Opisujemy dziś w "Pulsie Biznesu" walkę producentów płytek ceramicznych o obronę rynku przed konkurencją z Indii. Dziś Hindusi dostarczają bowiem na europejski rynek więcej tego typu towaru niż fabryki z Polski, mimo że pięć lat temu dostarczali ich dwa razy mniej (licząc tylko import, nie produkcję krajową). Według dotychczasowych reguł globalizacji powinniśmy to zaakceptować i wręcz się cieszyć: mamy więcej tańszych płytek, a sami możemy więcej zasobów przeznaczyć na projektowanie wyrobów i usługi o wyższej wartości dodanej. Tylko że dotychczasowe reguły właśnie są łamane. Czy więc powinniśmy wszyscy solidarnie bronić polskiej produkcji ceramiki domowej?
Walka producentów płytek pokazuje szersze zjawisko: wojny celne rozpoczęte w USA na nowo obudziły instynkt protekcjonizmu wszędzie na świecie. Jesteśmy dopiero u progu nowego trendu. Każda zglobalizowana branża będzie szukała sposobu na przekonanie decydentów, że jest istotna dla gospodarki, bezpieczeństwa i dobrobytu. To jest domino, którego nie da się łatwo zatrzymać.
Dotychczas podstawowy mechanizm globalizacji polegał na tym, że relatywnie prosta technologicznie produkcja była relokowana na rynki wschodzące. Z kolei rynki rozwinięte zatrzymywały u siebie najbardziej wartościowe elementy łańcucha dostaw, czyli produkcję wysoko zaawansowaną, a także usługi badań, rozwoju, projektowania, sprzedaży, zarządzania. Według tego mechanizmu naturalne powinno być to, że fizyczna produkcja płytek stopniowo przesuwa się do tańszych krajów, a z kolei w krajach rozwiniętych pracownicy zajmują się projektowaniem wzorów i zarządzaniem całym procesem. Według tej logiki polskie firmy powinny stopniowo wynosić fizyczną produkcję poza Polskę, tym bardziej że i tak będziemy mieć coraz mniej rąk do pracy.
Dziś jednak w krajach rozwiniętych wyborcy buntują się przeciw dezindustrializacji. Protekcjonizm rośnie w siłę, poparcie dla globalizacji spada. Dzieje się tak dlatego, że redukcja miejsc pracy w przemyśle była - jak pisze ekonomista Daniel Sussking w swojej ostatniej książce "Growth. A reckoning" - bardziej kosztowna społecznie niż liberalni politycy i ekonomiści chcieliby przyznać.
W Unii Europejskiej na ten polityczny zwrot nakłada się jeszcze problem transformacji energetycznej. Wyprowadzanie energochłonnej produkcji jest sztucznym sposobem na redukcję emisji gazów cieplarnianych, który jednak podnosi tę emisję w innych częściach świata. Co jest generalnie procesem bezsensownym.
Jednak nie sądzę, by zwrot przeciw globalizacji był na tyle silny, byśmy w Polsce całkowicie mogli uniknąć przenoszenia jakiejś części produkcji do innych krajów. I na tyle silny, by produkcja na dużą skalę wracała do krajów rozwiniętych. Globalizacja ma swoje koszty, ale ma też gigantyczne korzyści: zapewnia dostęp do tanich towarów, a masowa konsumpcja jest opium dla mas.
Mamy dzisiaj do czynienia z konfrontacją dwóch wartości. Z jednej strony to narastająca potrzeba bezpieczeństwa społecznego, technologicznego, militarnego. Z drugiej strony to potrzeba taniej konsumpcji. Przez ostatnie 40 lat system światowy obsługiwał głównie tę drugą potrzebę, teraz zaczyna się przesuwać bardziej w stronę pierwszej. Ale to nie będzie pełen przechył na drugą burtę. Konsumenci nie będą chcieli rezygnować z tanich towarów. W praktyce zadziała to tak, że poparcie polityczne dla ochrony takich rynków jak płytki ceramiczne nie będzie duże.
Kraje rozwinięte będą szukać sposobów, by utrzymać u siebie produkcje towarów istotnych z punktu widzenia bezpieczeństwa, ale jednocześnie utrzymać import towarów istotnych z punktu widzenia potrzeb konsumpcyjnych ludności. Utrzymanie równowagi między tymi celami będzie niezłym politycznym labiryntem, ale to będzie równowaga, a nie totalny zwrot w stronę protekcjonizmu.
Polska zresztą w tej walce o utrzymanie produkcji wciąż wygląda wbrew pozorom nieźle. Nie obserwujemy u nas takiej dezindustrializacji, jaka wystąpiła w niektórych krajach rozwiniętych. Nawet producenci płytek radzą sobie lepiej niż na przykład niemiecka konkurencja – choć stracili wobec Indii, to ich pozycja na europejskich rynkach w ujęciu 10 ostatnich lat poprawiła się. Dlatego sądzę, że wobec narastającego protekcjonizmu powinniśmy postępować bardzo ostrożnie.