Grupa ekonomistów związania z instytutem Cato – znanym konserwatywnym think-tankiem – oraz Uniwersytetem Chicago napisała książkę pt. „The War on Prices: How Popular Misconceptions about Inflation, Prices, and Value Create Bad Policy”, w której krytykuje dominującą w polityce i mediach narrację na temat źródeł inflacji i roli cen w gospodarce. Autorzy z Ryanem Bournem na czele twierdzą, że wolne ceny są najlepszym sposobem osiągania efektywności w gospodarce, a współczesne społeczeństwo coraz bardziej sprzyja kontroli cen. Płaca minimalna jest jednym z wielu tego przejawów.
Książka zaczyna się od obalenia tezy, że wielka inflacja lat 2021-23 wzięła się z zaburzeń podażowych – zdaniem autorów była wywołana głównie nadmierną stymulacją popytu. Najważniejszy argument autorów jest następujący: jeżeli źródłem inflacji byłoby zaburzenie podaży, czyli spadek zdolności wytwórczych gospodarki, to nie powinno to wpłynąć na nominalną wartość PKB. Gdy spada produkcja, jak w czasie pandemii, a nominalny popyt pozostaje bez zmian, to powinniśmy obserwować spadek PKB i wzrost inflacji, ale przy zachowaniu stabilnej łącznej wartości nominalnego popytu w gospodarce. Tymczasem nominalne PKB w USA (i innych krajach rozwiniętych, choć autorzy koncentrują się na USA) po 2021 r. rosło znacznie szybciej niż przed pandemią. I to zdaniem autorów świadczy o istotnej roli stymulacji popytu.
Można dyskutować z tym argumentem. Inflacja ma w sobie dużo inercji, co znaczy, że zaburzenie podaży może wywołać znacznie dłuższy wzrost cen niż trwa samo zaburzenie. Pierwszy wzrost cen surowców i towarów zaczyna się bowiem przekładać na inne ceny, a rozkręcająca się spirala podwyżek przewyższa siłę początkowego impulsu. Szkoda, że autorzy nie rozważyli tego mechanizmu.
Temat inflacji nie jest jednak osią książki. Ekonomiści stawiają tezę, że inflacja ujawniła tylko, jak złe – ich zdaniem – jest zrozumienie mechanizmów cenowych w gospodarce przez polityków i społeczeństwo. Powszechne dążenie do kontroli cen, obarczanie winą za podwyżki przedsiębiorców, wskazują, że panuje powszechne lekceważenie podstawowych mechanizmów popytu i podaży. Zgodnie z klasyczną teorią ekonomii ceny wskazują, które towary są bardziej potrzebne i komu, a dzięki temu zapewniają najlepszy z możliwych mechanizm sygnalizujący firmom, gdzie i co należy produkować. Książka „The War on Prices” to opis różnych przejawów lekceważenia prawa popytu i podaży: od rynku mieszkaniowego przez rynek zdrowia, płacę minimalną, warunki kryzysów naturalnych po dystrybucję wody na terenach dotkniętych suszą.
W rozdziale o płacy minimalnej autorzy przekonują, że nie redukuje ubóstwa i nie podnosi standardu życia osób mało zarabiających. Nawet jeżeli podnoszenie płacy minimalnej nie prowadzi do spadku zatrudnienia, to pogarsza warunki pracy osób nią objętych. Jako potwierdzenie tej tezy przytaczane są badania wskazujące, że po podwyżkach płacy minimalnej rosną wymagania stawiane pracownikom, odbierane są im benefity pozapłacowe. Jednocześnie kwestionowane są wyniki badań, które wskazują na redukcję ubóstwa w wyniku podwyżek płacy minimalnej – autorzy piętnują błędy metodologiczne takich badań, uważają, że są prowadzone pod tezę.
Książka jest ciekawa, w prosty sposób wyjaśnia teorię i zawiera sporo odniesień do badań empirycznych. Jej podstawową wadą jest jednak to, że jest właśnie pisana pod tezę: wolne ceny zawsze prowadzą do najlepszej możliwej alokacji zasobów. A przecież dość jasne jest, że nie ma wiecznych i uniwersalnych praw społecznych, w gospodarce wiele zależy od kontekstu. Co więcej, wiadomo też, że społeczeństwa mają różne preferencje, a efektywna alokacja jest tylko jednym z celów. Sami autorzy książki „The War on Prices” dostrzegają to w rozdziale, w którym tłumaczą, dlaczego społeczeństwo nie akceptuje wolnego handlu wodą – ale nie potrafią wyciągnąć z tego szerszych wniosków.
Z zupełnie inne pozycji napisana została książka Angusa Deatona, noblisty z ekonomii z 2015 r., pt.: „Economics in America: An Immigrant Economist Explores the Land of Inequality”. O ile autorzy opisani powyżej przekonują, że politycy i społeczeństwo nie doceniają praw ekonomii, o tyle Deaton uważa, że to ekonomiści zbyt często nie doceniają uwarunkowań społecznych i politycznych. Mierzy się z pytaniem, dlaczego klasyczna ekonomia dominująca na amerykańskich uniwersytetach nie potrafiła odpowiedzieć na wiele istotnych wyzwań społecznych, takich jak nierówności, ubóstwo, wysokie ceny opieki zdrowotnej itd. Jedna z jego odpowiedzi jest taka, że teoria jest często zbyt odległa od praktyki.
W ważnym momencie książki Deaton sam przyznaje, że za bardzo opierał oceny na teoretycznych rozważaniach, wyznając na przykład kosmopolityzm, czyli przekonanie, że korzyści i koszty powinno oceniać się niezależnie od umiejscowienia grupy społecznej na mapie świata. Jest to dla naukowców postawa oczywista, człowiek i społeczeństwo mają dla nich wymiar uniwersalny. Deaton dochodzi jednak do wniosku, że odpowiedzialność za współobywateli i bliskie otoczenie powinna ostatecznie przeważyć w rozważaniach ekonomisty.
Rola płacy minimalnej stanowi istotną część pracy Deatona. Przypomina on, że w latach 90. zdecydowania większość ekonomistów była przekonana, że podnoszenie płacy minimalnej prowadzi do spadku zatrudnienia i wzrostu bezrobocia. Gdy pierwsze prace zaczęły kwestionować ten pogląd, na ich autorów spadła potężna krytyka. „Tak jak żaden fizyk nie powie, że woda może płynąć pod górę, tak żaden ekonomista nie może powiedzieć, że podwyżki płacy minimalnej podnoszą zatrudnienie” – pisał noblista James Buchanan. Deaton wspomina ten okres w bardzo gorzkich słowach. Później pojawiało się coraz więcej dowodów empirycznych z wielu krajów, że płaca minimalna w rozsądnej wysokości nie szkodzi zatrudnieniu, a wspiera dochody osób zarabiających najmniej. Dziś jest to właściwie dominujący pogląd, nawet przeciwnicy płacy minimalnej nie koncentrują się na kwestii zatrudnienia i bezrobocia, tylko na innych aspektach rynku pracy.
Ekonomista uważa, że jego profesja nie doceniła roli monopsonów, czyli przewagi konkurencyjnej pracodawców nad pracownikami, która mogła powiększać się w miarę jak mobilność społeczna malała, związki zawodowe słabły, a globalizacja wspierała pozycję przetargową korporacji. Jego zdaniem klasyczna ekonomia akcentując rolę cen, nie docenia faktu, że o alokacji zasobów w gospodarce często decyduje siła – polityczna, społeczna, kulturowa. „Woda może w pewnych warunkach płynąć pod górę, to jest bowiem świat innych reguł, świat, w którym część gospodarki nie działa zgodnie z modelem konkurencyjnych rynków, na których nikt nie ma władzy, ale raczej zgodnie z modelem walki klasowej, w której kapitał i pracownicy walczą o dochody” – pisze Deaton. Jest to w pewnej mierze odzwierciedlenie starego argumentu ekonomistów ze szkoły marksistowskiej, że ceny są tylko wynikiem alokacji zasobów w społeczeństwie i gospodarce, a nie pośrednikiem w tej alokacji. To pozycja społeczna i polityczna decyduje o zasobach, a nie ceny. Deaton nie jest raczej marksistą, ale uważa, że w pewnych warunkach siła polityczna ma większe znaczenie niż siła rynkowa i wtedy pojawia się pole do interwencji regulacyjnej.
Książka Deatona jest rodzajem wspomnień połączonych z refleksją ekonomiczną. Jest to bardziej zbiór felietonów niż traktat. Zostawia to czytelnikowi sporo niedosytu, bo wiele kwestii jest omówionych dość pobieżnie. Nie jestem wielkim fanem takich książek, bo biorą się zbyt często z samej chęci wydania książki niż chęci wyjaśnienia jakiegoś problemu. Generalna myśl Deatona, że rzeczywistość społeczna ucieka ekonomistom, jest mi jednak jak najbardziej bliska.