Bezpowrotnie minęły czasy, gdy gospodarki takie jak Japonia, Korea Południowa czy Tajwan mogły w ciągu kilku dekad dźwignąć się z nędzy, by dołączyć do światowej elity. Zdaniem Daniego Rodrika, profesora Uniwersytetu w Harvardzie, ceną awansu w gospodarczej hierarchii będą odtąd krew, pot i łzy. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu kogoś wygłaszającego taką opinię uznano by za szaleńca. Ekonomiści wierzyli w świetne perspektywy rynków wschodzących. Przykłady można by mnożyć. Specjaliści Citigroup podkreślali w raportach, że warunki do wzrostu gospodarczego na świecie nigdy nie były równie korzystne jak obecnie, a firma konsultingowa PwC przewidywała, że w Chinach, Indiach i Nigerii aż do połowy stulecia PKB na głowę mieszkańca będzie rósł w tempie 4,5 proc. Doradcy z McKinsey najbardziej stawiali natomiast na Afrykę, kontynent, który przez dekady uznawano za stracony z punktu widzenia światowej gospodarki.
— Są mocne argumenty przemawiające za tym, że w przyszłości szybki wzrost gospodarczy okaże się raczej wyjątkiem niż regułą — uważa jednak Dani Rodrik.
Aby się przekonać dlaczego, wystarczy rzut oka na pochodzenie dotychczasowych cudów. Jak podkreśla ekonomista, niemal zawsze ich warunkiem było dynamiczne uprzemysłowienie krajów. Recepta Japonii, Korei Południowej, a ostatnio Chin zawsze była taka sama. Polegała na masowym przenoszeniu siły roboczej ze wsi do pracy w fabrykach zorganizowanych według zachodnich wzorców. Sukces Azji to nie przypadek.
— Wcześniej w niemal identyczny sposób gospodarczymi potęgami zostały Niemcy i Stany Zjednoczone — przekonuje Dani Rodrik.
Powtórzyć ten model rozwoju nie będzie już tak łatwo. Wszystko dlatego, że światowa gospodarka to dziś zupełnie inna maszyneria niż w ubiegłym wieku. Oto pięć zmian, które działają na niekorzyść przyszłych tygrysów gospodarczych.
1 Usługi coraz ważniejsze dla gospodarki
Dlaczego to zła wiadomość dla rynków wschodzących? Znacznie łatwiej jest kopiować zagraniczne wzorce w przemyśle niż w usługach. Rynki wschodzące stale nadrabiają dystans pod względem produktywności swoich fabryk. Niestety, tego samego nie można powiedzieć o wydajności w tamtejszym sektorze usługowym.
— Biedny kraj może w wielu gałęziach przemysłu łatwo konkurować chociażby ze Szwecją. Jednak aby zbudować równie solidne instytucje, potrzebowałby wielu dekad, jeśli nie całych stuleci — podkreśla ekspert. Najlepszym przykładem są Indie. W przeciwieństwie do Chin postawiły nie na produkcję eksportową, ale na usługi zlecane przez zagraniczne firmy. Niestety, większości tamtejszych pracowników rolnych brakuje kwalifikacji by pracować np. w call center. Wielu z nich zostaje więc na wsi, a ich produktywność pozostaje mizerna, nie pozwalając krajowi na gospodarczy skok.
2 Potrzebne kwalifikacje
Nawet w przemyśle samo naśladownictwo krajów wysoko rozwiniętych staje się coraz trudniejsze. Aby sprostać konkurencji, trzeba dysponować kapitałem i mieć dostęp do wykwalifikowanych pracowników. Efekt? Zdolność przemysłu do przyjęcia mas niewykwalifikowanej siły roboczej jest coraz mniejsza. — Kandydaci na przyszłe tygrysy gospodarcze doświadczą na własnej skórze, że przeniesienie na wzór chiński 25 proc. swojej ludności ze wsi do fabryk jest zadaniem nie do wykonania — przewiduje Dani Rodrik.
3 Większa konkurencja
Paradoksalnie, na niekorzyść krajów chcących skrócić dystans do czołówki działa też sama globalizacja. Pałeczkę przemysłowej potęgi przejęły Chiny. Łatwo jej nie oddadzą.
— Nawet rosnące płace chińskich robotników niewiele zmienią w tej kwestii — zapowiada ekonomista.
4 Bat na protekcjonizm
Rozbudowę przemysłu kraje wschodzące wspierały w ostatnich latach protekcjonistycznymi posunięciami. Na porządku dziennym były subsydia czy ręczne sterowanie kursami walutowymi. Mimo to jeszcze do niedawna kraje rozwinięte były otwarte na ich eksport. Teraz jednak ta cierpliwość może być na wyczerpaniu. Rośnie presja, by biedniejsze nacje stosowały się do reguł wyznaczonych przez Światową Organizację Handlu.
5 Rynki dojrzałe mają kłopoty
To nie jedyna przyczyna, dla której dostęp do rynków zbytu w krajach rozwiniętych może już nie być równie łatwy jak w ostatnich latach. Przez wysokie zadłużenie, powolny wzrost i wysokie bezrobocie w tej ostatniej grupie krajów tamtejsi konsumenci będą mniej chętnie sięgali po importowane produkty.
Dlatego samo uprzemysławianie się nie wystarczy. Kraje wschodzące będą musiały przeprowadzić trudne reformy.
— Rozwój będzie zależał od inwestycji w kapitał ludzki, zdrowe instytucje i dobre praktyki w administracji. A to oznacza, że utrzymanie obecnego tempa wzrostu nie będzie dla rynków wschodzących prostym zadaniem — twierdzi Dani Rodrik.