Na trzy rynki postaw 90 proc. inwestycji w akcje

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2022-09-13 20:00

Żonglowanie alokacją między giełdami trzech głównych gospodarek świata przyniesie najlepsze efekty pod względem dywersyfikacji geograficznej – uważa Bartosz Pawłowski z mBanku.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • na jakich rynkach akcji zainwestować 50, 25 i 15 proc. ogółu kapitału lokowanego w akcjach
  • co z pozostałymi 10 proc.
  • dlaczego główną uwagę należy przywiązywać do zaledwie trzech rynków akcji
  • dlaczego indeks Stoxx Europe 600 jest równie ważny jak S&P 500
  • dlaczego proporcje alokacji geograficznej wynikające z indeksu MSCI ACWI są niewłaściwe
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

W najbardziej klasycznym ujęciu rynki finansowe dzieli się geograficznie na rozwinięte i wschodzące. Według mBanku takie podejście to przeżytek. Dywersyfikacja geograficzna powinna być budowana na założeniu, że podstawowymi rynkami są Stany Zjednoczone, Europa i Chiny. Na te trzy rynki powinno przypadać 90 proc. kapitału lokowanego w akcjach.

- To nie oznacza, że gdzie indziej nie wolno inwestować. Ale te trzy filary powinny stanowić – w różnych proporcjach – największą cześć portfela akcyjnego – zaznacza Bartosz Pawłowski, dyrektor ds. inwestycji bankowości prywatnej mBanku.

Dopiero pozostałe 10 proc. można zagospodarować przez inwestycje z innych regionów – zaliczanych do rynków rozwiniętych (np. Japonia, Kanada czy Australia) i wschodzących (np. Brazylia, Indie czy Korea).

- Te 10 proc. zapewnia pole manewru w przypadku pojawienia się okazji inwestycyjnej związanej z tym, że akcje z jakiegoś kraju byłyby bardzo tanie. Jedną z najlepszych giełd w 2022 r. jest np. giełda w Brazylii. Czasem warto więc mieć ekspozycję na inne rynki niż Stany Zjednoczone, Europa i Chiny. Ulokowanie 90 proc. inwestycji w akcje na tych trzech rynkach sprawia jednak, że zwracanie uwagi na właściwą alokację między nimi będzie miało większy wpływ na wynik całego portfela, niż to co stanie się z pozostałymi 10 proc. – mówi Bartosz Pawłowski.

Świat wygląda inaczej:
Świat wygląda inaczej:
Według Bartosza Pawłowskiego, dyrektora ds. inwestycji bankowości prywatnej mBanku, globalny indeks MSCI ACWI zbyt duże znaczenie przyznaje giełdom amerykańskim, a za małe chińskim. Myśląc o inwestycjach w akcje w trzech głównych gospodarkach świata trzeba więc skorygować alokację geograficzną, jaka z niego wynika.
Marek Wiśniewski

Europejski odpowiednik S&P500

Według Bartosza Pawłowskiego 90 proc. ekspozycja na Stany Zjednoczone, Europę i Chiny to konsekwencja wpływu ich gospodarek na gospodarkę światową. W przypadku Stanów Zjednoczonych i Chin chodzi o pojedyncze kraje. Jeśli zaś chodzi o Europę, to jest to mocno zintegrowany region – zarówno w ramach Unii Europejskie (UE), jak i kilku krajów pozostających poza UE, ale splecionych z nią silnymi więzami (np. Wielka Brytania czy Szwajcaria).

Jako reprezentatywny dla całej Europy indeks spółek giełdowych Bartosz Pawłowski wskazuje Stoxx Europe 600 obejmujący firmy notowane w 17 krajach. Polska jest wśród nich jedynym krajem ze wschodu UE. Z krajów nieunijnych benchmark obejmuje akcje notowane w Norwegii, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii. Te ostatnie mają zresztą największy udział w indeksie – prawie 25 proc, podczas gdy spółki z giełd we Włoszech i Hiszpanii tylko 3-4 proc.

- Tak jak amerykański indeks S&P500 daje ekspozycję na 500 spółek z 50 stanów, tak Stoxx Europe 600 daje ekspozycję na 600 spółek z kilkunastu krajów Europy. Indeks odzwierciedla znaczenie głównych giełd kontynentu, a PKB Europy jest porównywalny z PKB Stanów Zjednoczonych – zwraca uwagę dyrektor ds. inwestycji bankowości prywatnej mBanku.

Jego zdaniem zwłaszcza polscy inwestorzy powinni przestawić się na takie postrzeganie europejskiego rynku akcji. Dla nich bowiem punktem odniesienia jest często niemiecki DAX, liczący zaledwie 40 spółek (niespełna rok temu było ich tylko 30).

- Korelacja DAX-a ze Stoxx Europe 600 jest duża, ale indeks giełdy we Frankfurcie koncentruje się na przemyśle chemicznym i motoryzacyjnym. Tymczasem francuskie spółki energetyczne, LVMH czy spółki farmaceutyczne notowane w Szwajcarii mają niebagatelne znacznie. W Europie nie mamy Apple’a czy Google’a, ale mamy działającą w branży półprzewodników ASML, która jest notowana w Amsterdamie i nie ma odpowiednika na świecie – przypomina Bartosz Pawłowski.

Więcej Chin, mniej USA

Jakie proporcje nadać inwestycjom każdej z trzech głównych gospodarek świata? Według Bartosz Pawłowskiego na Stany Zjednoczone powinno modelowo przypadać 50 proc. zaangażowania w akcje. Europa powinna absorbować 25 proc., a Chiny - 15 proc. To model neutralny. W zależności od okoliczności można jednak przeważać lub niedoważać poszczególne rynki.

Neutralna alokacja proponowana przez mBank istotnie odbiega od proporcji indeksu MSCI ACWI, obejmującego akcje z 47 rynków kapitałowych świata – zarówno tych rozwiniętych, jak i wschodzących. Stany Zjednoczone ważą w nim ponad 60 proc., a Chiny niespełna 4 proc.

- W indeksie MSCI ACWI Stany Zjednoczone stanowią około 60 proc., Europa blisko 20 proc., a Chiny niespełna 4 proc., ale wynika to z faktu, że amerykański rynek akcji jest największy, a chiński choć gigantyczny, to ma dość istotne bariery wejścia dla inwestorów zagranicznych. Proporcje alokacji powinny jednak odzwierciedlać rzeczywistość, czyli z jednej strony absolutną hegemonię giełd amerykańskich, ale z drugiej znaczenie chińskiej gospodarki. Kilka procent udziału w indeksie MSCI ACWI jest zupełnie nieproporcjonalne do jej znaczenia dla świata. Natomiast wartość rynkowa amerykańskich spółek w ostatniej dekadzie wzrosła tak bardzo, że ich udział w indeksie niemal przeczy zasadzie globalnej dywersyfikacji i sprowadza się do zakładu o to, czy amerykańskie giełdy nadal będą rosły – tłumaczy Bartosz Pawłowski.