W tym roku dotacja z budżetu na załatanie dziury Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (z niego wypłacane są emerytury, renty i zasiłki) wyniesie 33 mld zł. Jak wynika z najnowszej prognozy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, do której dotarł „PB”, potem będzie już tylko gorzej. Według realnego scenariusza, w latach 2009-13 na załatanie dziury w FUS podatnicy wydadzą prawie 230 mld zł (opierając się na wartości pieniądza z 2006 r.). Według scenariusza pesymistycznego — ponad 296 mld zł. Dziura rośnie, bo wydatki rosną szybciej niż wpływy. Samo obniżenie składki rentowej uszczupliło tegoroczne przychody o 19 mld zł. Tymczasem wydatki rosną szybciej, niż planował rząd.
— Koszty tegorocznej waloryzacji rent i emerytur będą o blisko 1 mld zł wyższe od zaplanowanych w budżecie — poinformowała wczoraj w Sejmie Agnieszka Chłoń-Domińczak, wiceminister pracy i polityki społecznej.
Bez radykalnych reform wydatki będą rosły.
— Jeśli utrzyma się tendencja do wczesnego przechodzenia na emeryturę, to będzie tylko gorzej. Dziś średni wiek zakończenia pracy wynosi w Polsce około 57 lat. To stanowczo za wcześnie — mówi Wojciech Nagel, członek rady nadzorczej ZUS.
Coroczne obciążanie budżetu kilkudziesięciomiliardową dotacją to cios dla polskiej gospodarki.
— Zamiast wydawać na rozwój kraju, choćby autostrady czy mieszkania, wydajemy na świadczenia i przywileje emerytalne — twierdzi Wojciech Nagel.
Spora część wydatków z FUS to renty. Na renty z tytułu niezdolności do pracy tylko w 2007 r. wydaliśmy 18 mld zł, a na renty rodzinne kolejne 18 mld zł. Teraz resort pracy chciałby, aby ten fundusz wziął na siebie utrzymanie osób ze związków małżeńskich, w których jedno zarabia mniej lub nie pracuje. Zamiast finansować ich emerytury z kapitałowej części systemu emerytalnego, finansowane będą z FUS. Żaden z pytanych przez nas ekspertów nie podjął się oszacowania wpływu tej zmiany na kondycję FUS. Zgodnie przyznają jednak, że nie ma to większego znaczenia, już jest ona bowiem beznadziejna.
Grzegorz Nawacki, [email protected]