Wyliczanie stawki Libor koordynuje zaledwie dwóch ludzi, którzy pracują w zwykłym biurze w londyńskiej dzielnicy finansowej. Nazwijmy ich koordynatorami. Praca koordynatorów jest rutynowa. Tuż po 11 rano każdego dnia roboczego, maklerzy z czołowych banków przysyłają swoje szacunki dotyczące stóp procentowych, przy których ich instytucje mogłyby pożyczyć pieniądze. Robią to drogą elektroniczną, ale czasem koordynatorzy dzwonią do banku, który nie przysłał szacunków, albo jeśli dane okazują się niewiarygodne – pomyłki przy wklepywaniu danych zdarzają się często – sprawdzają je szybkim telefonem.
Prosty program komputerowy odrzuca 25 proc. najniższych i najwyższych szacunków, a z reszty oblicza średnią. Ten wynik to stawka Libor na dany dzień. Wyliczenia powtarza się dla każdej z 10 walut i 15 terminów pożyczek.
Jak ważne są te wyliczenia, daje wyobrażenie zastosowany system zabezpieczeń.
Koordynatorzy mają specjalne linie telefoniczne doprowadzone do ich domów, by
mogli pracować nawet, jeśli atak terrorystyczny czy inne wydarzenie nie pozwoli
im dotrzeć do biura. W pobliżu biura trzymany jest w pogotowiu podobnie
wyposażony budynek, a na dodatek jest jeszcze biuro zapasowe ze stałym
zatrudnieniem w pewnym małym mieście 150 mil od Londynu. Jego pracownicy od
czasu do czasu pracują w biurze londyńskim, bo muszą być gotowi przejąć pracę w
razie potrzeby.
Te środki ostrożności są potrzebne, bo gdyby
stawka Libor nagle znikła, sparaliżowałoby to dużą część światowych rynków
finansowych. Te 150 liczb stanowi dominujący światowy wskaźnik dla stóp
procentowych. Stopy dla pożyczek, które sięgają około 10 bilionów dolarów
(pożyczki korporacyjne, hipoteki ze zmiennym oprocentowaniem, pożyczki
studenckie itd.), są związane właśnie ze stawką Libor. Określa ona miesięczne
raty około połowy hipotek ze zmiennym oprocentowaniem w USA. W Polsce, gdzie
przeważają kredyty we frankach, jeszcze więcej.
Za
Liborem stoją londyńscy maklerzy walutowi z banków, o których telefonach
już pisaliśmy. W przypadku głównych walut dane zbierane są z 16 banków. Każdy z
nich dostarcza informację, przy jakim oprocentowaniu mógłby pożyczyć pieniądze
tuż przed godziną 11. To pytanie typu co by było, gdyby, bo bank może tuż przed
godz. 11 nie pożyczać żadnych pieniędzy. Dlatego większe banki zatrudniają po
kilku niezależnych maklerów. Ci maklerzy mają na ekranach dane dotyczące
najniższego oprocentowania, na którym banki oferują pożyczkę i najwyższego
oprocentowania, przy którym są gotowe zapożyczyć się. Ale naiwnością byłoby
sądzić, że to te dane są podawane do wyliczeń Libora. Na ekranach nie ma
informacji, ile pieniędzy można pożyczyć przy najniższym oprocentowaniu – to
może być kwota od 50 mln USD do ‘jarda’ i więcej (tak maklerzy mówią na miliard,
którego angielska nazwa „billion’ łatwo myli się z „million”).
Skład banków, których dane wykorzystywane są do ustalania stawki
Libor został ustalony w 1985 r. i rzadko się zmienia. Dotychczas ten system
działał nieźle i dlatego rynki finansowe są gotowe uzależnić od stawki Libor 300
bilionów dolarów. Istnieje niebezpieczeństwo, że któryś bank będzie chciał
manipulować danymi. Ale właśnie dlatego odrzucane jest 25 proc. najwyższych i
najniższych danych. Na dodatek, po zebraniu informacji od banków, ich szacunki
są przez 45 minut dostępne na ponad 300 tys. terminali na świecie, więc łatwo
wyłapać manipulantów.
Amerykanom Libor podoba się coraz mniej.
Złości ich, że wartości dotyczące stóp procentowych dla rynku dolarowego
ustalane są w Londynie tuż po szóstej rano czasu w Nowym Jorku, gdy maklerzy
dopiero docierają do pracy, a wśród szacowanych wartości brane są pod uwagę
opinie tylko trzech amerykańskich banków. Sporo osób proponuje, by odejść od
wartości Libor i opierać się na stopach procentowych z transakcji, które się
naprawdę odbyły. Ale, jak z każdym standardem, tak i z Liborem – ma mnóstwo wad,
ale ciężko od niego odejść.