Petrolinvest, przez lata ulubieniec spekulantów, na GPW już notowany nie jest, a Serinus Energy (dawniej Kulczyk Oil Ventures) jest spółką groszową. Los ten podzieliła większość przedstawicieli branży w USA, mimo że łupkowa rewolucja okazała się tam wielkim sukcesem. Udział spółek z sektora naftowego w indeksie S&P500 spadł do poniżej 5 proc. wobec 13 proc. na szczycie sprzed dekady, choć USA stały się w tym czasie największym producentem ropy na świecie.
Okazuje się, że przy przyjęciu odpowiedniej strategii na boomie łupkowym można było jednak — i nadal da się — zarobić. Zdaniem banku Stifel Financial jednym z najlepszych sposobów na wykorzystanie dynamicznego rozwoju Zagłębia Permskiego w Teksasie jest kupno akcji spółki Texas Pacific Land Trust — banku ziemi, który sam ropy nie wydobywa. Spółka dzierżawi grunty, zarządza prawami do eksploatacji i zapewnia operatorom wiertni dostawę wody. W ten sposób emitent zarabia na wzroście produkcji ropy w regionie, sam nie wyprodukowawszy ani baryłki ropy.
„Spółka zapewnia inwestorom ekspozycję na najbardziej dochodowe segmenty całego łańcucha tworzenia wartości w branży łupkowej Zagłębia Permskiego” — oceniają autorzy raportu.
Choć łupkowa rewolucja uczyniła region jednym z najbardziej aktywnych miejsc wydobycia ropy na świecie, to wiele spółek wydobywczych nie dało zarobić inwestorom ani centa.
Całość zysków była reinwestowana w infrastrukturę umożliwiającą zwiększanie wydobycia, a w tym czasie notowania emitentów spadały — komentuje agencja Bloomberg.
Stworzony przez „Wall Street Journal” koszyk amerykańskich spółek naftowych przyniósł w 10 lat 10-procentową stratę, choć w tym czasie indeks giełdy nowojorskiej S&P500 potroił wartość. Dla porównania: ceny akcji Texas Pacific Land Trust w ostatnich czterech latach wzrosły blisko siedmiokrotnie.
