Nestmedic liczy na amerykańską masę

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2025-04-22 20:00

Telemedyczna spółka z NewConnect dostanie 9 mln zł zastrzyku od dotychczasowych inwestorów, żeby zarejestrować flagowy produkt w USA i mieć szansę na komercjalizację w dużej skali.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Niespełna 17 mln zł kapitalizacji i kurs na historycznym minimum — tak z perspektywy inwestora giełdowego wygląda notowany na NewConnect Nestmedic. Telemedyczna spółka, która opracowała przeznaczone dla kobiet w ciąży urządzenie do zdalnego przeprowadzania badania KTG, zadebiutowała prawie osiem lat temu. Krótko po debiucie zapowiadała w strategii, że w 2023 r. będzie generować od 149 do 307 mln zł skonsolidowanych przychodów przy marży EBITDA na poziomie 50-60 proc.

Realia? W 2024 r. miała 5,2 mln zł straty netto przy 1,15 mln zł przychodów. Przedstawiciele spółki przekonują jednak, że wszystko może zmienić dopuszczenie urządzenia, stosowanego już w Europie, na rynek w USA. Do tego potrzebna jest certyfikacja amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków (FDA).

— Uzyskanie certyfikacji FDA powinno być tym momentem, w którym nasze urządzenie znajdzie partnera zdolnego do jego masowej komercjalizacji. Będziemy mieli mocny argument w postaci pierwszego i jedynego mobilnego KTG z certyfikatem FDA — mówi Beata Turlejska, wiceprezeska spółki.

Zmiana paradygmatu

Badanie KTG to monitorowanie czynności serca płodu. Obecnie standardem jest wykonywanie go w szpitalach. Nestmedic od początku przekonywał, że badanie to w takiej samej jakości można wykonywać samodzielnie w domu, a lekarze i położne mogą wykryć w systemie ewentualne nieprawidłowości i zareagować na czas.

— Jesteśmy przekonani, że nasze urządzenie podnosi efektywność systemu ochrony zdrowia i odciąża go od hospitalizacji pacjentek, które nierzadko w końcowej fazie ciąży trafiają do szpitali tylko po to, by można było regularnie przeprowadzać badanie KTG. Wyzwaniem jest przekonanie do tego środowiska medycznego, które ostrożnie podchodzi do zmiany standardów leczenia, a tym byłoby przejście na zdalne KTG — mówi Beata Turlejska.

Spółka od początku próbowała rozwijać się samodzielnie, prowadząc pilotażowe wdrożenia w szpitalach i podpisując kontrakty z dystrybutorami. Urządzenie jest wykorzystywane w kilkunasta krajach europejskich, poza Polską przede wszystkim we Francji i w Holandii, ale skala nie jest duża.

— Mamy setki urządzeń, za pomocą których przeprowadzono niemal 70 tys. badań. W tym roku ruszamy z pilotażem w Niemczech z referencyjnym szpitalem w Akwizgranie, jesteśmy też w procesach certyfikacyjnych w Australii i Arabii Saudyjskiej. Mamy jednak znaczące koszty stałe związane z utrzymaniem serwerów i całej infrastruktury technicznej oraz kadry. Przyrost liczby urządzeń na rynkach europejskich jest zbyt niski, by w rozsądnej perspektywie oczekiwać wyjścia na plus. Dlatego mamy teraz inną strategię komercjalizacji — mówi wiceprezeska spółki.

Przyznaje, że Nestmedic przez lata popełnił kilka błędów.

— Przede wszystkim błędne było przekonanie, że nasze urządzenie zostanie szybko zaadaptowane przez środowisko medyczne i będziemy mogli samodzielnie zbudować skalę krok po kroku dzięki kolejnym pilotażom ze szpitalami i partnerstwom w poszczególnych krajach. Teraz jest dla nas jasne, że za urządzeniem musi stać silny rynkowy gracz, którego będzie stać na działania edukacyjne wśród lekarzy, bo to od ich zainteresowania zależy, czy technologia będzie wdrożona — tłumaczy Beata Turlejska.

Amerykańska szansa

Spółka jest przekonana, że przełomem będzie uzyskanie certyfikacji FDA. Pod koniec ubiegłego roku podpisała tzw. protokół ustaleń z agencją. Nakreślono w nim wymogi wobec badań klinicznych urządzenia, których spełnienie powinno pozwolić na uzyskanie certyfikacji na rynku amerykańskim.

— Od lat regularnie spotykamy się z FDA. Dzięki temu agencja uznała część badań, które do tej pory przeprowadziliśmy w Europie. To sprawia, że badanie kliniczne w USA nie będzie musiało mieć dużej skali. Wystarczy 50 osób w trzech ośrodkach w ramach badań porównawczych — mówi Beata Turlejska.

Badania kliniczne mają ruszyć w tym roku.

— Jesteśmy na końcowym etapie wyboru firmy CRO [przeprowadzającej badania na zlecenie — red.], która będzie koordynować to badanie. Konserwatywnie zakładamy, że potrwa ono maksymalnie do 12 miesięcy, ale powinno być szybsze. Jego koszt sięgnie 9 mln zł — mówi wiceprezeska spółki.

Obecnie największym akcjonariuszem, z blisko 46-procentowym pakietem, jest niemiecki fundusz Deutsche Balaton, który wszedł do spółki w 2019 r. Dotychczas prace nad urządzeniem Pregnabit Pro pochłonęły ponad 20 mln zł. Skąd wezmą się dodatkowe pieniądze? W marcu i na początku kwietnia spółka zakończyła dwie prywatne subskrypcje akcji. Kolejną emisję ma przegłosować walne zwołane na początek maja.

— Pieniądze pochodzą od funduszu Leonarto wspierającego spółkę niemal od początku i od grupy dotychczasowych inwestorów. W ostatniej emisji akcje dokupił też Deutsche Balaton. W praktyce nie szukamy więc już pieniędzy — mamy zagwarantowane objęcie kolejnej emisji, co zamknie proces finansowania badań i działalności na najbliższy czas — mówi Beata Turlejska.

Spółka rozważa tymczasem różne scenariusze komercjalizacji.

— Spotykamy się już z potencjalnymi nabywcami licencji dystrybucyjnej lub całej spółki. Wszyscy czekają na certyfikację FDA, która pozwoli na wprowadzenie urządzenia na rynek amerykański. Nie mogę podać ich nazw, ale do grona partnerów wybieramy duże spółki oraz korporacje doświadczone we wprowadzaniu urządzeń na rynek i zdolne zainwestować w budowanie świadomości istnienia naszego rozwiązania. Technologia jest od dawna gotowa i sprawdzona, teraz będzie chodzić o przekonanie środowiska medycznego do jej wykorzystania — mówi wiceprezeska Nestmedika.