Retoryka szefa amerykańskiego banku centralnego może ukoić nerwy inwestorów giełdowych. Nie rozdaje on jednak wszystkich kart
26 stycznia 2022 r. o godz. 20 czasu warszawskiego amerykański bank centralny ogłosi decyzję w sprawie stóp procentowych. Rynek finansowy nie spodziewa się, by już teraz doszło do jakichś zmian. Wyczekuje jednak na wystąpienie Jerome’a Powella, szefa Fedu, które rozpocznie się pół godziny po ogłoszeniu samej decyzji.
- Jak zachowają się giełdy w kolejnych tygodniach będzie zależało od przesłania Jerome’a Powella. Jeżeli powie, że inflacja będzie spadać i uspokoi rynki, że nie będzie więcej niż czterech podwyżek stóp procentowych w tym roku, to może pojawić się pewne uczucie ulgi i podkupowanie dołków. W przeszłości Jerome Powell potrafił w dość łagodnym tonie komunikować zmiany w polityce monetarnej, co inwestorzy odbierali z optymizmem. Ma zatem trudne zadanie, ale może poprawić nastroje – komentuje Rafał Sadoch, analityk mBanku.
Co będzie potem?
Nasdaq Composite jest małe kilkanaście procent na minusie licząc od początku 2022 r. S&P500 stracił w tym czasie około 10 proc. Sytuacja europejskich indeksów wygląda niewiele lepiej, a poniedziałkowa sesja była w Europie po prostu fatalna. Obowiązywała przy tym zasada: im dalej na wschód, tym gorzej.
- Akurat w poniedziałek głównym powodem spadków w Europie były obawy o konflikt rosyjsko-ukraiński. Widać było wyprzedaż konkretnych spółek, prowadzących działalność na Ukrainie. Ryzyko polityczne nie służy akcjom, ale odczyty wskaźników makroekonomicznych w Europie też nie rozpieszczają. Dane wskazują, że europejska gospodarka będzie spowalniać. Do tego dochodzi omikron i obawy o lockdowny. Można powiedzieć, że śmiertelność będzie niższa, ale nowy wariant koronawirusa nie jest dobrą informacją z perspektywy funkcjonowania gospodarki – tłumaczy Arkadiusz Bogusz, prezes Baltic Capital TFI.
- Ryzyko, które się pojawiało – czy to inwazja Rosji na Ukrainę, czy zbliżające się posiedzenie Fedu – zostały zdyskontowane. Wszyscy już o tym wiedzą i teraz zastanawiają się, co będzie potem – twierdzi Sebastian Liński, dyrektor akcji zagranicznych w Uniqa TFI.
Sankcje, surowce, inflacja
Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI, przypomina, że giełdy przez dłuższy czas rosły, bo po marcu 2020 r. bardzo pomagała w tym polityka banków centralnych. Teraz czas na jej normalizację, a do tego dochodzą kwestie geopolityczne.
Jego zdaniem spadki indeksu WIG zatrzymały się w okolicy 66 tys. pkt, gdyż jest to pierwszy poważny poziom wsparcia tego indeksu.
- Na tym wsparciu sytuacja powinna się uspokoić. Uspokojenie nie oznacza natomiast zmiany tendencji na wzrostową – mówi Sebastian Buczek.
Zaznacza, że gdyby konflikt rosyjsko-ukraiński nabrał ostrzejszego wymiaru, będzie to miało negatywny wpływ na wycenę polskich aktywów – zarówno akcji, jak i obligacji oraz waluty.
- Moim zdaniem ten negatywny wpływ powinien być raczej krótkoterminowy – dodaje Sebastian Buczek.
- Najważniejsze jest to, co zrobi Fed. Jeśli chodzi o Ukrainę, rynki bardziej boją się konsekwencji gospodarczych niż samego konfliktu. W przypadku aneksji Krymu spadki na giełdach trwały krótko, a potem nastąpił powrót do normalności. Po kolejnym ataku Zachód może nałożyć sankcje na Rosję, a ta może szachować dostawami surowców, doprowadzając do wzrostu ich cen i utrzymywania się wysokiej inflacji – podsumowuje Rafał Sadoch.
Sztorm na rynkach łaskawie obchodzi się z królewskim kruszcem. Cena jest stabilna (od początku roku zwyżka wynosi niespełna 1 proc.), podobnie jak aktywa ETF, zaangażowanych w złoto. Dzieje się tak oczekiwań na serię podwyżek stóp procentowych przez Fed, co zwykle szkodziło notowaniom metali szlachetnych. Ważniejsze są jednak zakłady o to, że stopy realnie – a więc po uwzględnieniu inflacji – nadal pozostaną ujemne oraz utrzymujący się wysoki popyt na aktywa chroniące siłę nabywczą pieniądza.
Cytowany przez agencję Bloomberg Christoph Schmidt, który kieruje w DWS Group zespołem zarządzającym aktywami o wartości 20 mld EUR (z czego 8 proc. to złoto).
- Nie widzimy dramatycznej zmiany w środowisku stóp procentowych tłumaczy stanowisko Christoph Schmidt.
Większosć analityków spodziewa się jednak słabego roku dla rynku złota, podobnie jak to było w 2013 r., kiedy Fed zasygnalizował zacieśnienie polityki pieniężnej.