NIK: jak uniknąć powtórki z GetBacku

opublikowano: 21-01-2020, 22:00

Ci, którzy na obligacjach windykatora stracili, patrzą życzliwie na pokontrolne postulaty urzędników. Inni zwracają uwagę na ich absurdalność

Przeczytaj i dowiedz się:

  • Jakie pomysły na uzdrowienie rynku kapitałowego ma NIK
  • Jak oceniają je inwestorzy...
  • ... A jak poszkodowani przez GetBack

Państwo zawiodło — to myśl przewodnia raportu Najwyższej Izby Kontroli (NIK) na temat działalności instytucji państwowych w sprawie GetBacku. Opisana w nich indolencja urzędników nadzoru jest jednak od miesięcy znana i nie wnosi nic do sprawy. Raport zawiera jednak zalecenia na przyszłość, które według NIK mają wzmocnić ochronę inwestorów indywidualnych.

BEZ NADZORU:
BEZ NADZORU:
NIK zarzuciła GPW brak faktycznego nadzoru przy dopuszczeniu akcji GetBacku, kierowanego przez Konrada K., do obrotu. Giełda się broni, twierdząc, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami, a analiza była wieloetapowa.
Fot. Marek Wiśniewski

Pierwsze dwa wnioski NIK dotyczą procedury dopuszczania emitentów na rynek publiczny. Chodzi o to, by prospekt emisyjny, poza omówieniem czynników ryzyka ciążących na spółce, zawierał ocenę prawdopodobieństwa ich wystąpienia i potencjalnego wpływu na działalność lub sytuację finansową spółki emitującej papiery wartościowe.

Według NIK obecnie inwestor nie jest w stanie dokonać miarodajnej oceny tych rodzajów ryzyka, gdyż nie ma dostępu do całości informacji dotyczących emitenta. To zaś powoduje, że ich wyliczenie w prospekcie chroni głównie emitenta przed odpowiedzialnością wobec inwestorów. Dla podniesienia jakości informacji o emitentach w zakresie wykraczającym poza wymogi przewidziane dla prospektu, NIK postuluje także nadanie Urzędowi Komisji Nadzoru Finansowego (UKNF) uprawnień do prowadzenia due diligence (czyli wszechstronnego badania finansowo-prawnego) spółek zamierzających ubiegać się po raz pierwszy o dopuszczenie papierów wartościowych do obrotu na rynku regulowanym.

— Dotychczasowe rozwiązania regulacyjne, które miały uczynić inwestowanie w akcje tak bezpiecznym jak w obligacje skarbu państwa, doprowadziły do tego, że już żadne spółki nie chcą debiutować na giełdzie. Dalsze usztywnianie przepisów tylko utrzyma tę sytuację i uczyni nasz rynek kapitałowy jeszcze mniej konkurencyjnym. Obydwa pomysły — ocena prawdopodobieństwa ryzyka i urzędowe due diligence — były już dyskutowane podczas ostatniej nowelizacji ustawy o ofercie i zostały przez wszystkich interesariuszy rynku kapitałowego odrzucone jako nieskuteczne i szkodzące rynkowi — podkreśla Piotr Biernacki, wiceprezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych.

— Patrząc na propozycję legislacyjną z punktu widzenia potencjalnego emitenta, proponowana zmiana wpływałana podniesienie kosztu pozyskania finansowania, a ostatecznie inwestor i tak musiał dokonać samodzielnej oceny udostępnionego raportu z weryfikacji. Mogłoby to w rezultacie zniechęcić potencjalnych emitentów do polskiego rynku giełdowego. Tego typu rozwiązania nie są stosowane przez nadzorców w Unii Europejskiej. Ponadto mogłyby zostać potraktowane jako „goldplating”, który zgodnie ze Strategią Rozwju Rynku Kapitałowego powinien być eliminowany — wtóruje mu Jacek Barszczewski, rzecznik UKNF.

Sebastian Buczek, prezes i duży akcjonariusz Quercus TFI, jest jednak mniej stanowczy. Występuje zaś nie tylko w roli emitenta, ale też inwestora, którego fundusze kupują różne instrumenty w imieniu klientów TFI (jeden z funduszy sparzył się na obligacjach GetBacku).

Jego zdaniem ocena prawdopodobieństwa wystąpienia poszczególnych czynników ryzyka jest dość problematyczna. Jak je bowiem określać? Procentowo czy opisowo — małe, średnie, duże prawdopodobieństwo. Z drugiej strony przyznaje, że jeśli nie liczyć czynników zupełnie nadzwyczajnych — jak istotne zmiany prawa — każdy zarząd wie jednak, z jakimi rodzajami ryzyka musi się mierzyć.

— To nie jest czarna magia. Dlatego dobre byłoby samo uszeregowanie czynników ryzyka pod względem oceny ich istotności przez zarząd spółki — mówi Sebastian Buczek.

Dużo bardziej optymistycznie wypowiada się o due diligence prowadzonym przez UKNF przed dopuszczeniem akcji lub obligacji do publicznego obrotu.

— Myślę, że gdyby ktoś krytycznie sprawę przeanalizował, to taki GetBack i kilka innych spółek nie zostałoby dopuszczonych do publicznego obrotu. Oczywiście nadal pozostałoby ryzyko, ale jest to środek ostrożnościowy. Im więcej możemy ich zaaplikować, tym trudniej podjąć decyzję o wejściu na rynek regulowany tym, którzy chcą zrobić coś złego — argumentuje Sebastian Buczek.

Już na etapie oferowania instrumentów finansowych NIK chce dodać do obowiązującego wymogu nagrywania rozmów telefonicznych z inwestorami indywidualnymi oraz nagrywanie spotkań twarzą w twarz.

Zaprzeczenie edukacji

Ochronie inwestorów ma też służyć wprowadzenie przepisów umożliwiających przeznaczanie pieniędzy z Funduszu Edukacji Finansowej, pochodzących m.in. z wpływów z tytułu kar pieniężnych nakładanych przez KNF, na rekompensowanie inwestorom o statusie konsumenta określonej ustawowo wysokości strat poniesionych wskutek nabycia obligacji korporacyjnych. NIK zastrzega, że miałoby do tego dochodzić tylko wtedy, jeżeli egzekucja zobowiązań od emitentów okazałaby się bezskuteczna, jak również wtedy, „gdy jest oczywiste, że egzekucja ta będzie bezskuteczna”.

— Brak edukacji finansowej i świadomości ekonomicznej Polaków jest często główną przyczyną korzystania z ofert inwestycyjnych, z których nigdy nie należało korzystać, stąd nie uważam, aby dobrym pomysłem było, aby osłabiać to źródło finansowania kampanii edukacyjnych i działań zwiększających wiedzę finansową Polaków. Co więcej, sama świadomość, że można popełnić błędy inwestycyjne, a mimo to skorzystać z rekompensat, jest zaprzeczeniem edukacji — podkreśla Piotr Cieślak, dyrektor zarządzający w Stowarzyszeniu Inwestorów Indywidualnych.

Zaangażowanym w sprawę samego GetBacku pomysł się jednak podoba.

— Pomysł uważam za świetny, zresztą podobny proponowałem na posiedzeniu sejmowej Komisji Finansów Publicznych 14 maja 2019 r. [chodziło o Bankowy Fundusz Gwarancyjny —red.]. Nasze stowarzyszenie zabiega też o wprowadzenie takich rozwiązań w Ministerstwie Finansów. W obecnym stanie prawnym wszelkie kary nakładane przez KNF i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) są pokrywane de facto ze środków wierzycieli, a wpływają do budżetu państwa. Nie dość, że wierzyciele są zdani na łaskę lub niełaskę dłużnika, to jeszcze pokrywają za niego kary, które zmniejszają ich stopień zaspokojenia. W tej sytuacji wierzycielom zależy, by kary były jak najniższe. Natomiast gdyby z tych kar wesprzeć wierzycieli, powinny być one jak najwyższe. I wtedy państwo częściowo wyciągnie wierzycieli z dobrej lub złej woli dłużnika — komentuje Marcin Bukowski z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Obligatariuszy GetBack.

Sebastian Buczek uważa, że pomysł NIK zgodny jest z obserwowanym w całej Unii Europejskiej trendem zwiększania ochrony konsumenta w obszarze usług finansowych. Nie mówi mu „nie”, mimo iż propozycja NIK obejmowałaby tylko obligacje i tylko kupowane bezpośrednio. Gdyby straty poniósł fundusz detaliczny, to jemu — czyli pośrednio jego klientom — strat nikt by już nie rekompensował. NIK nie wspomina też o rekompensowaniu samodzielnych inwestycji w akcje.

— Jestem sobie w stanie wyobrazić, że do jakiejś kwoty konsument jest zabezpieczony oraz że podobny mechanizm nie dotyczy jednostek bardziej wyspecjalizowanych, jakimi są fundusze inwestycyjne. Wydaje się jednak, że tego typu gwarancja powinna dotyczyć jednak tylko takich sytuacji, jak w przypadku GetBacku, czyli działań przestępczych, a nie normalnego ryzyka gospodarczego związanego z tym, że firma przeinwestuje lub nie znajduje popytu na swoje produkty — uważa Sebastian Buczek.

Prezes Quercusa udziela jednak klarownej odpowiedzi na pytanie, jak odróżnić normalne ryzyko gospodarcze od tego nadzwyczajnego. Poza tzw. rolkami GetBack przecież najzwyczajniej przepłacał za kupowane pakiety wierzytelności.

Taniej w sądzie

Kilka pomysłów NIK sprowadza się do zmian dotyczących sposobu procedowania, gdy inwestor indywidualny poczuje się oszukany. NIK oczekuje np. obniżenia do 1 tys. zł opłaty sądowej w sporach z przedsiębiorstwami zaangażowanymi w proces oferowania i zbywania instrumentów finansowych. Obecnie opłata ta jest zależna od wysokości sporu, ryczałtowy 1 tys. zł obowiązuje w sporach konsumentów dotyczących czynności bankowych i akurat w sprawie GetBacku jest stosowany.

NIK oczekuje też odwrócenia ciężaru dowodowego w sprawach sądowych, tak by to firma musiała udowodnić, że dopełniła wszelkich wymogów wynikających z przepisów chroniących konsumentów. W swoich wnioskach izba zwraca uwagę, że w obecnym stanie prawnym konsumentom w postępowaniu cywilnym trudno jest wykazać naruszenie obowiązków przez przedsiębiorcę, bo to przedsiębiorca przechowuje dokumentację dotyczącą zawierania umowy, a nie konsument. W sporach z instytucjami finansowymi osoby prywatne bywają wspierane przez Rzecznika Finasowego. NIK uważa jednak, że sektor finansowy sabotuje jego wnioski o udostępnianie dokumentów. By to zmienić, postuluje zwiększenie kar, jakie rzecznik może nakładać.

— Zwiększenie wysokości kary z poziomu 100 tys. zł do 1 mln zł jest jednymz postulatów, które zgłosiłem od razu na początku objęcia urzędu. Z Ministerstwem Finansów rozmawiamy na temat nowelizacji ustawy o Rzeczniku Finansowym w tym obszarze — mówi prof. Mariusz Jerzy Golecki, rzecznik finansowy.

— Sprawa GetBacku pokazała głębokie, strukturalne problemy rynku, które wynikają z wieloletnich zaniechań na wielu płaszczyznach regulacyjnych czy nadzorczych. Zaostrzenie kar nie jest jednak sposobem na ich rozwiązanie. To tylko środek doraźny. Wystarczająco wysokie kary może nałożyć już KNF i UOKiK. Istotniejsza jest nieuchronność kar, a tu mamy wiele do zrobienia — oponuje Piotr Sobków, członek zarządu Izby Domów Maklerskich.

Piotr Cieślak uważa jednak, że jeśli pominąć kwestię FEN, pomysły NIK są ciekawe i warte głębszej analizy w kontekście zwiększenia ochrony uczestników rynku. Część z propozycji określa wręcz jako bardzo dobrą.

— Propozycje NIK zupełnie natomiast pomijają rynek alternatywny warszawskiej giełdy, a on nierzadko stanowi duży problem dla inwestorów indywidualnych. Dlatego warto by poszukać rozwiązań zwiększających bezpieczeństwo również uczestników tego właśnie rynku — podsumowuje Piotr Cieślak.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Podpis: Kamil Kosiński

Polecane