Polskimi zasobami gazu z łupków zajmują się instytucje poważne i mniej poważne, polskie i zagraniczne, geologowie i ekonomiści, wrażliwi na środowisko i niewrażliwi. A wniosków — pełen wachlarz.
— Oczywiście warto śledzić te raporty, ale z giełdowego punktu widzenia nie są one istotne. Wydatki na poszukiwanie i wydobycie gazu z łupków nie odgrywają jeszcze dużej roli w budżetach zaangażowanych firm — mówi Kamil Kliszcz, analityk Domu Inwestycyjnego BRE Banku.
Wczoraj w komisji Parlamentu Europejskiego ds. środowiska głosowany był raport o gazie łupkowym, autorstwa polskiego europosła Bogusława Sonika z PO. Dzień wcześniej komisja przemysłu, badań naukowych i energii przyjęła „sprawozdanie w sprawie przemysłowych i energetycznych aspektów ropy i gazu łupkowego”.
— Główny cel negocjacji został spełniony — raport nie zaszkodzi polskim łupkom. Mówi nie tylko o wyzwaniach środowiskowych, ale też o szansach, jakie ten nowy gaz niesie dla europejskich odbiorców — komentuje Konrad Szymański, poseł PiS do PE.
Choć analizami naukowców i urzędników nie przejmują się giełdowi specjaliści, to przejmują się nimi firmy. Grażyna Piotrowska-Oliwa, prezes PGNiG, nie kryje, że oburzył ją przygotowany ostatnio dla Komisji Europejskiej raport na temat wpływu łupków na środowisko (raport AEA Technology z 7 września).
Stwierdzał, że unijne przepisy nie dają pełnej gwarancji bezpieczeństwa. Miałby też być podstawą do dyskusji o nowym prawie środowiskowym, regulującym wydobycie gazu z łupków w UE. Zdaniem PGNiG, raport opiera się na danych z rynku amerykańskiego i analizuje dyrektywy unijne, podczas gdy polskie przepisy dotyczące ochrony środowiska są przeważnie bardziej restrykcyjne.
— Zamierzamy zaprosić przedstawicieli Komisji Europejskiej do Polski, aby obejrzeli nasz odwiert na Lubocinie. Pokażemy, że w Polsce obowiązują ostrzejsze normy, niż to wynika z przepisów unijnych — podkreśla Grażyna Piotrowska-Oliwa.