Nielegalny drób płynie do Polski
Trzy statki (o wyporności 6-10 tys. ton) wypełnione drobiem płyną do Polski z Ameryki Południowej. Kolejnych siedem czeka na załadunek w jednym z brazylijskich portów.
Docelowo transport powinien trafić na Ukrainę, ale krajowi producenci i hodowcy alarmują, że ten drób pozostanie na krajowym rynku.
Według Polskiego Związku Hodowców i Producentów Drobiu, do strefy wolnocłowej w Gdyni trafia tygodniowo co najmniej 20 tys. ton kurczaków, z czego 98 proc. — zamiast być reeksportowane — pozostaje w kraju. Główną przyczyną tej sytuacji jest brak kontroli nad importem. W tym roku zniesiono bowiem przepis, który zezwalał na tranzyt towaru tylko po wpłacie kaucji. Była ona zwracana po przekroczeniu granicy z wywiezionym z Polski towarem.
Teraz ponownie do kraju wjeżdżają transporty z kurczakami, które powinny trafić na Wschód.
Jeśli i tym razem sprawdzi się czarny scenariusz, do polskich sklepów trafi 60-100 tys. ton amerykańskich kurczaków, znacznie tańszych niż produkowane w Polsce (polskie fermy i zakłady przetwórcze wprowadzają na rynek 500 tys. ton drobiu kwartalnie).
Po wyładunku importowanego drobiu 12,6 tys. krajowych ferm drobiowych, których produkcja i tak przekracza zapotrzebowanie rynku, czekają ciężkie chwile. Nielegalny import grozi bankructwem wielu firm, szczególnie tych, które dokonały inwestycji rozwojowych i modernizacyjnych na kredyt. INO