PAP: Kompromis w sprawie głosowania w Radzie UE, oparty na podwójnej większości z podwójnym zabezpieczeniem przed blokowaniem decyzji przez zbyt małą liczbę państw lub obywateli, staje się coraz bardziej możliwy - twierdziły we wtorek źródła unijne w Brukseli, pytane o to przez PAP.
Stanowczo zaprzeczały natomiast doniesieniom niektórych polskich mediów, jakoby wśród rozważanych propozycji była taka, która dawałyby Polsce połowę głosów blokujących.
"To niemożliwe. Przecież chodzi o system ułatwiający podejmowanie decyzji w porównaniu z nicejskim i dyskusja toczy się między innymi nad tym, jak uniemożliwić samodzielne blokowanie +wielkiej trójce+ (Niemcom, Francji i Wielkiej Brytanii). Prawdą jest natomiast, że trwają prace nad honorowym wyjściem dla wszystkich krajów, w tym dla Polski i Hiszpanii" - powiedział PAP jeden z urzędników Rady UE.
Oficjalnie na stole konferencji międzyrządowej wciąż leży tylko propozycja Konwentu Europejskiego. Zgodnie z nią, do decyzji w Radzie UE powinny wystarczyć głosy połowy państw członkowskich (50 proc.), zamieszkanych przez co najmniej trzy piąte (60 proc.) obywateli UE.
Kiedy Polska i Hiszpania w zeszłym roku sprzeciwiły się przejściu na ten system od 2009 roku, jak zaproponował Konwent, od razu pojawiły się pomysły, żeby podnieść próg krajów i ludności, na przykład odpowiednio do 55 i 65 proc.
Przy progu 60 proc. ludności zablokować decyzje mogłyby same Niemcy z Francją i Wielką Brytanią, ale już nie z Francją i Hiszpanią lub Polską. Przy wyższym progu do grona państw z dużymi możliwościami blokowania dołączyłyby Polska i Hiszpania (Niemcy miałyby 17,09 proc. łącznej puli głosów w Radzie UE, Francja 12,35 proc., Wielka Brytania 12,23 proc., Włochy 11,82 proc., Hiszpania 8,42 proc. i Polska 7,91 proc).
Zablokować decyzje mogłaby też szeroka koalicja małych państw - 14 na 27 w Unii poszerzonej także o Bułgarię i Rumunię. O ile możliwości blokowania przez "wielkich" były kontestowane przez mniejsze państwa, a tyle "wielkim" nie podobało się, że 13-14 "maluchów" (ponad 45-50 proc. zależnie od progu) mogłoby nie dopuścić do podjęcia decyzji, mimo że 13 najmniejszych państw poszerzonej Unii zamieszkuje poniżej 10 proc. jej ludności.
W ostatnim tygodniu wypłynęła propozycja podwójnego zabezpieczenia, zwanego w unijnym żargonie podwójnym kluczem. Jeśli próg przyjęcia decyzji wynosiłby 65 proc. ludności, do zablokowania wystarczyłoby ponad 35 proc. ludności, ale pod dodatkowym warunkiem, że nie byłaby to wyłącznie ludność trzech największych krajów, lecz że wspierałby je przynajmniej jeszcze jeden kraj.
Podobnie, jeśli zablokować decyzje mogłoby 13-14 państw, nie mogłoby to być 13-14 najmniejszych, bo dodatkowym warunkiem byłoby to, iż te 13-14 państw zamieszkuje co najmniej 13-15 proc. unijnej ludności.
Chcąc coś zablokować, Polska, mając 7,91 proc. unijnej ludności, musiałaby zorganizować koalicję albo kilku dużych państw, które łatwo dołożyłyby brakujące 27,2 proc., albo koalicję dowolnych 12-13 "maluchów". W tym ostatnim scenariuszu Polacy stanowiliby wprawdzie ponad połowę "blokujących obywateli", ale swoją siłę zawdzięczaliby sojuszowi z 12-13 innymi, choćby najmniejszymi państwami.
Propozycja podwójnej większości z podwójnym zabezpieczeniem jest komentowana jako taka, którą mogłaby zaakceptować większość rządów debatujących nad konstytucją. Nie została jednak jeszcze oficjalnie zaproponowana na konferencji międzyrządowej, formalnie negocjującej tekst przyszłej konstytucji, w tym tryb podejmowania decyzji w Radzie UE.
Nie jest pewne, czy zostały w nią w równym stopniu wtajemniczone wszystkie kraje, choć przedstawiciele największych zdają się przyjmować ją pozytywnie jako prawdopodobną podstawę kompromisu. Nie zgadzają się jednak w pełni co do progów podejmowania decyzji (Francuzi nie chcą ich podnosić).
Część państw może ją jeszcze wiązać z liczbą posłów w Parlamencie Europejskim, ze składem Komisji Europejskiej i z zakresem podejmowania decyzji za pomocą tego systemu. Belgia i Luksemburg domagałyby się na przykład, by w zamian za ewentualne podniesienie progów znieść weto w tak delikatnych sprawach jak kwestie socjalne, o czym z kolei nie chce słyszeć Wielka Brytania.