Polaków kredyt nie uwiera

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2015-08-05 22:00

Polacy są zadłużeni mniej niż przeciętny Europejczyk, a rata ich nie przytłacza. Ale wzrost bezrobocia może wpędzić ich w problemy, bo mają małe oszczędności

Ile Polacy mają długów — o tym wiadomo sporo. Na bieżąco stan śledzi wiele instytucji. Sporo też wiemy o płacach, zasobności portfela przeciętnego obywatela, ale znacznie mniej o poduszce finansowej zgromadzonej przez dłużników na czarną godzinę. Narodowy Bank Polski wspólnie z Głównym Urzędem Statystycznym postanowiły to opisać, przeprowadzając pilotażowe Badanie Zasobności Gospodarstw Domowych, wzorowane na podobnych badaniach prowadzonych w krajach strefy euro, pod nadzorem Europejskiego Banku Centralnego. Pełny raport zostanie opublikowany jesienią, ale wstępne wnioski poznaliśmy już teraz.

10 proc. pensji na ratę

Pierwszy, optymistyczny wniosek płynący z badań jest taki, że pod względem poziomu zadłużenia na tle Europy prezentujemy się nie najgorzej. Długi bankowe ma 37 proc. gospodarstw domowych, czyli znacząco poniżej średniej dla krajów strefy euro: 43,7 proc. Sprawy nie wyglądają też źle, jeśli rozbierzemy zobowiązania na części składowe. W strefie euro kredyt hipoteczny spłaca 23,1 proc. gospodarstw domowych, a w Polsce jedynie 12,5 proc. Gorzej jest z kredytami konsumpcyjnymi, których nabraliśmy tyle, że ledwie 0,3 pkt. procentowego dzielą nas od średniej dla strefy euro, wynoszącej 29,3 proc.

Dobra wiadomość jest też taka, że na obsługę zadłużenia wydajemy znacząco mniej niż przeciętna rodzina w strefie euro. W Polsce jest to około 10 proc. miesięcznych dochodów (mediana) i 14 proc. w przypadku kredytobiorców z hipoteką. Tymczasem mieszkańcy Eurolandu na długi bankowe przeznaczają 13,9 proc. miesięcznego budżetu (15,9 proc. „zjadają” hipoteki). Jeśli jednak bliżej przyjrzeć się wynikom ankiety przeprowadzonej przez GUS wśród 3,5 tys. gospodarstw domowych, okaże się, że w szczegółach obraz wielkości obciążeń rysuje się bardziej zniuansowaną kreską, choć wciąż w barwach pastelowych. Otóż 90 proc. gospodarstw wydaje na obsługę zadłużenia nie więcej niż 40 proc. dochodów, ale 16,8 proc. zadłużonych na spłatę raty przeznacza ponad 30 proc. Tymczasem obciążenie budżetu domowego wyższymi spłatami niż 40 proc. dochodów uważa się za przekroczenie poziomu nadmiernego zadłużenia. „Wysoki poziom obciążenia miesięcznych wydatków długiem jest sygnałem ostrzegawczym, ale może być sytuacją akceptowalną, jeśli pozostała część dochodu znacznie przekracza podstawowe wydatki lub gospodarstwo domowe posiada płynne aktywa finansowe” — czytamy w raporcie NBP.

Dwumiesięczny zaskórniak

Niestety w części raportu dotyczącej zasobności Polaków znaleźć można mniej optymistyczne wyniki. Pieniądze odkłada ponad 55 proc. dłużników, ale tylko 16,8 proc. robi to regularnie, a 33,8 proc. oszczędza od czasu do czasu. Nawet ci, którzy odkładają, nie zbudowali komfortowej poduszki finansowej — siedmiu na dziesięciu zadłużonych odłożyło jedynie równowartość dwóch pensji. Ponad połowa (58,5 proc.) spłacających kredyt hipoteczny po odcięciu od źródła dochodów przetrwa tylko miesiąc.

Niewiele, ale pocieszające jest to, że gospodarstwa, które wydają najwięcej na obsługę zadłużenia, mają podobny zapas płynności (9,9 proc. rocznego dochodu) jak pozostali dłużnicy (8,4 proc.). 11,2 proc. gospodarstw przeznacza na spłatę rat ponad jedną trzecią miesięcznych dochodów, a przy tym posiada oszczędności mniejsze niż dwumiesięczne wpływy. Wśród dłużników z hipoteką odsetek ten wynosi 9,8 proc., a poduszka płynnościowa wystarcza na miesiąc spłat. Żadnych oszczędności nie ma natomiast 32 proc. zadłużonych z tytułu kredytu konsumpcyjnego.

NBP zwraca uwagę, że niewielka poduszka płynnościowa może zamortyzować krótkotrwały wzrost kosztów czy spadek dochodów. Dotyczy to dłużników z kredytem konsumpcyjnym. Gorzej jest z hipoteką podatną na ryzyko kursowe i ryzyko stopy, gdzie zawirowania mogą trwać dłużej, a wzrost wartości raty może być bardziej bolesny. Wyjściem z sytuacji dla dłużnika, którego nie stać na spłaty kolejnych rat, jest sprzedaż nieruchomości, co jest jednak możliwe tylko wtedy, gdy jej wartość jest mniejsza niż wartość kredytu. Tymczasem 8,8 proc. właścicieli mieszkań z hipoteką ma kredyt ze współczynnikiem LTV (kredyt do wartości nieruchomości) powyżej 90 proc. Odsetek gospodarstw domowych z takim wskaźnikiem, które dodatkowo przeznaczają na spłaty zadłużenia ponad 30 proc., wynosi 2,6 proc. Na szczęście zaledwie 0,9 proc. kredytobiorców znajduje się w szczególnie trudnej sytuacji, bo ma i wysokie LTV, i małą poduszkę, i dużo płaci za kredyt.

 

OKIEM EKONOMISTÓW

Wzrost bezrobocia byłby groźny

GRZEGORZ MALISZEWSKI, główny ekonomista Millennium Banku

Niewielki odsetek gospodarstw domowych oszczędza długoterminowo. Przeważająca większość utrzymuje krótkoterminowy bufor bezpieczeństwa finansowego. Wynika to z braku przyzwyczajeń, braku zachęt podatkowych, zbiorowej pamięci z okresu hiperinflacji, która „zjadła” oszczędności, ale przede wszystkim niskich dochodów, co wpisuje się zresztą w ożywioną ostatnio dyskusję o niskich płacach. Bufor bezpieczeństwa finansowego jest na tyle duży, że może zamortyzować przejściowe pogorszenie sytuacji gospodarczej. Przykład gwałtownego wzrostu kursu franka w styczniu tego roku pokazuje, że kredytobiorcy radzą sobie ze spłatą zobowiązań. Poważne problemy pojawiłyby się dopiero w razie istotnego wzrostu bezrobocia. To dość szybko mogłoby zachwiać płynnością finansową części gospodarstw domowych, bo mają niskie oszczędności.

Tylko ułamek dłużników w złej sytuacji

CEZARY CHRAPEK, ekonomista Citi Handlowego

W najtrudniejszej sytuacji znajduje się jedynie 0,9 proc. dłużników — ma wysokie koszty obsługi zadłużenia i mały bufor finansowy oraz wysoki wskaźnik LTV. Z punktu widzenia całej gospodarki jest to niewiele i sytuacja nie jest zła. W przypadku kredytów hipotecznych mimo wzrostu w ostatnim czasie odsetka kredytów zagrożonych, wciąż jest on niższy niż dla wszystkich innych typów kredytów. Wzrost oszczędności jest jednak potrzebny, tym bardziej że z innych danych NBP wynika, że stopa oszczędności dobrowolnych jest bardzo niska, a według OECD najniższa dla badanych krajów. Jednak w najbliższych dwóch latach nie spodziewamy się dramatycznego pogorszenia sytuacji na rynku pracy, a ponadto większość gospodarstw domowych radziła sobie z obsługą kredytów stosunkowo dobrze przez ostatnie lata, gdy wzrost gospodarczy był niższy, a sytuacja na rynku pracy gorsza niż obecnie.

Problemem są niskie płace

ERNEST PYTLARCZYK, ekonomista mBanku

Zadłużenie generalne mieści się w unijnej średniej, są jednak gospodarstwa domowe zadłużone „pod sufit”, z minimalnym zapasem płynności i gdyby coś złego stało się na rynku pracy, to mógłby powstać problem z wypłacalnością wielu dłużników. Nie ma wiarygodnych badań dotyczących majątku Polaków. Właściwie jedynym majątkiem są mieszkania, często spółdzielcze przejęte na własność. Niewiele zakumulowaliśmy dzięki oszczędzaniu. To jest kwestia długookresowa. U nas następuje szybsze rozwarstwianie dochodów niż w UE, jest niskie, ale postępuje szybciej. Pracującym wcale nie poprawia się sytuacja majątkowa, więcej mają przedsiębiorcy. Praca jest tania i coraz mniejszą część PKB stanowi płaca. 30 proc. umów to śmieciówki, a to nie sprzyja budowaniu majątku. Rynek pracy wciąż jest w fazie wzrostowej. Praca może nie jest dobrze płatna, ale jest. Dlatego nie było niewypłacalności. Gdyby przytrafiło się nam to, co Węgrom czy Hiszpanom mielibyśmy poważny problem.