Na moje humidory trzeba długo czekać

Ryszard Gromadzki
opublikowano: 2004-07-08 00:00

Ekskluzywne pudełka do cygar pozwoliły firmie z Pniew podbić rynki zagraniczne.

Firma Wojciecha Witczaka z pozoru przypomina typowy zakład stolarski. Z pozoru, bo trudno byłoby znaleźć w Polsce stolarnię, o której wiedzą wszyscy szanujący się miłośnicy drogich cygar na świecie.

Wszystko za sprawą humidorów, czyli eleganckich pudeł do cygar. Te pochodzące z wytwórni Wojciecha Witczaka są prawdziwymi dziełami sztuki. Pudła wykonane są z rzadkich gatunków drewna sprowadzanych z całego świata, wyprawiane elegancką skórą, zdobione złoceniami, tchną egzotycznymi aromatami.

Tajemnica zawodowa

Jak przedsiębiorca wpadł na pomysł prowadzenia oryginalnej działalności (firma ma 14 lat)?

— Cała sztuka polega na tym, żeby znaleźć swoją niszę. Ja ją znalazłem. Nie powiem nic więcej, to tajemnica firmy — zastrzega Wojciech Witczak.

Właściciel W&W (takie nazwy handlowej używa firma) jest antropologiem i biologiem z wykształcenia, płynnie włada kilkoma językami. Pudła do cygar i inne wyroby zakładu (na przykład pudła dla producentów markowych alkoholi) często wymyśla sam.

— Humidory to produkcja ekskluzywna, najtańsze pudło do cygar to koszt rzędu 500 USD. W ciągu miesiąca możemy wyprodukować najwyżej 50 sztuk. Klienci są przygotowani na to, że na humidory z naszej wytwórni trzeba czekać co najmniej kilka miesięcy. Tu niczego nie można przyspieszyć — wyjaśnia Wojciech Witczak.

Oryginalne reguły

Wojciech Witczak ma oryginalną filozofię prowadzenia biznesu.

— Onegdaj uważało się, że dobrze prosperujący majątek dziedzic powinien objechać stępa w ciągu dnia. Wtedy mógł dojrzeć gołym okiem wszystkie zaniedbania i niedociągnięcia. Współcześnie tę regułę można przełożyć tak: jeśli chcesz, żeby twoja firma była efektywna, nie możesz zatrudniać więcej niż 20 ludzi. Ja stosuję tę prawidłowość i chyba nieźle na tym wychodzę — twierdzi przedsiębiorca z Pniew.

Opowiada, że po ciężkim wypadku samochodowym przed siedmiu laty, kiedy walczył o życie, przyszłość firmy stanęła pod wielkim znakiem zapytania.

— Całą wiedzę, kontakty, technologię miałem w głowie. Wypadek spowodował, że na pewien czas straciłem pamięć. Żona zostawiła pracownikom wolny wybór, jeśli chcieli, mogli odejść. 12 zostało. Dzisiaj ci ludzie stanowią twarde jądro tej firmy. Obdarzam ich pełnym zaufaniem, a oni odpłacają mi się lojalnością — opowiada Wojciech Witczak.

Przedsiębiorca opowiada o obowiązującym w firmie kodeksie honorowym.

— Pewnego dnia mój portier przyszedł na wieczorną zmianę pijany. Wpisałem mu naganę do akt, poinformowałem policję, ale nie wyrzuciłem człowieka na „zbity pysk”, bo wiedziałem, że to był jednorazowy wyskok. Po prostu nie podaję mu ręki. Zawiódł moje zaufanie, musi udowodnić, że na nie zasługuje — mówi przedsiębiorca.

Harmonijkowy kontrakt

Od kilku lat W&W produkuje drewniane elementy (przede wszystkim pudła rezonansowe) do instrumentów perkusyjnych produkowanych przez niemiecką firmę Sonor.

Firma przygotowuje się do uruchomienia produkcji drewnianych elementów do harmonijek ustnych niemieckiej firmy Hohner, jednego z największych producentów instrumentów na świecie.

— Piecioletni kontrakt uzyskaliśmy dzięki rekomendacji szefów Sonora. To dla nas duża rzecz — mówi przedsiębiorca z Pniew.

W związku z tym przedsięwzięciem firma od września przeniesie się do nowych, większych hal. Czy rozwój wymusi na pniewskim przedsiębiorcy rewizję jego biznesowych reguł?

— Absolutnie nie. Przede wszystkim postawimy na technologię i najwyżej pięciu dodatkowych ludzi. Wtedy zdołam jeszcze ogarnąć firmę gospodarskim okiem — twierdzi Wojciech Witczak.