Od pucybuta do milionera? A ma ktoś tyle czasu? Chce się komuś czekać latami, ciułać latami grosz do gorsza? Nikt chyba nie oczekuje oczywistej odpowiedzi... Pozostaje zdanie się na łaskę (i niełaskę) banków.
Te zupełnie inaczej traktują mikrofirmy, inaczej podchodzą do firm z sektora małych i średnich, zaś korporacje to zupełnie inna bajka. Obserwując najnowsze, obowiązujące trendy ma rynku usług finansowych, można odnieść wrażenie, że dla banku nie ma znaczenia wielkość firmy. Propozycje skierowane do mikrusów, małych i średnich są — przynajmniej na pierwszy rzut oka — identyczne.
Teoretycznie każdy ma dostęp do szerokiej oferty finansowania bieżącej działalności, kredytowania inwestycji, kupna samochodu za pieniądze banku... Różnice rozpoczynają się, gdy zerknąć głębiej: na przykład w maksymalne kwoty kredytów pojmowane jako wielokrotność miesięcznych wpływów.
To jednak również tylko teoria: maksymalne kwoty niedostępne są maksymalnej liczbie firm klientów banków. Naprawdę trzeba się starać możliwie skutecznie zarządzać firmą, by otrzymać swego rodzaju status złotego klienta, któremu wolno pożyczyć, ile sobie życzy. Niestety, z wewnętrznych statystyk banków wieje chłodem. Sektor małych i średnich firm to nadal jedna z najbardziej ryzykownych grup docelowych.
Z tego też powodu mamy do czynienia ze swego rodzaju schizofrenią: banki zdają sobie sprawę z tego, że muszą pożyczać, by zarabiać. Wiedzą też, że firmy chcą pożyczać i są gotowe zadłużać się na kwoty przekraczające czasami zdrowy rozsądek. Z drugiej strony: normy ostrożnościowe i ryzyko wpisane w biznes zmuszają do... odmowy pożyczania.
Jaka jest na to rada? Żadnej nie ma. Jedyne wyjście to dać się poznać bankowi. Niekoniecznie tylko z najlepszej strony, czyli potraktować bank jako partnera w interesach, a nie tylko pośrednika lub zarządzającego kontem firmowym. Instytucje finansowe z ochotą witają takie podejście klientów. Służą radami, pomagają rozwiązywać nietypowe problemy, ba — same czasami szkolą klientów, jak skutecznie prowadzić firmę i unikać zbędnego ryzyka w biznesie. Takie „na dobre i na złe” owocuje. W końcu bank pozna klienta na tyle, że tzw. uproszczona procedura rzeczywiście będzie dla firmy uproszczona, a limit maksymalny — maksymalnym.
Takie podejście do wspólnego robienia interesów reprezentuje np. partner dzisiejszego wydania tygodnia finansowego w „Pulsie Biznesu” — Raiffeisen Bank Polska. Na jego przykładzie widać, że po pierwsze — dobrze jest, gdy finansowanie działalności związane jest z kontem firmowym w tym samym banku, choć nie jest to konieczne; po drugie — bank potrafi słuchać (i słucha), czego klientom brakuje.
Kolejne dni tygodnia finansowego poświęcone będą najróżniejszym formom współpracy. Mamy jednak świadomość, że zakres oferty banków znacznie wykracza poza objętość gazety. Dlatego zdecydowaliśmy się na kwintesencję dobrych rad dla firm. Proszę to jednocześnie traktować jako zaproszenie do odwiedzenia naszej strony www.pb.pl.
Zapraszamy do lektury.