Boom na inwestycje w centra danych napędzające algorytmy AI jest dobrze widoczny w gospodarce i na rynkach. W Stanach Zjednoczonych inwestycje w centra danych rosną w tempie 40 proc. rocznie i mają już większą wartość niż inwestycje w hotele. Spółki związane z AI miały doskonały rok na giełdzie.
Ale pojawia się coraz więcej pytań, czy nie doszło do przeinwestowania i rozbujania nadziei nieproporcjonalnie do możliwości ekonomicznych nowych technologii? Kilka dni temu bank TD Cowen opublikował analizę wskazującą, że Microsoft zaczyna redukować nakłady na centra danych na świecie. Amerykański gigant technologiczny nie potwierdził tej konkluzji, a wielu analityków instytucji finansowych wskazywało, że nie widać sygnałów istotnego spadku jego inwestycji. A mimo to liczne spółki powiązane z łańcuchem wartości centrów danych traciło na światowych giełdach. Mocno spadały akcje nie tylko spółek technologicznych (Nvidia w ciągu dwóch dni straciła 7 proc.), ale też m.in. firm dostarczających technologie dla energetyki (Schneider Electric, Hitachi), ponieważ są one traktowane jako beneficjenci rosnącego popytu na energię ze strony centrów danych.
Ogromne kwoty, minimalna zmiana?
Nad rynkiem od dłuższego czasu wisi pytanie, czy ogromne nakłady na centra danych i aplikacje AI będą się zwracać, czyli czy przyniosą rzeczywiste zmiany biznesowe. Nie ma co do tego jeszcze jasności. Ten problem dobrze wybrzmiał podczas debat technologicznych i finansowych podczas konferencji „Co nas czeka w 2025 r.”, zorganizowanej 18 lutego przez Puls Biznesu.
– Nam są potrzebne konkretne przykłady zastosowania AI. I uwierzcie mi, że taki sam problem ma nasz chłop, jak też chłop z Michigan. On nie wie, co z tym zrobić – mówił Jarosław Sokolnicki, partner w firmie doradczej 4Enlight.
Takie wypowiedzi pokazują, że w biznesie wciąż jest bardzo trudno znaleźć praktyczne przykłady zastosowań AI, które miałyby charakter transformacyjny. W podobnym duchu, ale z perspektywy inwestycyjnej wypowiadał się Tomasz Bursa, wiceprezes Opti TFI.
– Jestem optymistyczny co do wpływu AI na gospodarkę i perspektywy inwestycyjne, ale obawiam się o adaptację w krótkim okresie. Z Internetem było tak, że odpalił inwestycyjnie dopiero około 2010 r. Teraz też w ciągu dwóch lat będzie dużo rozczarowań - mówił Tomasz Bursa.
Ostatnie badanie PWC pokazuje, że wśród polskich firm oczekiwania dotyczące AI są bardzo ostrożne. Tylko 15 proc. prezesów polskich firm wierzy, że sztuczna inteligencja przyśpieszy rozwój przedsiębiorstw i zwiększy ich zyski, wynika z ankiety przeprowadzonej przez tę firmę consultingową.
Istnieje obszerna literatura na temat tempa rozpowszechniania nowych technologii (zapytajcie DeepResearch!). Historycznie rzecz biorąc, zazwyczaj zajmuje to więcej czasu, niż oczekują nawet najbardziej wyrafinowani obserwatorzy.
Wracając za Atlantyk warto zwrócić uwagę na opinię Tylera Cowena, bardzo popularnego ekonomisty-blogera, profesora Uniwersytetu George’a Masona. Jest on technooptymistą, czyli wierzy w bardzo istotny i pozytywny wpływ AI na gospodarkę i społeczeństwo. Ale w ostatnim wpisie na swoim blogu marginalrevolution.com ostrzegł, że adaptacja AI do gospodarki będzie bardzo powolna i wiara w raptowną ekspansję tej technologii jest sprzeczna z historią.
– Istnieje obszerna literatura na temat tempa rozpowszechniania nowych technologii (zapytajcie DeepResearch!). Historycznie rzecz biorąc, zazwyczaj zajmuje to więcej czasu, niż oczekują nawet najbardziej wyrafinowani obserwatorzy. Na przykład elektryfikacja zajęła prawdopodobnie aż czterdzieści lat. Uważam, że sztuczna inteligencja rozprzestrzeni się szybciej, ale lektura tego typu badań powinna być otrzeźwiająca – napisał Tyler Cowen.
Lepiej skwantyfikować niepewność dotyczącą wpływu AI na gospodarkę pozwala niedawny raport OECD pt. „Miracle or Myth”. Pokazuje on, jak różne instytucje szacują wpływ AI na tempo wzrostu produktywności pracy w gospodarce światowej. Najwięksi optymiści uważają, że ten wpływ może sięgać aż 2 pkt proc. rocznie, co byłoby tak naprawdę gigantycznym bodźcem dla gospodarki, ponieważ oznaczałoby podwojenie dynamiki rozwoju. Ale są też ekonomiści, którzy uważają, że ten wpływ będzie blisko zera.
Kolos na glinianych nogach
Lwia część przychodów Nvidii pochodzi z segmentu centrów danych, który polega na sprzedaży akceleratorów sztucznej inteligencji. Akceleratory to zaawansowane karty graficzne GPU (ang. Graphics Processing Unit), umożliwiające przetwarzanie znacznie większej ilości danych niż procesory CPU, które znajdziemy np. w naszych laptopach.
Od maja 2022 r. przychody Nvidii z centrów danych wzrosły dziesięciokrotnie i były odpowiedzialne za prawie 90 proc. skonsolidowanych przychodów w III kwartale roku obrotowego 2025 (który trwa od lutego 2024 do stycznia 2025). Stawka jest więc wysoka – sukces firmy z siedzibą w Santa Clara w dużej mierze zależy od popytu na centra danych. A głównym źródłem popytu są spółki big tech – tylko w tym roku Microsoft planuje wydać 80 mld USD, a jej rywal Meta między 60 a 65 mld na budowę centrów danych. Nie można nie wspomnieć o wielkim przedsięwzięciu OpenAI, twórcy czata GPT, SoftBanku, Oracle i MGX, którzy w ramach spółki joint-venture chcą przekazać 500 mld USD (60 proc. polskiego PKB w 2023 r.) na budowę infrastruktury pod sztuczną inteligencję do 2029 r.
Inwestorzy zwątpili w skalę inwestycji po wypuszczeniu modelu R1 pod koniec stycznia przez chiński start-up DeepSeek. W skrócie, chińska firma podała, że udało jej się zbudować model AI równie efektywny, co czata GPT, ale na czipach starszej generacji o mniejszej mocy obliczeniowej. Natomiast na cały projekt przeznaczyła… 6 mln USD, czyli nic w porównaniu do planowanych wydatków big techów. Premiera wywołała lawinę sprzedaży walorów kalifornijskiej firmy. W ciągu jednej sesji akcje Nvidii staniały o prawie 17 proc., co skutkowało ubytkiem w kapitalizacji o wysokości 589 mld USD – to rekord wszech czasów. Na razie reakcja okazała się przedwczesna – większość straty została nadrobiona, ponieważ szybko pojawiły się głosy powątpiewające w kosztorys chińskiego start-upu. Dwoje ekspertów ze świata AI przepytanych przez agencję Reuters szacuje, że cały proces trenowania modelu R1 mógł kosztować nawet 1 mld USD, natomiast Tomasz Smolarek, zarządzający funduszami w mTFI obserwujący branżę półprzewodników, przestrzega, że do deklaracji firm z Państwa Środka trzeba podchodzić z dużą dozą dystansu.
Inwestorzy oczekują jednak, że Jen-Hsun Huang, szef Nvidii, sprostuje kwestie osobiście i zarysuje dalszy rozwój branży sztucznej inteligencji podczas prezentacji wyników za IV kwartał 2025 r. Wyniki mają być opublikowane po zamknięciu sesji w środę, 26 lutego, więc najwcześniej po godz. 22 czasu polskiego. Analitycy mają wysokie oczekiwania. Spodziewają się 38,2 mld USD przychodów (+72 proc. r/r) z czego aż 34 mld ma pochodzić z segmentu centrów danych. Poprzeczka jest postawiona jeszcze wyżej za okres finansowy 2026, który zaczął się z początkiem lutego. Konsens analityków przewiduje, że w samym IV kwartale przychody wyniosą 56,8 mld USD – o 62 proc. więcej niż w III kw. 2025 r. i o 6 mld więcej niż przychody za cały rok obrotowy 2024, wynika z danych Bloomberga. Margines błędu jest zatem minimalny, a jedno potknięcie może wywołać ponowna burzę. Od dziewięciu kwartałów firma kalifornijska regularnie przebija oczekiwania analityków. Na pytanie czy uda jej się to ponownie trzeba będzie poczekać do środy.
- Sytuacja przed konferencją jest trudna, ponieważ istnieje pewien niepokój związany z chęcią ogłoszenia szczytu wyceny Nvidii. Dlatego nie zdziwiłoby mnie, gdyby nastąpiła rotacja kapitału i dość gwałtowna reakcja rynku w każdej sytuacji – mówi Mike Smith, szef zespołu inwestycji wzrostowych w Allspring, cytowany przez agencję Reuters.