Można mieć zaufanie do rynku akcji

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2020-07-15 22:00

Zmierzamy do końca cyklu gospodarczego, ale koronawirus go nie zabił. Gdyby pomarcowe zwyżki na giełdach miały być fałszywym odreagowaniem, to już by się skończyły

Przeczytaj ten artykuł i dowiesz się:

- jakie są prognozy Investors TFI dla rynku akcji,

- jak na tle innych rynków wypadnie GPW, 

- dlaczego powinniśmy mówić raczej o krachu gospodarczym niż recesji,

- jak szybko wyniki spółek wrócą do poziomów sprzed pandemii,

- jakie będą notowania złota i obligacji.

COVID-19 mógł albo przyspieszyć nadejście zwykłej recesji w ramach tradycyjnego cyklu koniunkturalnego, albo je opóźnić. Zdaniem Jarosława Niedzielewskiego, dyrektora departamentu inwestycji Investors TFI, realizuje się ten drugi scenariusz. Giełdy będą więc dalej rosnąć, choć wchodzą już w fazę bańki spekulacyjnej, której pęknięcie — ale dopiero za kilka kwartałów — będzie miało wymiar rzeczywistej bessy. Na bańkę wskazuje windowanie światowych indeksów przez wąską grupę największych spółek oraz koncentracja wzrostu w jednym sektorze, jakim są spółki technologiczne.

BEZ OBAW:
BEZ OBAW:
Bardzo ciekawym aspektem, widocznym nie tylko na Wall Street, ale i w Chinach czy w Polsce, jest powrót na rynek inwestorów indywidualnych, którzy zaczęli wchodzić do gry, gdy indeksy zaczęły spadać. Na razie trudno to interpretować kontrariańsko — mówi Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji Investors TFI.
Fot. Marek Wiśniewski

— Coś takiego działo się ostatnio w takim tempie 20 lat temu przy okazji bańki internetowej. Po kryzysach azjatyckim i rosyjskim z lat 1997 i 1998 r. widoki dla światowej gospodarki były słabe, wydawało się, że wejdzie w recesję. Ale chwilę później rynki akcji zaczęły rosnąć. Zaczęło się mówić o tworzeniu bańki, ale ona narastała, nie pękła z dnia na dzień, tworzyła się kilkanaście miesięcy. Obecnie proces ten może trwać kilka kwartałów, a zwyżki na giełdach mogą być jeszcze silniejsze niż po kryzysie azjatycko-rosyjskim — twierdzi Jarosław Niedzielewski.

Jego zdaniem indeks S&P500 powinien do końca 2020 r. zrobić to, co stało się udziałem Nasdaqu, czyli pobić swój rekord ustanowiony w lutym. Podobnie powinny się zachować niemiecki DAX czy indeksy rynków wschodzących. Specjalista zwraca uwagę, że tym ostatnim sprzyja to, że są tam tacy giganci technologiczni, jak Alibaba, Tencent, NetEase czy TSMC.

— Indeksy europejskie i rynków wschodzące mają relatywnie więcej do nadrobienia niż amerykańskie, więc może się tak zdarzyć, że niektóre z nich będą rosły szybciej niż S&P500 czy Nasdaq — mówi Jarosław Niedzielewski.

Nie dostrzega niestety dobrych perspektyw dla giełdy łączącej segment rynków europejskich i wschodzących, czyli GPW. Ani CD Projekt, który w czasie pandemii stał się największą spółką notowaną na GPW, ani rosnące wciąż Dino nie są bowiem w stanie zmienić słabego postrzegania całego polskiego parkietu w wyniku obniżek stóp procentowych niemal do zera, co uderzyło w banki i PZU.

Wyniki szybko się poprawią

Strateg Investors TFI nie wierzy, że giełdowe odbicie po kornawirusowym krachu zaraz się skończy głównie ze względu na dynamikę zmian na rynku. Zwraca uwagę, że nawet spadki z 1929 r., które rozpoczęły wielką depresję, choć równie duże, to nie były tak gwałtowne jak to, czego apogeum nastąpiło w połowie marca 2020 r. Indeksy giełdowe w różnych miejscach świata spadły tym razem po 30-40 proc. w zaledwie 3-4 tygodnie, by potem równie szybki piąć się w górę. Nasdaq potrzebował 75 sesji, by pobić rekord ustanowiony tuż przed załamaniem i zacząć wspinać się na kolejne szczyty. S&P500 i niemiecki DAX są o włos od pobicia rekordów sprzed pandemii.

— Można mieć zaufanie do rynku akcji, który siłę pokazuje już od wielu tygodni. Gdyby to było fałszywe odreagowanie, to już dawno powinno się skończyć, a nie trwać do dzisiaj. Wydaje się więc, że definiowanie tego, co się dzieje w gospodarce, jako recesji jest błędem. Należałoby to określić jako pierwszy gospodarczy krach w dziejach. A co to znaczy krach gospodarczy? Mniej więcej to, z czym mamy do czynienia co jakiś czas na rynku akcji. Silne załamanie, po którym następuje szybkie odreagowanie — trend spadkowy nie jest kontynuowany, krach staje się tylko i wyłącznie korektą — komentuje Jarosław Niedzielewski.

Jeśli zaś w realnej gospodarce nie będzie istotnych problemów, to i zyski spółek szybko wrócą do normy.

— Rynek akcji jest mocno zależny od tego, co się dzieje z zyskami spółek. Na razie mamy bardzo mocny ich spadek, porównywalny z tym, co się działo w latach 2008-09. Ale najważniejsze jest to, że te zyski bardzo szybko zaczną wracać do normy. Z kwartału na kwartał będą się zbliżać do wyników lat 2018-2019 i w roku 2021 będą już na tym samym poziomie co przed pandemicznym kryzysem. W związku z tym nie ma sensu wyprzedawać akcji, skoro spółki za kilka miesięcy czy dwa kwartały będą mogły generować zyski, o których mówiliśmy w latach 2018-19 — tłumaczy Jarosław Niedzielewski.

W takim postrzeganiu rzeczywistości utwierdzają go dane makroekonomiczne napływające ze światowych gospodarek, np. o sprzedaży detalicznej w Niemczech czy bezrobociu w Stanach Zjednoczonych. To ostatnie — podobnie jak giełdy — najpierw zaczęło błyskawicznie rosnąć, by równie szybko zacząć maleć.

— Jest to sytuacja zupełnie inna niż w sytuacji recesji. Wtedy właściciel przedsiębiorstwa dokonujący zwolnień nie zatrudnia tych samych ludzi dwa miesiące później. Nad wzrostem zatrudnienia zastanawia się dopiero za rok, półtora albo dwa po tym, jak dokonał cięć w tym zakresie. W związku z tym wracamy do gry, jeśli chodzi o gospodarkę, a rynek akcji zdyskontował to wcześniej — podkreśla Jarosław Niedzielewski.

Dodaje, że wyraźne już wygaszenie pandemii COVID-19 w Europie powinno pozwolić na szybszy niż w Stanach Zjednoczonych powrót do normalności w sektorze konsumpcji i usług. To, że w Europie nie doszło to gwałtownej fali zwolnień, z jaką muszą borykać się Amerykanie, również sprzyja szybszemu dochodzeniu do siebie gospodarek Starego Kontynentu.

Złoto też da zarobić

Mimo pozytywnego nastawienia do globalnych rynków akcji Jarosław Niedzielewski wierzy przy tym w dalszy wzrost kursu złota.

— Ceny złota mają fundamentalne podstawy do wzrostu i pobicia rekordu z 2011 r. To tylko kwestia czasu, kiedy złoto w dolarze ten poziom pokona, bo we wszystkich innych walutach już pokonało — zaznacza przedstawiciel Investors TFI.

Główny powód to polityka banków centralnych, sprowadzająca się do druku pieniędzy. Mimo systematycznego wzrostu ceny złota wartość oficjalnych amerykańskich rezerw kruszcu podzielona przez podaż pieniądza M2 wynosi wciąż poniżej 2,5 proc. Wskaźnik ten spadł poniżej 2 proc. tylko dwa razy — na początku lat 70. i w późnych latach 90. Oba te momenty były początkiem długich i zyskownych trendów wzrostowych na rynku złota. Zdaniem Jarosława Niedzielewskiego spośród różnych klas aktywów tylko obligacje skarbowe dyskontują obecnie recesję. Surowce ani nawet obligacje korporacyjne na to nie wskazują. Niezależnie od tego czy mowa o obligacjach o ratingu inwestycyjnym, czy high yield.

Ponowny lockdown to koniec

Jedyne zagrożenie dla swojej prognozy widzi w drugiej fali koronawirusa, a raczej ponownym zamrażaniu gospodarek przez rządy.

— Jeżeli będzie drugi lockdown, to żadnego gospodarczego krachu nie będzie. Będzie normalna, długotrwała recesja. Drugi raz spółki nie będą w stanie przeżyć kolejnych 2-3 miesięcy lockdownu, a nie będzie już takich możliwości pomocy państwowej jak dotychczas — wyjaśnia Jarosław Niedzielewski.

Podkreśla przy tym, że to, co się obecnie dzieje w Stanach Zjednoczonych, nie jest drugą falą koronawirusa.

— Obecny przyrost zakażeń w Stanach Zjednoczonych ma miejsce tam, gdzie wiosną zakażeń nie było, czyli na Florydzie, w Teksasie i Arizonie. W stanach Nowy Jork, Massachusetts, New Jersey wzrost zachorowań jest niewielki — przypomina Jarosław Niedzielewski.