Movie Games będzie się sądzić z producentem światowego hitu

Grzegorz SuteniecGrzegorz Suteniec
opublikowano: 2025-04-03 18:36

Gra „Schedule 1”, która w ciągu kilku dni od premiery sprzedała się w szacunkowej liczbie nawet 3 mln sztuk czerpie garściami z polskiego „Drug Dealer Simulatora” – wynika z analizy przeprowadzonej przez polską firmę. Movie Games nie zamierza odpuścić australijskiemu deweloperowi.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Po upublicznieniu w czwartek informacji o przygotowaniach do wejścia na drogę sądową przeciwko firmie z Australii w Movie Games ruszyły prace nad analizą porównawczą gier „Schedule 1” i „Drug Dealer Simulator” polskiego producenta. Dotąd zajmowała się tym jedna osoba, która znalazła około 40 podobieństw. Teraz do pracy siada większa część zespołu, gdyż sprawa ewentualnego plagiatu i dochodzenia roszczeń jest dla spółki priorytetowa. W piątek kurs Movie Games wzrósł o prawie 5 proc.

Podobny hit z antypodów

Gemedev to branża kreatywna, w której na sukces składa się bardzo wiele czynników. Dlatego doświadczonym studiom zdarzają się spektakularne porażki, a młode, nieznane firmy potrafią niekiedy zaskoczyć produkcją, która podbija serca graczy. Tak było np. z grą „Schedule 1”, która miała premierę w formule wczesnego dostępu 24 marca. W grze wcielamy się w drobnego handlarza narkotyków, który buduje swoje imperium w obskurnym mieście pełnym rywali i policji.

W popremierowym peaku w grę na platformie Steam grało ponad 414 tys. graczy, zdobyła już niemal 9 tys. recenzji na Steamie, z czego 97 proc. jest pozytywnych, a Gamalytic szacuje, że mogła znaleźć nawet ponad 3 mln nabywców. Obecnie gra znajduje się w piątce najpopularniejszych tytułów na Steamie. To spektakularny wynik, biorąc pod uwagę, że została stworzona i wydana przez do tej pory nieznane australijskie studio TVGS, a na miesiąc przed premierą tytułu miała zaledwie około 600 tzw. followersów.

W ocenie polskiego studia Movie Games, kierowanego przez Mateusza Wcześniaka produkcja Australijczyków garściami czerpie z jego dwóch autorskich tytułów: „Drug Dealer Simulator” (DDS) i „Drug Dealer Simulator 2” (DDS2). Zarząd giełdowej spółki otrzymał właśnie analizę prawną, która „wskazuje, iż zidentyfikowano przesłanki wskazujące na potencjalnie naruszenie praw własności intelektualnej emitenta oraz na działania mogące nosić cechy nieuczciwej konkurencji” – podał Movie Games w komunikacie.

Pora znaleźć adwokata

Od 24 marca spółka prowadziła analizę porównawczą, w wyniku której „zidentyfikowano zastosowanie wielu elementów objętych prawami autorskimi, w skład których wchodzą elementy fabuły gry, mechanik, jak również UI – User Interface” – czytamy w raporcie.

Obecnie spółka pracuje nad wyborem kancelarii, najprawdopodobniej z Australii, która będzie ją wspierać w sporze z producentem „Schedule 1”, gdyż zapadła decyzja o podjęciu kroków prawnych w celu ochrony praw własności intelektualnej.

Przypomnijmy, że DDS zadebiutował w kwietniu 2020 r. i sprzedał się do tej pory w prawie milionie egzemplarzy. Druga odsłona gry miała premierę w czerwcu 2024 r. i do tej pory znalazła niemal 0,3 mln nabywców.

Ze względu na delikatną materię, potencjalną dużą wagę przedmiotu sporu spółka Movie Games odmówiła komentarza do sprawy. Z informacji PB wynika, że opinia prawna, którą dysponuje, wskazuje, że twórcy „Schedule 1” wyraźnie przekroczyli granice inspiracji. Nie tylko korzystają z tego samego pomysłu (który nie podlega w większości systemów prawnych ochronie), ale też z mechanik czy wizualizacji, kopiując wygląd i odczucia z rozgrywki. Podobieństwa dotyczą m.in. charakterystycznych punktów czy konkretnych elementów rozgrywki.

Jednocześnie w opinii podkreślono, że stwierdzenie jednoznacznego naruszenia praw własności intelektualnej w tak złożonym utworze jak gra komputerowa jest trudne i wymaga pogłębionych analiz i uzyskania informacji technicznych. Stwierdza ona, że sprawy tego rodzaju są precedensowe, a dotychczasowe orzecznictwo sądów w skali globalnej dotyczy przeważnie prostych, a nie rozbudowanych tytułów.

Za dużo podobieństw

Zarówno w DDS, jak i „Schedule 1” prologi noszą podtytuł „Free sample” nawiązujący do darmowej próbki narkotyków. Na Steamie obecnie tylko dwie gry mają taki podtytuł. DDS1 zaczyna się przebudzeniem bohatera w łóżku. Taki sam początek ma „Schedule 1”. Nie jest to kopia jeden do jednego, ale widać wyraźną inspirację. W obu tytułach w pobliżu kryjówki gracza występuje charakterystyczny wiadukt. W DDS nielegalne przedmioty można zamawiać i odbierać z tzw. dead dropów – małych skrytek oznaczonych kredą lub sprayem. Identyczne rozwiązanie jest w „Schedule 1”.

W DDS i „Schedule 1” w godzinach nocnych występują godziny policyjne, gdy aktywność stróżów prawa jest wzmożona i łatwo można natknąć się na patrol złożony z dwóch policjantów. W obu tytułach godzina policyjna jest komunikowana czerwonym tekstem w środkowej części ekranu.

Po otrzymaniu zlecenia gracz deklaruje okno czasu, w jakim dokona dostawy. W obu grach zastosowano to samo rozwiązanie. Postęp gry w DDS zapisuje się poprzez interakcję z panelem domofonu na ścianie w kryjówce bohatera. W „Schedule 1” grę zapisuje się poprzez interakcję z... panelem domofonu na ścianie w kryjówce bohatera.
Podobieństw, które są nietypowymi rozwiązaniami, jest dużo więcej.

Także na forach growych gracze często zwracają uwagę, że mechaniki DDS są skopiowane w "Schedule 1". Wskazują też, że "Schedule 1" ma lepszą optymalizację (w czym pomaga uproszczona oprawa graficzna), czytelniejszy interfejs oraz kilka usprawnień, o które gracze prosili w DDS.

W Movie Games, gdzie pomysł zrobienia DDS zrodził się w 2019 r., nie mają wątpliwości, że australijski deweloper wykorzystał pomysły spółki, tylko zrobił to lepiej, bo mając gotowy produkt, wiedział, co usprawnić.

Dlaczego w takim razie polski producent nie wystąpił do Steama zgłaszając plagiat i blokując dalszą sprzedaż gry? Nie można wykluczyć, że w pozwie lub potencjalnej ugodzie będzie chciał się domagać procentu od sprzedaży gry australijskiego studia.

Okiem prawnika
Granica inspiracji i plagiatu
Martyna Czapska
Radczyni prawna, Senior Associate w warszawskim zespole IPTech w BakerMcKenzie.

Sprawa może być bardzo ciekawa z prawnego punktu widzenia. W branży gier dużo jest sporów, a wiele z nich zwykle kończy się ugodami, ponieważ jest to najmniej uciążliwe dla obu stron. Poszczególne systemy prawne różnią się, również australijski od polskiego. Ale ogólnie w takich sporach badane jest, czy przekroczono granicę inspiracji, a należy mieć na uwadze, że granica między inspiracją i plagiatem często jest bardzo ocenna i płynna.

Jeśli sprawa trafi na wokandę, sąd będzie najprawdopodobniej badał, ile unikalnych elementów, czyli charakterystycznych dla danej gry, zostało powielone w mechanikach, fabule, czy wyglądzie. O ile na przykład zostawianie nielegalnych przedmiotów w skrytkach jest prawdopodobnie w miarę powszechne w światku przestępczym, o tyle np. zapisywanie gry przez interakcję z domofonem wydaje się oryginalnym rozwiązaniem. Sąd będzie badał podobieństwa w produkcjach, ale i różnice. Na pewno nie można powiedzieć, że Movie Games nie ma szans w tym sporze, ale też nikt nie da 100-procentowych szans na wygraną.