Nie wszyscy płaczą w czarny poniedziałek

Marek ChądzyńskiMarek Chądzyński
opublikowano: 2025-04-07 15:07

Choć po ogłoszeniu amerykańskich ceł giełdy przechodzą sądne dni, polskie Ministerstwo Finansów dostało prezent w postaci spadku rentowności obligacji mimo wysokiego deficytu finansów publicznych. Kredytobiorcy też mają powody, by sądzić, że ich raty będą mniejsze.

Z tego tekstu dowiesz się:

  • o ile spadła rentowność polskich obligacji 10-letnich
  • o ile potaniała ropa naftowa
  • jak reaguje WIBOR na zapowiedzi obniżek stóp procentowych
  • kiedy RPP może dokonać pierwszej obniżki stóp
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Wojna celna wywołana w ubiegłym tygodniu przez Donalda Trumpa doprowadziła do gwałtownej przeceny akcji na całym świecie. W drugiej połowie sesji w poniedziałek indeksy najważniejszych giełd w Europie spadały o prawie 5 proc. Świat wystraszył się, że wprowadzenie radykalnie wysokich taryf w Stanach Zjednoczonych wpędzi globalną gospodarkę w recesję. Dlatego inwestorzy zaczęli uciekać z akcji i kupować obligacje.

Rentowność obligacji w dół

Powszechny spadek rentowności jest spowodowany przekonaniem, że duże banki centralne w krajach objętych cłami, w tym Europejski Bank Centralny, w obronie przed skutkami recesji i przy założeniu, że nadmierna podaż towarów na lokalnych rynkach doprowadzi do spadku inflacji, zaczną obniżać stopy procentowe. W Polsce taki scenariusz jest tym bardziej prawdopodobny, że prezes NBP Adam Glapiński, a za nim kilku członków Rady Polityki Pieniężnej wyraźnie zasugerowali pierwszą obniżkę kosztu pieniądza już w maju.

Efekt? Od środy, 2 kwietnia, kiedy to w komunikacie RPP pojawiły się gołębie tony, a Donald Trump ogłosił cła, rentowność polskich obligacji 10-letnich spadła o około 40 pkt bazowych. W poniedziałek po południu wynosiła ona 5,25 proc. To daleko od szczytu z przełomu lat 2024 i 2025, gdy zbliżała się do 6,15 proc.

Dla Ministerstwa Finansów, które w tym roku mierzy się z koniecznością sfinansowania rekordowo wysokich potrzeb pożyczkowych (około 367 mld zł netto) i rosnącymi kosztami obsługi długu, to niemała ulga.

Nastroje na rynku są takie, że inwestorzy zignorowali nawet dane o bardzo dużym deficycie sektora finansów publicznych co teoretycznie powinno podbijać rentowności. W 2024 r. deficyt sektora finansów wyniósł 6,6 proc. PKB, był największy od czasu kryzysu pandemicznego i podważył plany MF ograniczenia go poniżej 3 proc. PKB do 2028 r.

Mateusz Sutowicz, ekonomista Banku ING zwraca uwagę, że polski rynek podąża za tzw. rynkami bazowymi, czyli np. notowaniami obligacji niemieckich. Ich rentowność jest punktem odniesienia dla papierów skarbowych innych krajów, które utrzymują od nich mniej więcej stały odstęp (spread).

- Kolejny czynnik to informacja, że Ministerstwo Finansów zabezpieczyło już finansowanie znacznej części potrzeb pożyczkowych w tym roku - mówi ekspert. To daje inwestorom poczucie bezpieczeństwa: prawdopodobieństwo, że MF nagle zaleje rynek wielką podażą nowych obligacji, co musiałoby się przełożyć na ceny, jest niewielkie.

Stopy (prawie) na pewno spadną

Rozbudzone oczekiwania co do obniżek stóp Narodowego Banku Polskiego są ważnym powodem ostatniego ruchu na obligacjach i wygląda na to, że będą się one tylko wzmacniać. Bo wraz z rosnącymi obawami przed światową recesją tanieją surowce, zwłaszcza ropa naftowa. A to jej ceny pośrednio wpływają na inflację w Polsce. Baryłka ropy brent kosztowała w poniedziałek po południu niecałe 64 USD, a w porównaniu z notowaniami ze środy, 2 kwietnia, była tańsza o około 10 USD.

- Z punktu widzenia konsumenta sytuacja na rynku ropy jest korzystna, choć efekt w postaci zmian cen paliw na stacjach benzynowych może być w części neutralizowany osłabieniem złotego. Ceny jednak zapewne spadną i to nie tylko w przypadku benzyny, ale w ogóle towarów importowanych. Strumień towarów na przykład z Chin, który mógłby płynąć do USA, może zostać przekierowany w inne miejsca, w tym do Unii Europejskiej – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.

Ekspert dodaje, że choć obecna RPP często zaskakiwała rynek i trudno przewidywać jej kolejne ruchy, to jednak obniżka stóp procentowych już w maju wydaje się bardzo prawdopodobna.

- Pod znakiem zapytania stoi natomiast skala obniżki. Będzie ona zależała od dwóch informacji, które napłyną z gospodarki jeszcze w tym miesiącu: dynamiki wynagrodzeń za marzec oraz szybkiego odczytu inflacji w kwietniu, a właściwie inflacji bazowej, którą będzie można z dużym przybliżeniem wyliczyć na podstawie tych danych. Jeśli dynamika płac wyhamuje i inflacja bazowa nie przyspieszy, to będą to dodatkowe argumenty za obniżką o 50 pkt – mówi Grzegorz Maliszewski.

Spadek stóp NBP już jest wyceniany w notowaniach rynkowych stóp procentowych, w tym w stawce WIBOR. Trzymiesięczny WIBOR - podstawa do wyliczania oprocentowania większości kredytów udzielanych przez banki w Polsce - spadł w ciągu jednego dnia, w piątek, o 16 pkt bazowych. Banki rewidują oprocentowanie na ogół raz na kwartał, więc nawet oczekiwania co do obniżek stóp procentowych mogą już teraz przełożyć się na spadek ceny kredytu.