Minister zostaje, ale nie triumfuje

Jacek Zalewski
opublikowano: 2011-01-05 00:00

Minister infrastruktury Cezary Grabarczyk przed dzisiejszym głosowaniem Sejmu mógł spać spokojnie. Nie będzie pierwszym w dziejach III Rzeczypospolitej ministrem usuniętym w drodze wotum nieufności. Obowiązująca od roku 1997 Konstytucja RP poprzeczkę dla takiej procedury zawiesiła wysoko — wniosek musi zebrać ponad połowę głosów całego składu Sejmu, czyli co najmniej 231. Wszystko inne, czyli głosy przeciwne, wstrzymujące się, nieobecności etc., nie ma znaczenia prawnego. Tymczasem zjednoczona opozycja, nawet przy czysto teoretycznej stuprocentowej obecności, dysponuje tylko 225 poselskimi szablami. W tej sytuacji premier Donald Tusk mógłby nawet… nie głosować, w taki sposób demonstracyjnie lekceważąc wniosek opozycji. Ale rzecz jasna zagłosuje, stojąc ramię w ramię z ministrem. Potwierdził to w czasie wtorkowej debaty nad opozycyjnym wnioskiem.

Za kilkanaście dni obchodzić będziemy jubileusz ustanowienia przez Sejm rekordu III RP w konkurencji wotum nieufności dla ministrów. 22 stycznia 2000 r. za usunięciem ministra skarbu Emila Wąsacza oddano aż 229 głosów, czyli do przeskoczenia poprzeczki zabrakło zaledwie 2. Głosów broniących ministra było tylko 176, czyli prawny sukces Emila Wąsacza był jednak jego merytoryczną klęską. Premier Jerzy Buzek to zrozumiał, taktycznie odczekał trochę i w sierpniu 2000 r. sam się ministra pozbył.

Przypominam tamten epizod, ponieważ wcale nie jest wykluczone, że relacja poselskich głosów w sprawie Cezarego Grabarczyka okaże się podobna. Kluczem będzie postawa Polskiego Stronnictwa Ludowego, które mogłoby się... wstrzymać, osiągając dwa polityczne cele — nie przykładając ręki do usunięcia ministra,ale zarazem dając dominującemu koalicjantowi ostrzegawczego prztyczka w nos.