Niezadowoleni żądają nowej propozycji od Wielkiej Brytanii

Mira Wszelaka
opublikowano: 2005-12-08 00:00

Brytyjczycy są przypierani do muru w celu modyfikacji ich oferty budżetowej. Nadzieje na kompromis są jednak niewielkie.

W Brukseli robi się coraz bardziej gorąco. To efekt atmosfery wokół negocjacji, których finałem ma być ustalenie finansów Unii na lata 2007-13. Podstawą do rozmów jest propozycja brytyjska, która spotkała się ze zdecydowaną krytyką ze strony wszystkich państw.

Apel o nową propozycję

Obradujący za zamkniętymi drzwiami w Brukseli ministrowie spraw zagranicznych UE postulowali przygotowanie przez Wielką Brytanię nowej propozycji. Z takim apelem zwrócił się Jose Manuel Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej (KE).

— Potrzebujemy nowych propozycji, które pozwolą nam wyjść z impasu — powiedział szef KE.

W podobnym duchu wypowiadają się też inni niezadowoleni.

— Myślę, że będzie nowa propozycja brytyjska jeszcze przed szczytem UE (15-16 grudnia) — uważa Jarosław Pietras, minister ds. europejskich.

Swój głos w brukselskiej debacie zabrali też europejscy konserwatyści, urządzając konferencję prasową opatrzoną tytułem „Czy pan rzeczywiście jest aż tak naiwny, panie Blair?”

Co na to wszystko Londyn?

— Nadzieje na porozumienie są niewielkie — powiedział Jack Straw, szef brytyjskiej dyplomacji.

Grono niezadowolonych

Projekt przedstawiony w poniedziałek przez Wielką Brytanię zakłada ograniczenie wydatków Unii z 871,5 do 846,7 mld EUR, obcinając fundusze głównie dla nowych państw Unii (o 14 mld EUR). Polska w nowym siedmioletnim budżecie otrzymałaby około 56 mld EUR (po zapłaceniu składki). To o 6,1 mld mniej niż proponował w czerwcu Luksemburg. Niezadowolonych nie brakuje także wśród krajów, które do unijnej kasy więcej wpłacają niż z niej otrzymują (m.in. Niemcy, Francja, Włochy, Finlandia, Holandia). Także Wielka Brytania godząc się na zwiększenie swojej składki o 1 mld EUR (redukcję rabatu), kręci nosem, bo byłaby czwartym płatnikiem netto UE (po Niemczech, Francji i Włoszech).