Na tydzień przed unijnym szczytem, na którym przywódcy państw członkowskich mają przyjąć budżet UE na lata 2007-13, eurodeputowani zaapelowali we wtorek w Strasburgu do przywódców "25" o zwiększenie wydatków Unii przynajmniej do 883 mld euro, grożąc zablokowaniem porozumienia.
"Chcemy Europy innej, z większym budżetem" - apelował socjalista Margrietus van den Berg.
Zgodnie z raportem przyjętym przez specjalną komisję Parlamentu Europejskiego (głosowanie całego PE w środę), eurodeputowani chcą, by wydatki UE w latach 2007-13 wyniosły przynajmniej 1,07 proc. dochodu narodowego brutto (DNB), co oznacza ponad 883 mld euro. To zdecydowanie więcej niż wynika z kompromisowej wersji budżetu przygotowanej przez Luksemburg. Wobec żądań płatników netto, a zwłaszcza Niemiec i Holandii, kierujący pracami UE Luksemburg szuka kompromisu na poziomie 1,0 proc. wydatków, czyli około 815 mld euro.
"To nie wina Luksemburga (że propozycja jest tak mała), ale grupy sześciu. Te kraje chcą mieć i zjeść ciastko! - krytykował liberał Pierre Jonckheer.
Tworzona przez Niemcy, Francję, Wielką Brytanię, Austrię, Szwecję i Holandię grupa sześciu domaga się cięć jeszcze większych, ograniczających budżet w ciągu siedmiu lat do 750 mld euro.
"Przewodnictwo luksemburskie jest zdeterminowane, by znaleźć porozumienie budżetowe podczas szczytu. To byłby sygnał polityczny, pokazujący, że UE jest w stanie podejmować decyzje i zawierać kompromis" - powiedział podczas debaty w imieniu Luksemburga minister Nikolas Schmit, czyniąc aluzję do kryzysu w UE po odrzuceniu unijnej konstytucji przez Francję i Holandię. W swoim wystąpieniu podkreślił trudności z pogodzeniem "różnychpunktów widzenia".
"Tu nie chodzi tylko o cyfry, ale o wyzwania i polityki, które chcemy zrealizować" - powiedział uczestniczący w debacie przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. Wyraził zadowolenie, że raport PE, który ma być przyjęty w środę pokrywa się w znacznym stopniu z propozycją KE i "opiera się na konsensie w grupach politycznych PE".
Zgodnie z zapowiedziami, największe grupy polityczne PE, to jest chadecja, socjaliści i liberałowie poprą raport. Komuniści i Zieloni zagłosują przeciw. Dla tych ostatnich budżet powinien być jeszcze większy. "Nie chcemy Europy ze zniżką" - tłumaczył dziennikarzom szef Zielonych Daniel Cohn-Bendit.
Polacy z największych frakcji również poprą raport, ale zapowiedzieli zgłoszenie licznych poprawek. Najważniejsza, autorstwa Dariusza Rosatiego (SdPL), dotyczy utrzymania siedmioletniego, a nie jak chce sprawozdawca raportu, pięcioletniego planu budżetowego. Zdaniem Rosatiego, dla Polski niekorzystne jest skracanie planu budżetowego, bo negocjacje każdego kolejnego budżetu będą jeszcze trudniejsze, wobec ujawniających się egozimow państw członkowskich.
W raporcie eurodeputowani przypominają rządom UE, że ustanowienie planu budżetowego wymaga aprobaty PE. W przeciwnym razie, UE będzie musiała opierać się na budżetach rocznych. "PE nie zaakceptuje kolejnej perspektywy finansowej, jeśli jego priorytety nie zostaną uwzględnione w ostatecznym stanowisku Rady" ministrów UE - czytamy w dokumencie.
Eurodeputowani chcą też, by wydatki na politykę spójności wyniosły 0,41 proc. DNB, a limit ograniczający fundusze spójności dla danego kraju - 4 proc. jego PKB (czyli zgodnie z tym, co chce KE oraz Polska).
Kierujący pracami UE Luksemburg zaproponował tymczasem, by wydatki na politykę spójności wynosiły 0,37 proc. DNB, a limit funduszy dla Polski 3,9 proc. naszego PKB.