MIMO TRUDNOŚCI TP SA MA SIĘ DOBRZE
Moment prywatyzacji nie był najlepszy
BEZ TAJEMNIC: Dla Pawła Rzepki, prezesa TP SA (na zdjęciu) skończył się przyjemny czas, gdy monopolista nie musiał liczyć się ze zdaniem innych. Stając się spółką publiczną firma będzie musiała zacząć dbać o swoich akcjonariuszy, m.in. poprzez ujawnianie wszelkich informacji dotyczących jej funkcjonowania. fot. Borys Skrzyński
Telekomunikacja Polska jest jednym z okrętów flagowych polskiej gospodarki. Jej sprywatyzowanie trwało długo i natrafiało na liczne przeszkody, jednak efekt końcowy, czyli debiut na giełdzie, uznać należy za sukces.
O prywatyzacji telekomunikacji mówiło się już od 3 lat. Nie była to tylko decyzja ekonomiczna, ale również polityczna, przez co proces upublicznienia trwał długo i natrafiał na wiele trudności. Spółka jest najpotężniejszym w kraju operatorem sieci telefonii stacjonarnej. Poza tym posiada wyłączność na obsługę telefonii komórkowej analogowej NMT (system stary, mało rozwojowy), obsługuje najnowocześniejszą sieć telefonii cyfrowej DCS 1800, jest także właściwie jedynym poważnym kandydatem do wygrania przetargu na budowę trzeciej sieci cyfrowej GSM 900.
Ministerstwo Skarbu Państwa (MSP) zdecydowało się upublicznić 1,4 mld akcji serii A o wartości nominalnej 3 zł każda, z tego na sprzedaż skierowane zostało 15 proc. akcji (350 mln). Dla inwestorów krajowych przeznaczonych było do 70 mln papierów, natomiast inwestorzy zagraniczni mogli nabyć do 140 mln akcji. Pozostałe 140 mln papierów MSP zarezerwowało jako dodatkową pulę w razie wystąpienia nadsubskrypcji. Z opcji tej jednak nie skorzystano, najprawdopodobniej ze względu na niezadowalającą cenę. Widełki ceny emisyjnej zawierały się w przedziale 14-18,5 zł. W wyniku budowy księgi zamówień (proces book buildingu) oraz ustaleń ministerstwa, ostateczna cena wyniosła 15,2 zł.
Bez reklamy
Z doświadczeń innych krajów, a nawet polskich wynika, że abyzachęcić rodzimych inwestorów do kupna tak dużej firmy należy prowadzić intensywną kampanię reklamową. Takiej jednak nie było, co zaowocowało zaledwie 132 tys. zapisów, na 105,5 mln akcji, a nie jak szacowano 200, a nawet 500 tys.
Największy popyt wystąpił ze strony inwestorów zagranicznych, którzy złożyli 538 zapisów na ponad 361 mln akcji.
Natomiast klapą okazała się transza krajowych inwestorów instytucjonalnych, którzy zadeklarowali czterokrotnie mniejsze zapotrzebowanie niż wynosiła pula.
Złe chwile
Moment prywatyzacji nie był najlepszy. I to nie ze względu na stan polskiej gospodarki czy też kondycję firmy, lecz sytuację międzynarodową. Na Dalekim Wschodzie pojawiła się druga fala kryzysu, wystąpiła zapaść w gospodarce rosyjskiej, kłopoty zaczęła również przeżywać Brazylia. Po świecie przetoczyła się wizja globalnej recesji. Jednak odważnym los sprzyja, sprzedaż akcji TP SA wypadła w chwili poprawy ogólnoświatowego klimatu inwestycyjnego i odbicia w górę wszystkich giełd. TP SA nie była jedynym telekomem sprzedawanym w tym czasie. Polska oferta zbiegła się ze sprzedażą operatora szwajcarskiego SwissTelekom, a kilka tygodni wcześniej papiery swe oferował operator japoński. Było więc w czym wybierać. Do tego należy dodać, iż w porównaniu wskaźnikowym (cena/zysk oraz cena/wartość księgowa) z już notowanymi telekomami, nasz operator nie wypadł najlepiej.
To nie koniec
Sprzedaż akcji powiodła się jednak i na pierwszym notowaniu cena papierów wyniosła 16,9 zł, czyli była wyższa od emisyjnej o ponad 11 proc. Do tego drobni inwestorzy zapisujący się w pierwszym terminie mieli 5-proc. dyskonto, przez co ich zysk przekroczył 15 proc. Wprowadzenie TP SA na giełdę nie jest końcem prywatyzacji, bowiem Skarb Państwa posiadając znaczną część akcji nadal pozostaje największym akcjonariuszem. Jednak już na przyszły rok zaplanowano sprzedaż 35 proc. akcji inwestorowi strategicznemu, co będzie ostatnim aktem prywatyzacji spółki.
Artur A. Adamski