Na Wall Street zmienia się krajobraz

Mikołaj ŚmiłowskiMikołaj Śmiłowski
opublikowano: 2024-07-18 20:00

Rajd na amerykańskim rynku akcji może przenieść się na nowe spółki - mówi Michał Ficenes, zarządzający funduszami w Ipopema TFI.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Mimo że z perspektywy inwestorów wszelkie dotychczasowe wydarzenia w kampanii wyborczej w USA były istotne, to ostatnie deklaracje obu kandydatów na prezydenta okazały się dla nich wyjątkowo alarmujące, bo dotyczyły branży, na której opiera się trwająca od prawie dwóch lat hossa. Michał Ficenes, zarządzający funduszami w Ipopema TFI nie dostrzega powodów do paniki, ale jednocześnie przestrzega przed bezczynnością. Jego zdaniem na giełdzie w Nowym Jorku mogą zaczynać się strukturalne zmiany, które tworzą okazję inwestycyjną.

Skąd ten szum

Na sesji giełdowej w USA w środę, 17 lipca, doszło do pogromu większości spółek technologicznych. Spadły kursy Microsoftu, Alphabetu, Nvidii, AMD i wielu innych spółek korzystających z boomu na AI. Ucierpiały też notowania producentów półprzewodników, nie tylko notowanych w USA, jak AMSL czy Micron, ale też w Japonii, jak Tokyo Electron i Tajwanie (TSMC). Indeks S&P 500 spadł o 1,4 proc., a Nasdaq 100 prawie o 3 proc. Wszystko przez wypowiedzi Donalda Trumpa i Joe'ego Bidena.

W jednym z ostatnich wywiadów udzielonych przed pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa Joe Biden zaprezentował ostre stanowisko względem Chin. Stwierdził, że jeżeli Państwo Środka będzie współpracować z Rosją, to USA wraz z sojusznikami ograniczą w nim inwestycje. Zagroził też zaostrzeniem sankcji na wymianę towarów w branży półprzewodników. Za to Donald Trump w rozmowie z Bloombergiem wyraził przekonanie, że Tajwan powinien płacić Stanom Zjednoczonym za ochronę, jeżeli chce uzyskać jakąkolwiek pomoc na wypadek agresji Chin.

- Donald Trump stwierdził, że Tajwan będzie musiał płacić za ochronę, bo chciał zmotywować to państwo do zwiększenia wydatków na obronność. Podobną taktykę były amerykański prezydent stosował wobec państw NATO, gdy stwierdził, że kto nie przeznaczy 2 proc. rocznego PKB na obronę, ten nie będzie mógł liczyć na pomoc Ameryki. Nie jest to więc zaskoczenie, podobnie jak słowa Joe'ego Bidena o sankcjach dla poszczególnych spółek z branży półprzewodników, bo tak naprawdę oznaczają potencjalną kontynuację polityki międzynarodowej - mówi Michał Ficenes, zarządzający funduszami w Ipopema TFI.

Specjalista zauważa, że sankcje na eksport maszyn i technologii wykorzystywanych w produkcji czipów najbardziej zaawansowanych technologicznie już dawno zostały wprowadzone.

- Wojna technologiczna i handlowa z Chinami jest przez USA prowadzona od czasu kadencji Donalda Trumpa, bo Joe Biden z niej nie zrezygnował. Na pierwsze cła i ograniczenia kilka lat temu rynki zareagowały negatywnie, ale się do nich przyzwyczaiły i prawdopodobnie tak też byłoby w razie ich pogłębienia. Obecnie mało kto w branży półprzewodników patrzy na napięcia międzypaństwowe, a raczej na rozwój mocy obliczeniowej centrów danych konieczny do kontynuacji rewolucji technologicznej związanej z AI. Inwestorzy nie spodziewają się istotnego konfliktu między USA, Chinami, Tajwanem i innymi państwami - dodaje Michał Ficenes.

Zarządzający przekonuje, że inwestorzy zachowują spokój, bo wiedzą, że większość państw, a szczególnie USA nie może sobie pozwolić na wystąpienie skutków zaburzenia wymiany handlowej między firmami działającymi w branży półprzewodników.

- Na doskonałości łańcucha dostaw opiera się działalność większości firm z branży półprzewodników. Gros czipów produkowana jest na Tajwanie, ale składana w Chinach, projektowana w USA, na maszynach z Holandii i w architekturze z Wielkiej Brytanii. Niełatwo więc o nawet o jedną zmianę fundamentalną, bo dotyczyłaby wszystkich uczestników łańcucha dostaw, przez co byłaby zbyt kosztowna i długotrwała - tłumaczy zarządzający.

O co naprawdę chodzi

Według Michała Ficenesa mimo zapowiedzi polityków w branży półprzewodników oraz całym sektorze technologicznym nie zajdą istotne zmiany. Te mogą się jednak pojawić giełdzie i dotyczyć tego, jak inwestorzy podchodzą do poszczególnych firm. Spadek kursów Nvidii czy Microsoftu oznacza jego zdaniem po prostu realizację zysków i szukanie atrakcyjnych spółek w innych zakamarkach sektora.

- Hossa trwająca od półtora roku dotyczyła największych spółek, a mniejsze sobie nie radziły, co widać po wzroście kursów i poziomie wycen. Teraz powoli się to zmienia, awersja do ryzyka spada, narracja geopolityczna się zaostrzyła, a oczekiwania wobec stóp procentowych też idą w dół, co sprzyja mniejszym podmiotom. Można mówić o rotacji aktywów - uważa Michał Ficenes.

W pięć dni przed spadkową sesją w środę indeks małych spółek Russell 2000 zaliczył prawie 13-procentowe odbicie, podczas gdy S&P 500 podniósł się tylko o 1,6 proc. Nawet 17 lipca mniejszy wskaźnik mniejszych firm radził sobie lepiej niż jego większy odpowiednik (spadł o 1,1 proc. wobec spadku S&P 500 o 1,6 proc.). Ponadto w ubiegłym tygodniu największy ETF inwestujący w spółki z indeksu Russell 2000 zajął drugie miejsce globalnie pod względem napływów netto, wynika z danych Bloomberga.

- Małe i średnie spółki z indeksów Russell 2000 czy S&P 600 to gorący towar na Wall Street. Mają niskie wyceny, które w zasadzie od czasu pęknięcia pocovidowej bańki w 2022 r. nie wzrosły, więc najwyższy czas na jakieś zainteresowanie inwestorów. Nie można jeszcze mówić o wielkiej rewolucji, bo kilka falstartów już było, więc lepiej być ostrożnym, ale widać, że coś zaczyna się dziać - dodaje Michał Ficenes.

Oba wspomniane przez specjalistę indeksy składają się ze spółek z wielu sektorów, jednak nowa, poszerzona hossa nadal będzie dotyczyć przede wszystkim spółek technologicznych, tylko tym razem tych mniejszych. Firmy jak Intel, IBM czy GlobalFoundries drożały w ostatnich dniach, kiedy ich duża konkurencja wyraźnie taniała. Inwestorzy zamykali pozycje na Nvidii czy Microsofcie nie ze strachu, ale chęci przeniesienia kapitału na mniejsze spółki technologiczne.

- Nie należy zapominać, że rewolucja AI jest jedynym aktywnym tematem inwestycyjnym na giełdzie. Skoro inwestorzy zdecydowali się wziąć zyski z bigtechów, to muszą zrobić coś z kapitałem, aby ten pracował. Naturalnym wyborem są mniejsze spółki powiązane ze sztuczną inteligencją - tłumaczy Michał Ficenes.