Przy trwającej od ponad roku deflacji cen żywności wszystkie sieci handlowe w kraju mają powody do narzekań. Według danych Nielsena, w ostatnim kwartale jak zwykle spadała sprzedaż hipermarketów, po raz pierwszy od dwóch lat spadek sprzedaży zanotował też segment supermarketów. W tym otoczeniu słabo radzą sobie też sklepy, nastawione na klienta z najbardziej zasobnym portfelem. Delikatesowa Alma miała po półroczu 785,5 mln zł przychodów. To o 5,2 proc. mniej niż rok wcześniej. Zanotowała 16,7 mln zł straty netto wobec 9,9 mln zł rok wcześniej. Stratę na działalności operacyjnej udało się jednak zmniejszyć.
— Spadki to efekt deflacji, która dotyka całego rynku, a także zamknięcia kilku sklepów. Błędem było wchodzenie do mniejszych miast, bo Alma jest formatem, który najlepiej sprawdza się w aglomeracjach, mających co najmniej 300 tys. mieszkańców — tłumaczy Jerzy Mazgaj, prezes i największy akcjonariusz Almy (wraz z żoną ma 28,5 proc. akcji i 47,9 proc. głosów na walnym spółki).
W tym roku Alma zamknęła trzy nierentowne obiekty, a otworzyła dwa: w Lublinie i Gdańsku. W najbliższych miesiącach planuje uruchomienie dwóch sklepów w Warszawie i jednego w Łodzi. Z centrum Warszawy zniknął jedyny w kraju sklep pod szyldem Food & Joy, gdzie spółka sprzedawała produkty premium pod markami własnymi.
— Rezygnujemy z rozwijania tego formatu, szyld Alma jest po prostu znacznie bardziej rozpoznawalny — mówi Jerzy Mazgaj. Dlatego spółka otworzyła w sierpniu pierwszy sklep franczyzowy. Działa w Bochni pod szyldem Alma Smart. — Sklep ma około 400 mkw. powierzchni i działa w formacie convenience. Jego początkowe wyniki są obiecujące. Uczymy się tego formatu i będziemy otwierać takie sklepy w wielkomiejskich sypialniach — mówi Jerzy Mazgaj. © Ⓟ