Wczoraj niespodziankę bykom sprawił Szwajcarski Bank Centralny. Obniżył on
stopę procentową o 100 punktów bazowych do 1 procenta. Ta zaskakująca decyzja
nie miała jednak żadnego znaczenia. Nie wywarła wpływu nie tylko na warszawski
parkiet ale również na żaden inny. Wszyscy gracze wyczekiwali co stanie się na
amerykańskiej sesji i czy 11 letnie minima na tamtejszych indeksach zostaną
utrzymane. Przed rozpoczęciem sesji dane z amerykańskiej gospodarki były bardzo
rozczarowujące. Liczba nowych bezrobotnych w Stanach przekroczyła najśmielsze
oczekiwania i była najgorsza od 16 lat. Dodatkowo swoje problemy coraz głośniej
zgłaszali producenci aut (General Motors, Chrysler) twierdząc, że bez rządowej
pomocy upadną, co pogrąży amerykańską gospodarkę.
Po takim ostrzale złymi
informacjami amerykańskie byki były w niezwykle ciężkim położeniu. Mimo to
udawało im się trzymać indeksy o włos powyżej poziomów z dna bessy 2002 roku.
Obrona niestety pękła jak zapałka w ostatniej godzinie handlu co wywołało
ucieczkę z rynku akcji i zakończyło się silnymi spadkami. Indeks S&P500
uważany przez wielu za wyznacznik światowych giełd zamknął się na poziomie
najniższym od 1997 roku. Ironicznie można powiedzieć, że giełdy odmłodniały o 11
lat a inwestorzy zaliczyli prawdziwy powrót do przeszłości.
Taki układ wydarzeń wcale nie musi prowadzić (jeszcze) do kolejnej przeceny. Doskonale pokazały to rynki azjatyckie, które zupełnie nie przejęły się fatalną sytuacją techniczną w USA. Rynki z minusów w trakcie sesji wyszły na konkretne plusy. Z podobną sytuacją możemy mieć do czynienia u nas. Po dwóch dniach spadków w Ameryce najbardziej prawdopodobne jest odbicie i na nie gracze będą oczekiwać. Jeżeli jednak i dziś USA dotknie przecena, co ewidentnie potwierdzi słabość rynku to gracze z GPW w poniedziałek będą w niezwykle nieprzyjemnej sytuacji.
Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse