W poniedziałkowy poranek funkcjonariusze CBA zatrzymali 18 byłych pracowników Idea Banku, w tym byłego prezesa i twórcę banku, oraz członka zarządu, odpowiadającego za sprzedaż. Wczoraj prokurator postawił im zarzuty. Na pozór może się wydawać, że jest to kolejne z serii nagłych aresztów dla byłych wysokich menedżerów, jakie ostatnio zarządzają podwładni Zbigniewa Ziobry. Nie tym razem. Sprawa nie dotyczy bowiem spółki skarbu państwa i raczej nie ma podtekstu politycznego. Akcja CBA ma związek z aferą GetBacku, którego obligacje Idea Bank sprzedawał jeszcze wiosną 2018 r., kiedy wiarygodność windykatora była już zerowa. Łącznie uplasował na rynku jego papiery za około 700 mln zł. To prawie jedna trzecia z 2,3 mld zł obligacji wyemitowanych przez GetBack.

Dwie umowy
Czarne chmury nad głową Jarosława A., wieloletniego menedżera w grupie Leszka Czarneckiego, zbierały się od dawna. Idea Bankiem kierował od początku, czyli od 2010 r. do października 2017 r., kiedy niespodziewanie złożył rezygnację. Odejście było konsekwencją stopniowego psucia się relacji między prezesem a głównym akcjonariuszem banku — Leszkiem Czarneckim. Był ostatnim z grupy kilku menedżerów, budowniczych konglomeratu spółek wrocławskiego inwestora, skupionych wokół Getin Banku. Z innymi Leszek Czarnecki rozstał się wcześniej, niekoniecznie w miłej atmosferze. Według naszych informacji, już dwa lata temu Getin wynajął prywatne biuro detektywistyczne do prześwietlenia kontraktów i umów podpisywanych przez Noble Bank: najem nieruchomości pod oddziały, sprzedaż kart kredytowych i innych produktów finansowych. Efektem podjętych działań było doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez były zarząd banku związane z działaniem na szkodę spółki i złamanie przepisów prawa bankowego. W ubiegłym roku to samo biuro dostało zlecenie przejrzenia papierów Idea Banku.
10 lipca 2018 r. do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Wola wpłynęło „Zawiadomienie o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa wraz z wnioskiem o ściganie i wszczęcie śledztwa” wobec Jarosława A. oraz Dariusza M., członka zarządu, szefa sprzedaży, który zaledwie dwa tygodnie wcześniej, 26 czerwca, został odwołany z Idea Banku w związku z „utratą zaufania”. Zawiadomienie złożył Roman Giertych, pełnomocnik Idea Banku, pokrzywdzonego w sprawie. Bank zarzuca obydwu byłym menedżerom, że wprowadzili w błąd członków zarządu i rady nadzorczej oraz zataili faktyczną treść i znaczenie umów podpisanych w połowie 2016 r. z dwiema spółkami: Mercurius Financial Advisors (MFA) oraz MIA w sprawie „wykonywania przez bank usług pośrednictwa i sprzedaży obligacji GetBacku, do czego bank nie był uprawniony, pod pozorem świadczenia przez bank czynności związanych z pozyskiwaniem potencjalnych klientów dla ww. spółek”.
Chodzi o to, że w sierpniu 2016 r. Idea podpisała umowę z MFA, na mocy której miała kontrahentowi „podsyłać” klientów. Bank miał wyłącznie świadczyć usługę o charakterze marketingowym, na tej zasadzie, że doradca podsunie klientowi informację o możliwości nabycia produktu i partnera. W grudniu tego samego roku umowa o podobnej treści związała bank ze spółką MIA.
Z doniesienia złożonego przez pełnomocnika Idei w prokuraturze, do którego dotarliśmy, wynika, że umowy z obydwoma kontrahentami nie zostały przedstawione departamentowi ds. compliance w celu zbadania ich zgodności z regulaminembanku i prześwietlenia kontrahentów (w czerwcu 2018 r. MIA trafiła na listę ostrzeżeń publicznych Komisji Nadzoru Finansowego). Jarosław A. oraz Dariusz M. mieli powiedzieć pozostałym członkom zarządu oraz radzie nadzorczej, że chodzi wyłącznie o marketing. W rzeczywistości, co ustalił audyt wewnętrzny, doradcy sprzedawali klientom obligacje GetBacku, mimo że Idea nie miała do tego uprawnień. Bank twierdzi, że dystrybucja była prowadzona bez nadzoru właściwych komórek banku, bez procedur, rozmowy z klientami nie były nagrywane, choć rada nadzorcza była informowana, że sprzedaż wszystkich produktów jest rejestrowana. Prawdziwy charakter umów i zachowania doradców Idea miała poznać dopiero po serii skarg klientów. Wynika z nich, że doradcy nie tylko sprzedawali obligacje GetBacku, do czego nie mieli uprawnień, ale również udzielali niepełnych lub nieprawdziwych informacji. „Z treści niektórych reklamacji wynika, że doradcy banku informowali, że inwestycja w obligacje jest inwestycją bezpieczną, gwarantująca pewny zysk”.
Superbezpieczny produkt
Jak czytamy w zawiadomieniu, Dariusz M. miał powiedzieć szefowi rady nadzorczej Idea Banku (funkcję tę pełnił Leszek Czarnecki), że umowy z MFA i MIA podpisał na polecenie Jarosława A. oraz że otrzymał ją z działu prawnego banku. „Przyznał jednocześnie, że w obszarze sprzedaży jak i wsparcia w zakresie obligacji GetBacku, nie było właściwego nadzoru nad procesem sprzedaży, co było wynikiem jego niedopatrzenia i dużym błędem”. Bank twierdzi, że „oprócz Dariusza M. także Jarosław A. sprawował osobisty, ciągły nadzór nad procesem sprzedaży nowego produktu” i miał codziennie spotykać się w tej sprawie z szefem sprzedaży Lion’s Banku (marka handlowa Idei dla klientów zamożnych).
Nieco światła na to, jak wyglądał „proces sprzedaży”, rzucają kolejne zawiadomienia złożone przez bank w prokuraturze jesienią 2018 r. przeciwko byłym pracownikom. Dotarliśmy do kilku takich wniosków (wczoraj bank w komunikacie podał, że złożył je przeciwko 12 byłym pracownikom). Przykładowo, jeden z nich dotyczy doradczymi, która namówiła klientkę do zerwania trzech lokat i zainwestowania w obligacje GetBacku 230 tys. zł.
„W ofercie naszego banku pojawiła się propozycja Obligacji z Gwarancją 5,5 proc. zysku i gwarancją kapitału” — pisała pracownica banku do klientki,
wprowadzając ją w błąd, gdyż emisja nie była zabezpieczona. Działo się to 29 marca 2018 r., kiedy problemy GetBacku były już powszechnie znane. W zamian za sprzedane obligacje doradca uzyskał prawo do prowizji w wysokości 2,3 tys. zł.
Inny pracownik, dyrektor oddziału, nakłonił klienta do ulokowania w papiery GetBacku 450 tys. zł, przedstawiając ofertę jako „wyjątkowo bezpieczną formę lokowania środków”, cechującą się możliwością zbycia „w szybkim momencie w każdym czasie po nominalnej cenie zakupu”. Od października 2016 do marca 2018 r. sprzedał on obligacje GetBacku za 17,5 mln zł. Przy ponad 1-procentowej prowizji, jaką bank wypłacał od sprzedaży papierów windykatora, zarobił blisko 200 tys. zł.
Nikt nic nie wiedział
Wiadomo, ile na sprzedaży obligacji zarobił Idea Bank — nic. Poniósł potężne straty. W zawiadomieniach do prokuratury ogólnikowo mówi o milionach. Nie podaje też wartości obligacji sprzedanych klientom. W zawiadomieniach bank pisze, że Jarosław A. oraz Dariusz M. sprowadzili bezpośrednie niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody majątkowej.
W kilku miejscach bank przekonuje, że faktyczny charakter umów z MFA oraz MIA nie był znany ani pozostałym członkom zarządu, ani radzie nadzorczej. „Żaden z Członków Zarządu, poza Dariuszem M. i Prezesem Zarządu Jarosławem A., nie miał wiedzy o faktycznym przedmiocie zawartych umów w okresie ich zawierania, dlatego też tylko te dwie wskazane osoby powinny ponieść odpowiedzialność karną” — napisał pełnomocnik pogrubionym drukiem. O procederze sprzedaży papierów GetBacku rada nadzorcza miała dowiedzieć się dopiero w kwietniu 2018 r., dwa lata po podpisaniu umów z MFA i MIA, tuż przed zapaścią windykatora.
Oprócz zawiadomienia złożonego przez bank w prokuraturze jest również zawiadomienie Komisji Nadzoru Finansowego wysłane w listopadzie ubiegłego roku, zaraz po tym, jak nadzór umieścił Ideę na liście ostrzeżeń publicznych w związku z nieuprawnioną sprzedażą obligacji GetBacku. Pozwy przeciw Idei złożyło też wielu obligatariuszy GetBacku, którzy kupili papiery za pośrednictwem banku.