Ostatni Mohikanin tym razem uległ

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2021-05-12 20:00

Po nagłym ogłoszeniu 11 maja dymisji Zbigniewa Jagiełły – ze skutkiem prawnym odłożonym do 7 czerwca – ze stanowiska prezesa PKO Banku Polskiego wtorkowy szok parkietu nieco w środę zelżał, ale absolutnie się nie skończył.

Przyjmując za punkty odniesienia codzienne zamknięcia notowań akcji o godz. 17, to z poniedziałkowego wyniku 37,17 zł kurs przez wtorek zleciał aż o 7,18 proc. do 34,50 zł, zaś przez środę o dalsze 2,17 proc. do 33,75 zł. Wyparowywanie miliardów z giełdy załamuje jednak wyłącznie akcjonariuszy, bo dla obecnych władców kraju nie ma absolutnie żadnego znaczenia.

W korpusie szefów wielkich firm skarbu państwa prezes PKO BP jest/był postacią szczególną. Naprawdę zasadne jest porównanie go z ostatnim Mohikaninem, wszak stanowisko objął w 2009 r., czyli z nadania ekipy traktowanej przez obecną wręcz wrogo (notabene z wzajemnością). W tym kontekście podzielę się historycznym wspomnieniem z 29 stycznia 2016 r., gdy w ciasnym warszawskim kino-klubie Palladium odbywała się gala „Gazety Polskiej”. Po podwójnym zwycięstwie wyborczym Andrzeja Dudy i PiS od dwóch miesięcy trwała tzw. dobra zmiana, wtedy zostali już sczyszczeni szefowie niemal wszystkich wielkich państwowych firm – poza jednym. Obecny na owej imprezie Zbigniew Jagiełło czuł się wyraźnie zagubiony, ponieważ tłum zwycięskiej ekipy (z prezydentem i całym rządem Beaty Szydło) był mu obcy. Ciekawostką była lista sponsorów gali, zdążyły się już przestawić PGNiG, Orlen i PKP, a także jako mniejsi partnerzy PZL Świdnik i Tauron. W ostatniej chwili, już poza oficjalną listą sponsorów, doszedł także skromny banerek PKO BP… W tamtym stresie Zbigniew Jagiełło całe nadzieje na przetrwanie wiązał z obecnym na gali wicepremierem Mateuszem Morawieckim, kolegą nie tylko ze sfer bankowych, lecz z młodzieńczego udziału we wrocławskiej Solidarności Walczącej. No i wicepremier nie pozwolił kolegi odstrzelić, na ponad pięć lat rozpiął parasol ochronny, który zdecydowanie umocnił się po objęciu przez Mateusza Morawieckiego premierostwa.

Zbigniew Jagiełło kierował PKO Bankiem Polskim przez blisko 12 lat, z tego pierwsze 6 lat z nadania rządu PO-PSL, a później ponad 5,5 roku pod rządami PiS. Fot. PKOBP

Przez całą minioną pięciolatkę sytuacja była jednak paradoksalna. Z jednej strony – umacniający się PKO BP, który pod kierownictwem Zbigniewa Jagiełły stał się największym polskim bankiem, skutecznie wpasował się do wielu przedsięwzięć PiS. Stał się drugą podporą polityki społeczno-gospodarczej rządu, obok Banku Gospodarstwa Krajowego, znacznie silniejszą niż np. zrepolonizowany bank Pekao. Trudno sobie wyobrazić, by robił to lepiej ktoś obsadzony pięć lat temu przez PiS. Z drugiej jednak – twardy zakon Porozumienia Centrum, mający wciąż ogromny wpływ na Jarosława Kaczyńskiego, nigdy nie zaufał obcemu prezesowi PKO BP i cały czas planował pozbycie się Zbigniewa Jagiełły. Nie było to proste, albowiem bank stawał się potęgą, triumfalnie obchodził 100-lecie, został Firmą Roku Europy Środkowej i Wschodniej na Forum Ekonomicznym w Krynicy-Zdroju, no i wreszcie sponsorował wiele przedsięwzięć ważnych dla rządzącej partii. Ale w realiach tzw. dobrej zmiany absolutnie najważniejszym kryterium pozycji menedżerów wielkich państwowych firm są nie ich wyniki, lecz odpowiednie podwiązanie pod możnowładcę politycznego. Poza konkurencją pozostaje oczywiście przychylność Jarosława Kaczyńskiego, stąd taką potęgą decyzyjną stał się obecnie Daniel Obajtek. Teoretycznie drugim poziomem ochronnym jest poparcie ze strony Mateusza Morawieckiego, ale tutaj realia okazują się już bardziej złożone. Dla utrzymania Zbigniewa Jagiełły możliwości premiera się wyczerpały…