powinien trafić do załogi. Liderzy związków zawodowych na razie podkreślają, że strajki są ostatnią formą protestu, jednak nie wykluczają takiej możliwości, jeżeli nie uda się osiągnąć kompromisu.
Tomasz Wronka
Dom Maklerski X-Trade Brokers