
Pomysł marki modowej kiełkował długo. Przez ponad rok Monika Szyndler mieszkała z chłopakiem w Bangkoku. Pracowała jako modelka dla europejskiej agencji i brała udział w sesjach zdjęciowych dla magazynów „Elle”, „Harpers Bazaar”, „Cosmopolitan”. Wraz z chłopakiem (teraz już mężem) mieli też okazję zwiedzić kilka azjatyckich krajów – największą miłością zapałali do Singapuru. W 2016 r., po powrocie do Polski, stwierdzili, że chcą robić coś twórczego. Na własny rachunek.
– Budowaliśmy firmę od zera, bez doświadczenia i zaplecza finansowego. Wszystkiego o biznesie uczyliśmy się sami. Skorzystaliśmy też z dotacji unijnej na otwarcie firmy – wspomina założycielka Naoko.
Pozyskali 25 tys. zł z programu 6.2 POKL na rozpoczęcie działalności, a w oddzielnym konkursie udało im się zdobyć grant na wynajęcie przestrzeni i usługi doradcze w Fundacji Art Inkubator.
Monika Szyndler przez jakiś czas prowadziła bloga modowego, natomiast jej chłopak współtworzył strony internetowe. Naturalnym wyborem okazało się więc stworzenie marki modowej z modelem sprzedaży online. Monika odpowiada w firmie za sprawy kreatywne, a jej mąż za digital marketing.
Azja jak drugi dom

Pomysł na nazwę firmy przywieźli z podróży.
– Podczas spaceru po Paryżu wpadł nam w oko szyld japońskiej restauracji Naoko. To imię skojarzyłam z bohaterką książki mojego ulubionego autora Harukiego Murakamiego. Pomyślałam – mamy to!, zwłaszcza że Japonia jest jedną z moich podróżniczych miłości – śmieje się właścicielka firmy.
Z wykształcenia jest kulturoznawcą, dlatego ideą, która towarzyszy jej przy pracy, jest szacunek dla innych kultur.
– Nie chodzi o to, by ważne dla kogoś symbole wykorzystywać w modzie jako gadżety, znaczki, ozdoby. Gdy podróżuję, wędruję bez planów i wykupywania wczasów all inclusive, chcę dobrze poznać miejsca, które odwiedzam. Każdego dnia jesteśmy gdzie indziej – nie zaliczamy zabytków, tylko staramy się nasiąkać miejscową atmosferą. Dzięki temu zapamiętane kolory, zapachy i wzory zaczynają mi się kojarzyć z tym miejscem i przenoszą się na projekty. Kolekcje nie powstają w nawiązaniu do konkretnego miasta, raczej do sylwetki podróżniczki mającej sporo zainteresowań, które wiodą ją przez świat – wyjaśnia Monika Szyndler.
Taki sposób podróżowania dobrze się sprawdza, choć teraz wędrują z małym dzieckiem. Wyjazdów jest niemało – przed pandemią średnio co miesiąc, co było związane m.in. z zagranicznymi sesjami fotograficznymi. Monika Szyndler traktuje Azję jak drugi dom, a jej ulubionym kierunkiem pozostaje Singapur.
– To miasto-państwo zachowuje równowagę między urbanizacją i naturą, a jego komfort i bezpieczeństwo sprzyjają rozwojowi. To dobre miejsce do życia – uważa podróżniczka.
Obieżyświatka i lokalność

Zespół Naoko tworzy ponad 30 osób, w większości kobiet. Ubrania projektuje Monika Szyndler wraz z zespołem. Wspomina, że projektowania uczyła się sama, z przyjemnością odkrywając tajemnice programów graficznych.
Szycie, krojenie, drukowanie tkanin, nadruki wzorów i produkcja aplikacji – to wszystko dzieje się pod Łodzią.
– Potrzebujemy 10 minut, by spacerem przejść z biura do naszej szwalni wzorcowej i szwalni dzianin i tkanin. Gdy firma się rozrosła, zaczęliśmy szukać dostawców usług nieco dalej, np. w Częstochowie – mówi właścicielka.
Klientkami firmy – tworzącej rozpoznawalne ubrania w intensywnych kolorach i z niespotykanymi wzorami powstającymi na zamówienie Naoko – są kobiety między 24. i 45. rokiem życia, głównie z większych miast.
– W naszych klientkach drzemie odrobina szaleństwa, są otwarte, chcą coś zakomunikować sposobem ubierania – uważa Monika Szyndler.
Projektów powstaje bardzo dużo, ale do produkcji trafia co trzeci.
– Czasami jakiś pomysł jest fajny, ale nie pasuje do kolekcji, więc przesuwamy go w czasie. Innym razem ubranie, które wisi na wieszaku, ukrywa potencjał, który ujawnia dopiero po włożeniu. Wtedy z listy rezerwowej może wskoczyć do produkcji. Cały zespół musi czuć, że każda z nas chciałaby nosić to, co stworzyłyśmy – podkreśla twórczyni marki.
Zgodnie z filozofią firmy to klient decyduje o żywotności odzieży – czasem starsze wzory wracają do produkcji, bo okazują się przebojami, tak jak bluzy Wild Fox i Hoodie Hold Fast To Dreams. Po pytaniach klientów wraca też do produkcji oversize’owy płaszcz z nadrukiem mapy – Miles To Go.
Ponieważ od początku firma rozwijała sklep internetowy, pandemia nie dała się biznesowi we znaki, nawet pozytywnie wpłynęła na rozwój – sprzedaż internetowa wzrosła. Działają też dwa firmowe butiki – w Warszawie i w Poznaniu.
Coś dać światu

Monika Szyndler uważa, że zbudowana wokół marki społeczność 250 tys. fanów daje firmie siłę.
– Mówię o sile pomagania. Razem możemy zrobić bardzo dużo. Dlatego gdy tworzymy nowe kolekcje, staramy się, by część dochodu ze sprzedaży wsparła wybraną akcję – mówi właścicielka Naoko.
Przykładem może być autorska akcja Plant a Tree (zorganizowano już dwie edycje) – każda sprzedana sztuka odzieży z jesienno-zimowych kolekcji to jedno zasadzone drzewo: posadzono ich już ponad 22 tysiące. Firma wspiera też Kosmos dla Dziewczynek.
– To fundacja, która pomaga dziewczynkom budować pewność siebie, by w przyszłości stawały się silnymi kobietami. Wspólnie udało się nam zebrać 17 tys. zł ze sprzedaży ubrań z kolekcji z Powerpuff Girls – opowiada Monika Szyndler.
Pieniądze ze sprzedaży ubrań z kolekcji You Are Magic zasiliły Fundację One Day, która pomaga wejść w dorosłe życie podopiecznym domów dziecka i placówek opiekuńczych. Na pomoc firmy mogą też liczyć zwierzęta – linia koszulek True Friend wspierała akcję Fundacji Niechciane Zapomniane. Natomiast w pandemii powstała koszulka Together. Cały dochód z jej sprzedaży trafił do medyków – szpital w Działdowie dostał środki ochrony osobistej za ponad 35 tys. zł.
– Podróżowanie po świecie uczy wrażliwości na jego piękno, otwiera umysł i serce. Mamy świadomość, jak branża odzieżowa wpływa na planetę, dlatego wprowadzamy w firmie rozwiązania przyjazne środowisku i staramy się dać światu coś od siebie, zaś naszym klientkom – odrobinę świata na ubraniach i impuls do spełniania marzeń – podsumowuje Monika Szyndler.