Słabe w 2021 r. złoto miało odbić, a ropa zatrzymać rajd. Tymczasem początek roku spłatał figla prognostom.
Dni poprzedzające konferencje Fedu z dnia 26 stycznia były na rynkach niczym pokaz umiejętności radzenia sobie ze stresem - każdy każdego przekonywał, że będzie dobrze, nic się nie zmieni, a kursy posiadanych aktywów na pewno nie złamią linii trendu. Granice cenowe wyrysowano dla większości surowców i nic nie zapowiadało ich ewentualnego przełamania.
Część prognoz okazała się trafiona, nie brakowało jednak zaskoczeń. Cena kontraktów na złoto zredukowała kilkudniowy wzrost i spadła do najniższego poziomu od trzech tygodni. Ropa natomiast po korekcie w listopadzie znów zaczęła piąć się w górę, przyprawiając o ból głowy tych, którzy już wypatrywali szczytu inflacji.
Złoto przestaje się mienić
Jednym z głównych orędowników utrzymywania długoterminowej pozycji w złocie był Christopher Schmidt, zarządzający w DWS funduszem o wartości ponad 20 mld USD. Twierdził, że w najbliższej przyszłości nie zamierza pozbywać się kontraktów, gdyż nie zauważa istotnych przesłanek wskazujących na pogorszenie się prognoz dla cennego metalu.
W podobnym tonie wypowiadał się cytowany przez agencje Bloomberg Patrick Fruzetti, zarządzający portfelem w nowojorskim Rose Advisors. Twierdził on, że po konferencji Fedu złoto spadnie minimalnie, po czym znowu zacznie piąć się do góry. Analityk był pewien, że inwestorzy zaczną sprzedawać walory amerykańskich spółek, co osłabi kurs dolara. Zwykle oznacza to naturalny wzrost ceny złota.
Być może byłoby tak i tym razem, gdyby dolar rzeczywiście zaczął tracić na wartości. Tymczasem jego wartość od 26 stycznia stabilnie kieruje się ku górze, w przeciwieństwie do złota, którego kurs spadał od początku środowej sesji. Wystąpienie Jerome’a Powella tylko zwiększyło tempo przeceny.
- Spadek notowań złota przyspieszył po komunikacie ze strony amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Według Jerome’a Powella, podwyżki stóp mogłyby nastąpić już w marcu, o ile będą temu sprzyjać warunki na rynku - mówi Paweł Grubiak, doradca inwestycyjny w Superfund TFI.
Mimo chwilowego spadku do 1790 USD za uncję cena amerykańskich kontraktów na złoto znajduje się obecnie powyżej bariery 1800 USD. Jest ona kluczowym wsparciem z punktu widzenia analizy technicznej.
O tyle według raportu World Gold Council w 2021 r. wzrósł globalny popyt na złoto.
Sprzeczne tendencje
Popyt na fizyczną postać złota powinien rosnąć ze względu na jego wykorzystanie do produkcji biżuterii oraz zabezpieczenia banków centralnych. Zmartwieniem jest popyt inwestycyjny, który mimo że jest większy niż w 2020 r., to nadal niższy niż przed pandemią. Największą nadzieją analityków są wysoka inflacja oraz mniejszy niż oczekiwany wpływ wzrostu stóp procentowych na decyzje inwestorów.
- Jak pokazuje historia, w długim terminie decyzje Rezerwy Federalnej nie zawsze mają negatywny wpływ na notowania złota. W latach 1994-1995, gdy Fed podnosił stopy procentowe, kruszec prawie w ogóle nie zmienił wartości, pozostając blisko ceny 400 USD za uncję. W latach 2004-2006, wraz z podwyżkami stóp procentowych, jego cena rosła z 392 do 588 USD za uncję. Natomiast w cyklu podwyżek z lat 2015-2019, kurs ulegał wahaniom rzędu 200 USD na uncji, by ostatecznie wzrosnąć do 1300 USD. Dlatego również tym razem może nie być zagrożenia wielką falą wyprzedaży - mówi Daniel Kostecki, dyrektor polskiego oddziału Conotoxia.
Odmiennego zdania jest Michał Krajczewski, doradca inwestycyjny z BM BNP Paribas. Jego zdaniem wpływ wzrostu stóp procentowych na ceny złota będzie istotny. Stopy osiągając realnie dodatni poziom mogłyby obniżyć cenę uncji nawet do 1700 USD.
– Uważam, że szybsze niż jeszcze niedawno oczekiwano tempo zacieśnienia polityki monetarnej przez Fed będzie negatywnie wpływać na ceny złota. Po pierwsze poprzez umocnienie amerykańskiego dolara – złoto oraz większość innych surowców jest odwrotnie skorelowana z USD. Ważniejszy jest jednak wzrost realnych stóp procentowych, które czynią inwestycje w złoto mniej opłacalną na tle pozostałych klas aktywów. Złoto może więc w dalszym ciągu przebywać w szerokim trendzie bocznym w zakresie między 1700 a 1850 USD - mówi Michał Krajczewski.

Strzał w drugie kolano
Drugą nietrafioną prognozą dla surowców była ta dla kontraktów na ropę. “Czarne złoto” systematycznie drożeje od kilku tygodni, a rynki wypatrują granicy wzrostu. Wytyczyć ją miała konferencja Fedu, po której spodziewano się przynajmniej chwilowego odwrócenia sentymentu. Gdy 24 stycznia ceny ropy WTI spadły o 2,2 proc., przewidywania zdawały się ziścić.
Jak twierdził Giovanni Staunovo, analityk surowcowy UBS, surowce cykliczne cierpią ze względu na zwrot inwestorów w kierunku mniej ryzykownych aktywów. Bagatelizował on wpływy sytuacji geopolitycznej na ceny ropy (napięcia na linii Rosja – Ukraina podbijały jej ceny) wskazując, że bardziej istotne staną się obawy o wzrost gospodarczy, wywołane treścią wypowiedzi Jerome’a Powella.
Tymczasem kontrakty na ropę WTI zamknęły szósty tydzień z rzędu wzrostem, a kurs zbliżył się do najwyższego od siedmiu lat. Równie dobrze radzi sobie europejski brent, którego kontrakty w czwartek 27 stycznia kosztowały w pewnym momencie ponad 90 USD za baryłkę. Jak się okazało, geopolityka jednak ma znaczenie, natomiast istotnym czynnikiem cenotwórczym stały się też obawy o niedobór podaży.
- Bieżące notowania nie odbiegają znacząco od średnioterminowej ceny równowagi na rynku, która musi podtrzymywać odpowiedni poziom inwestycji do zaspokojenia popytu zgodnie z bieżącymi prognozami. Krótkoterminowe odchylenia w górę są i będą pochodną kilku czynników, w tym m.in. wzrostu ryzyka politycznego w związku z sytuacją na Ukrainie, niskim poziomem zapasów ropy na świecie i coraz większych problemów w najmniejszych krajach członkowskich OPEC+, produkujących relatywnie niewiele ropy w stosunku do przyznanych limitów. Negatywny wpływ na cenę ropy mogłaby mieć informacja o podpisaniu porozumienia nuklearnego z Iranem lub mocniejsze spowolnienie globalnej gospodarki w związku z zacieśnianiem polityki monetarnej - mówi Krzysztof Kozieł, analityk z Biura Maklerskiego Pekao.
Zmiany cen ropy są istotne dla kształtowania się oczekiwań inflacyjnych.
- W ujęciu globalnym wyższe ceny ropy mogą skutkować wyższymi oczekiwaniami inflacyjnymi, choć nie jest to jedyny i najważniejszy czynnik sprzyjający postrzeganiu średniego poziomu cen. Jeśli chodzi o rodzimy rynek, to obniżka VAT na paliwa o 60-70 groszy na litr ograniczy w krótkim terminie wpływ cen ropy na inflację - dodaje Krzysztof Kozieł.