Firma pożyczkowa chce oddać wierzycielom tylko 35 mln zł ze 118 mln zł, tłumacząc, że to wina zmian w prawie. Prokuratura i obligatariusze podejrzewają ją jednak o oszustwo
Branża pożyczkowa mocno ucierpiała na pandemii koronawirusa. A raczej na wprowadzonej w kwietniu 2020 r. regulacji, która ścięła limit kosztów pozaodsetkowych, co drastycznie obniżyło rentowność biznesu. Andrzej Brzeski i Janusz Bigus, szefowie i właściciele gdyńskiej Mikrokasy, tym właśnie tłumaczą utratę przez spółkę płynności i postawienie jej w stan restrukturyzacji w lipcu 2020 r. Obligatariusze, których papiery miały być zabezpieczone na portfelu pożyczkowym Mikrokasy, który miał mieć wartość większą niż obligacje, mają inne zdanie. Jedno i drugie okazało się bowiem iluzją, a większości z nich spółka proponuje spłatę zaledwie 25 proc. ich wierzytelności.

Pozorne zabezpieczenie
Długi Mikrokasy sięgają 118 mln zł, z czego 81 mln zł stanowi zadłużenie z tytułu obligacji aż 43 serii, wyemitowanych między lipcem 2017 r., a czerwcem 2019 r. Wszystkie zabezpieczone były zastawem rejestrowym na portfelu pożyczkowym, który przy ostatnich emisjach w 2019 r. wyceniany był na 85,8 mln zł. Tymczasem wycena portfela przeprowadzona już po starcie restrukturyzacji, we wrześniu 2020 r., opiewa na… 24,5 mln zł. A jego wartość likwidacyjna to… 8,5 mln zł.
Co to oznacza? Że faktycznie zabezpieczone są jedynie obligacje tylko siedmiu serii, a pozostałych 36 nie. A to istotne, bo posiadaczom tych pierwszych Mikrokasa proponuje zwrot 75 proc. pieniędzy, a właścicielom tych drugich, czyli zdecydowanej większości z ok. 700 osób, zaledwie 25 proc. Według pełnomocników poszkodowanych obligatariuszy wyceny, towarzyszące emisjom obligacji, były nierzetelne, a propozycje nabycia papierów i warunki ich emisji wprowadzały inwestorów w błąd. To m.in. dlatego jeden z nich, adwokat Krzysztof Wysocki, zawiadomił prokuraturę.
Wycena wycenie nierówna
W sierpniu 2021 r. Prokuratura Regionalna w Gdańsku wszczęła śledztwo w sprawie podejrzenia oszukania obligatariuszy co do zamiaru wykupu obligacji i zabezpieczenia ich zastawem na zbiorze wierzytelności, a także w sprawie niegospodarności i działania na szkodę wierzycieli poprzez transakcje Mikrokasy z podmiotami powiązanymi osobowo.
Andrzej Brzeski, prezes i Janusz Bigus, wiceprezes Mikrokasy nie komentują sprawy, podkreślając jedynie, że spółce nie zostały przedstawione żadne zarzuty. Przypominają też, że do końca kwietnia 2020 r. Mikrokasa regulowała wszystkie zobowiązania, w całej historii wyemitowała obligacje za 167,6 mln zł, z czego wykupiła warte aż 86,6 mln zł, a także zapłaciła ponad 22 mln zł odsetek. Wszczęcie śledztwa przez prokuraturę oznacza jednak, że zdaniem śledczych istnieje „uzasadnione podejrzenie popełnienia” m.in. przestępstwa oszustwa.
W tym wątku chodzi m.in. o to, że wyceny pod zabezpieczenie obligacji, opiewające w 2019 r. na ponad 85 mln zł, oparte były na wartości nominalnej pożyczek. Zdaniem kancelarii Dubiński Jeleński Masiarz i Wspólnicy (kancelaria DJM), z którą współpracuje ponad 300 wierzycieli Mikrokasy, obligatariusze spółki byli w ten sposób wprowadzani w błąd. A to dlatego, że wyceny nie uwzględniały szkodowości portfela oraz kosztów jego windykacji i obsługi.
Dlaczego szefowie Mikrokasy, działający od lat w branży pożyczkowej, akceptowali wyceny po wartości nominalnej? I jak odnoszą się do faktu, że wycena przeprowadzona w 2020 r. już metodą DCF (zdyskontowanych przepływów pieniężnych) była niższa o, bagatela, ponad 60 mln zł?
Andrzej Brzeski tłumaczy, że wyceny były przeprowadzone w dwóch różnych okresach i co najważniejsze, sporządzono je na inne potrzeby. Przed sądem restrukturyzacyjnym zeznał, że wyceny metodą nominalną nie budziły jego zastrzeżeń, choć jednocześnie przyznawał, iż obsługa portfela wiąże się z licznymi kosztami. Z kolei zdaniem Janusza Bigusa obligatariusze wiedzieli, że wyceny opierają się na wartości nominalnej portfela i obejmując papiery nigdy tych wycen nie kwestionowali.
Pretensje do administratora zastawu
Dokładnie to samo mówi radca prawny Jakub Kinal, który był administratorem zastawów dla wszystkich serii obligacji. I właśnie tym tłumaczy fakt, że nie korzystał z „uprawnienia” do weryfikacji wycen. Tyle że przed sądem przyznał, że to nie było jego uprawnienie, a zobowiązanie. Oraz, że nie weryfikował profesjonalności wycen, a jedynie je „przeglądał”, nie dostrzegając błędów „może dlatego, że nie ma specjalistycznej wiedzy w tym zakresie”.
Pełnomocnicy wierzycieli twierdzą jednak, że Jakub Kinal, który w trakcie restrukturyzacji Mikrokasy został też kuratorem obligatariuszy, nie działa w ich interesie, jak mu nakazuje prawo, a w interesie Mikrokasy. Podkreślając, że wcześniej, w latach 2013-16, Jakub Kinal współpracował ze spółką jako radca prawny przy postępowaniach sądowych i egzekucyjnych, a także, że jest jednym z niewielu jej wierzycieli, który został przed restrukturyzacją w całości spłacony.
Co na to Jakub Kinal, którego rolę w całej sprawie również wyjaśnia prokuratura? Zapewnia, że zarzuty są bezpodstawne i zawsze działał „w interesie obligatariuszy”, „z należytą starannością” i „w sposób niezależny od Mikrokasy”.
Spirala zadłużenia
Pełnomocnicy wierzycieli twierdzą też, że to wcale nie COVID-19 i związane z nim zmiany prawne, a nadmierne zadłużenie Mikrokasy i wynikające z niego rosnące koszty finansowe doprowadziły spółkę na krawędź bankructwa. Z materiałów spółki przekazanych do sądu restrukturyzacyjnego wynika też, że już jej obligacje zabezpieczone były na portfelu wierzytelności prawie "na styk", a później szefowie Mikrokasy wciąż ją zadłużali poprzez, w żaden sposób już niezabezpieczone, umowy pożyczek i odkupu akcji.
Andrzej Brzeski i Janusz Bigus zwracają uwagę, że problemy, które dotknęły Mikrokasę w okresie pandemii, są charakterystyczne dla całej branży pożyczkowej i dotknęły nawet takich gigantów jak Provident czy Vivus. I rzeczywiście, jak pisaliśmy w „PB”, zgodnie z danymi Polskiego Związku Instytucji Pożyczkowych, który przeanalizował sprawozdania finansowe 184 firm, ich przychody zmniejszyły się w 2020 r. z 5 mld zł do 2,8 mld zł. Natomiast według Fundacji Rozwoju Rynku Finansowego aktywa sektora zmniejszyły się w ubiegłym roku z 6,5 mld zł do 4,8 mld zł.
W przypadku Mikrokasy spadki na obu poziomach były jednak dużo większe. Przychody gdyńskiej spółki w 2020 r. zmalały bowiem z 25,6 mln zł do zaledwie 7 mln zł, a jej aktywa zmniejszyły się z 146,9 mln zł do jedynie 53,8 mln zł. Tymczasem przychody, przywoływanych przez szefów Mikrokasy, Providenta i Vivusa spadły w 2020 r. dużo mniej (odpowiednio z 1,1 mld zł do 872 mln zł i z 360 mln zł do 296 mln zł). Pierwsza ze spółek wykazała też tylko 8,6 mln zł straty netto, a druga zarobiła na czysto 23,2 mln zł. A Mikrokasa w 2020 r. wykazała aż 68,9 mln zł straty netto.
W rezultacie zobowiązania spółki już na koniec 2019 r. sięgnęły 107,5 mln zł i były wyższe niż nawet nominalna wartość jej portfela pożyczek (96,9 mln zł). Czy w tej sytuacji szefowie Mikrokasy nie powinni złożyć wniosku o upadłość? Andrzej Brzeski zapewnia, że przesłanki niewypłacalności, obligujące do tego zarząd, nie były spełnione, a spółka regulowała swoje zobowiązania.
– Mikrokasa normalnie działała i jeszcze w marcu 2020 r. prowadziła rozmowy z potencjalnymi inwestorami na temat wejścia do spółki. Niestety wybuch pandemii i niekorzystne zmiany prawne wszystko zmieniły. Zdecydowaliśmy o złożeniu wniosku restrukturyzacyjnego w związku ze stwierdzeniem co najmniej zagrożenia niewypłacalności – tłumaczy Andrzej Brzeski.
Transakcje z podmiotami powiązanymi
Tym, co się działo już po otwarciu restrukturyzacji, pod kątem możliwości popełnienia przestępstw niegospodarności i działania na szkodę wierzycieli, również zajmuje się gdańska prokuratura. W jej piśmie do sądu restrukturyzacyjnego z września 2021 r. można przeczytać, że na wniosek wierzycieli weryfikuje m.in. tezę, że „część środków spółki jest wydatkowana do spółek powiązanych osobowo z zarządem Mikrokasy, co nie znajduje racjonalnego uzasadnienia, jak również nie spowodowało żadnej reakcji ze strony nadzorcy".
Co na to Agnieszka Wilk, nadzorca sądowy Mikrokasy? Twierdzi, że nie zna pisma prokuratury, choć znajduje się ono w aktach sprawy od prawie trzech miesięcy. Zapewnia również, że wezwała zarząd spółki do złożenia wyjaśnień w sprawie przepływów do podmiotów powiązanych, a później sprawą zajmował się też sąd.
Kontrowersje dotyczą wydatków na usługi księgowe (po kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie) i IT (po kilkadziesiąt tysięcy złotych co miesiąc), które trafiały do innych spółek, kontrolowanych przez szefów Mikrokasy.
- Wydatki na księgowość i IT są rynkowe, a w naszej ocenie nawet niższe niż stawki rynkowe – przekonują Andrzej Brzeski i Janusz Bigus.
I dodają, że przez cały okres restrukturyzacji gromadzą środki na rzecz wierzycieli, dzięki czemu na koniec listopada 2021 r. na kontach spółki było 11 mln zł.
Zarząd czy zarządca?
Zdaniem pełnomocników wierzycieli majątek spółki jednak wcale się nie powiększa, a systematycznie kurczy. Ma o tym świadczyć to, że w okresie restrukturyzacji wartość nominalna portfela wierzytelności Mikrokasy spadła z 85 mln zł do 63 mln zł, a około połowę odzysków z niego pochłonęły koszty funkcjonowania firmy.
Szefowie Mikrokasy odpowiadają, że koszty operacyjne spółki w 2020 r. spadły o ponad połowę (z 17,1 do 8,3 mln zł), a same wynagrodzenia o 30 proc. (z 3,25 mln zł do 2,27 mln zł). Tyle, że w tym samym roku przychody Mikrokasy zmalały dużo bardziej, bo aż o 73 proc., a wynagrodzenia obu członków zarządu nie spadły ani o złotówkę (wyniosły, podobnie jak w 2019 r. 881,1 tys. zł). Szczególnie to ostatnie irytuje poszkodowanych wierzycieli.
Andrzej Brzeski i Janusz Bigus twierdzą, że ich pensje są rynkowe i podkreślają, że przejęli wiele obowiązków po osobach, które musieli zwolnić. Dodają też, że ostatnio, czyli już po tym jak zarzuty tego dotyczące zaczęli podnosić wierzyciele, obniżyli swoje wynagrodzenia. O ile? Tego już nie ujawniają. Podobnie jak i tego, ile Mikrokasa płaci swym doradcom prawnym i restrukturyzacyjnym, a także administratorowi zastawów Jakubowi Kinalowi. Szefowie Mikrokasy zapewniają jedynie, że wydatki te nie odbiegają od standardów rynkowych i są raportowane nadzorcy sądowemu, a ten sprawozdaje je sądowi.
Te wszystkie tłumaczenia nie przekonują wierzycieli reprezentowanych m.in. przez kancelarię DJM i adwokata Krzyszfofa Wysockiego. Chcą, by sąd restrukturyzacyjny odebrał władzę nad spółką Andrzejowi Brzeskiemu i Januszowi Bigusowi oraz powołał zarządcę. Szefowie Mikrokasy przed sądem sprzeciwiają się temu i przekonują, że odebranie im zarządu „zaburzy windykację” i „zwiększy koszty” spółki. W rozmowie z „PB” twierdzą, że nie mają nic przeciwko zarządcy, ale podkreślają, że powinien być on niezależny, a nie powiązany z kancelarią DJM (ta proponowała bowiem podmiot, który pełnił funkcję kuratora obligatariuszy Getbacku, w którego restrukturyzację zaangażowana była też kancelaria DJM). Sąd, mimo że od złożenia wniosków o ustanowienie zarządcy minęło kilka miesięcy, wciąż nie podjął w tej sprawie decyzji.