Piękno Booksy warte jest miliony

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2015-08-06 22:00

Inwestorzy wycenili polski start-up na 20 mln zł. Aplikacja do zarządzania rezerwacjami w salonach usługowych idzie na podbój USA.

Mawiają, że wszystko ma swoje piękno, tylko nie każdy je zauważa. Trzy fundusze twierdzą, że nie przegapiły biznesowej urody Booksy, start-upu znad Wisły. Warszawski Inovo, niemiecki Muller Medien i brytyjski Piton Capital uwierzyli, że aplikacja mobilna i serwis do zarządzania rezerwacjami np. w salonach piękności będzie kolejnym sukcesem technologicznym na miarę LiveChat. Łącznie zainwestowali 3 mln zł. Tym chętniej, że jeszcze niedawno oba zagraniczne fundusze zarobiły milionyna inwestycjach w firmy z tego segmentu.

KALKULATORY W RUCH:
KALKULATORY W RUCH:
Rynek zdrowie & uroda w Europie i USA wart jest 150 mld USD rocznie. Ułamek tej kwoty mogą stanowić opłaty za serwisy do rezerwacji za pośrednictwem komórek. To, zdaniem Stefana Batorego, akcjonariusza Booksy, wystarczy do zapewnienia jego spółce wielomilionowych zysków.
Marek Wiśniewski

Wizaż i taksówki

Dziesięć miesięcy temu Booksy zadebiutowało w Stanach Zjednoczonych i od tego momentu zdobyło tam ponad 2 tys. klientów biznesowych. W Polsce ma już ponad 300 partnerów w kilku największych miastach. Za pomocą Booksy zostało już zapisanych ponad 150 tys. wizyt na łączną kwotę ponad 4 mln USD (ponad 15 mln zł). Tyle liczby. A ludzie? Największym akcjonariuszem spółki jest Stefan Batory, znany m.in. z szefowania iTaxi. Udziały w start-upie mają też np. Agnieszka i Tomasz Zembrzyccy — założyciele Wizaz.pl, największego polskiego portalu o urodzie, sprzedanego Edipresse.

— Wiedząc, że pozyskamy inwestorów, podkręciliśmy marketing i tylko w lipcu pozyskaliśmy 600 klientów. Zwykle sprzedaje się pakiet podstawowy za 25 USD miesięcznie — mówi Stefan Batory.

To, co odróżnia Booksy od konkurencji, to odwrócenie modelu marketingu. Booksy dociera reklamą internetową tylko do właścicieli salonów urody, fryzjerów, kosmetyczek, masażystek. To oni płacą abonament i zachęcają klientów do korzystania z serwisu. Nie ponoszą przy tym ekstra opłat za nowych klientów.

— Okazuje się, że dzięki przejściu na Booksy klienci przychodzą regularniej, nie mają problemów z umawianiem się. Rejestracja wizyty trwa 30-50 sekund. Co ciekawe, 40 proc. osób dokonuje rezerwacji w czasie, gdy do salonunie da się już dodzwonić, bo po prostu jest zamknięty — podkreśla Stefan Batory.

Japońska gorączka

— Wierzymy, że to może być polska aplikacja, która podbije świat. Usługodawcy bardzo ją sobie chwalą i chętniej wybierają Booksy niż konkurencyjne serwisy i aplikacje mobilne — ocenia Tomasz Swieboda, prezes funduszu Inovo.

W Polsce, ale również w USA, 90 proc. małego i średniego biznesu usługowego z kategorii zdrowie & uroda wciąż prowadzi rejestrację wizyt na papierze. Booksy idzie za ciosem. Za pieniądze od inwestorów włoży w aplikację moduł do zarządzania m.in. programami lojalnościowymi oraz do analizy zachowań klientów. Już teraz w oczach inwestorów spółka warta jest około 20 mln zł, choć jej przychody w lipcu nie przekroczyły 250 tys. zł. Patrząc na gorączkę wycen w tym wycinku sieci, można oczekiwać, że to dopiero początek. W czerwcu Piton Capital, nowy inwestor w Booksy, sprzedał udziały w Treatwell działającym w Beneluksie i Niemczech. Wahanda (własność japońskiego Recruit Holding) kupiła całą spółkę za 34 mln EUR. Nieco wcześniej inny z inwestorów w Booksy — Muller Medien — sprzedał Wahandzie udziały w Salonmeister, działającemu w Niemczech i Austrii.

— Nasi inwestorzy mówią nam wprost: dotychczas żaden z ich biznesów w tym segmencie nie rósł w takim mocnym tempie jak Booksy — podkreśla Stefan Batory.