Pole lawendy wpisało się w krajobraz Kleszczowa

Ewa Tyszko
opublikowano: 2023-09-01 15:06

Katarzynę Bujacz, właścicielkę Lawendowego Pola Kleszczów, często można spotkać podczas pracy na plantacji. Dba o uprawy, udostępnia pole na sesje zdjęciowe i robi bukiety – jej lawendowy biznes nie tylko efektownie wygląda, lecz także pięknie pachnie.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Kiedyś nazywano lawendę liściem elfów, wierząc w jej magiczne właściwości odkażające, uspokajające i upiększające. Larendogra – z francuskiego: l’eau de la reine d’Hongrie, czyli woda królowej węgierskiej – to wyciąg z rozmarynu i lawendy opracowany przez królową Elżbietę, córkę Władysława Łokietka. Ponoć królowa, która na tronie węgierskim zasiadała prawie 60 lat, pod koniec życia wyglądała 20-30 lat młodziej niż wskazywałaby jej metryka. Miała to zawdzięczać miksturze zawierającej lawendę.

Od ziemniaków do fioletu

Choć od Prowansji, której dumą jest lawenda, Polskę dzieli wiele kilometrów, także w naszym kraju przybywa lawendowych pól. Sześć lat temu jedno z nich wyrosło pod Kleszczowem w centralnej Polsce. Kiedyś na 12 arach rosły tu ziemniaki. To się zmieniło, gdy Katarzyna Bujacz dostała od teściów wolną rękę odnośnie do zagospodarowania tego kawałka ziemi. W sezonie na sesje zdjęciowe i spacery tłumnie przybywają do niej goście skuszeni zapachem i kolorem lawendy.

– Siostra pokazała mi pole lawendy pod Wieluniem. Kiedy zaczęłam czytać o tej roślinie, okazało się, że nie potrzebuje podlewania ani nadmiernej troski. Miałam nadzieję, że się przy niej nie przepracuję – czas pokazał, że byłam w błędzie. Skupiłam się na długoletnich odmianach mrozoodpornych. Pierwsze sadzonki zamówiłam przez internet, przyjechały w pudłach, część w marnym stanie, ale ożyły. Sadziliśmy je wspólnie z rodziną – wspomina właścicielka Lawendowego Pola Kleszczów.

Lawenda to roślina wieloletnia, nadająca się do posadzenia w każdej glebie. Służy jej dobra pogoda – słońce i ciepło zapewniają obfity plon – i niestraszna jej susza. Daje też sobie radę z polską zimą i przymrozkami. W dodatku ma mnóstwo zastosowań, stąd wysyp lawendowych pól. Świętokrzyskie, warmińsko-mazurskie, Wielkopolska, Kujawy, centrum kraju – wszędzie jest potencjał do tworzenia polskiej Prowansji.

Pole zamiast siłowni

Uprawa lawendy to pracochłonne zadanie. Praca zaczyna się w marcu (od tzw. cięcia kosmetycznego), zaś zbiory odbywają się zwykle pod koniec czerwca. Lawendę ścina się ręcznie za pomocą noży i sekatorów, wiąże w pęczki i suszy. Kłopoty plantatorom może sprawić natura – zwłaszcza chwasty, które należy usuwać na tyle szybko i często, by nie zagroziły uprawie. W przeciwnym wypadku pola lawendy nie będą przypominały dywanów, tylko zachwaszczony trawnik.

Katarzyna Bujacz wciąż pamięta swoją radość, gdy na pierwszych młodych sadzonkach pojawiły się pachnące fioletowe kulki. Po sześciu latach uprawy lawendy wciąż się uczy metodą prób i błędów – wie już, że mało żyzna ziemia sprzyja tej roślinie, że lawenda nie lubi kwaśnego podłoża, więc uprawę trzeba wapnować. Podkreśla, że wszystkie prace na polu muszą być dostosowane do klimatu – a w tym roku od kwietnia do połowy lipca w regionie nie spadła ani kropla deszczu...

– Od początku moim założeniem była uprawa ekologiczna – nie używamy na polu chemii, oprysków, wszystko robimy ręcznie. W tygodniowym planie mam ustalone zajęcia – np. poniedziałkowe hakanie [pielenie haczką, czyli motyką – red.]. Dzięki temu siłownia nie jest mi potrzebna. Praca na polu daje mi siłę i moc, ale mówiąc serio, gdy krzaczki są małe, trzeba o nie walczyć z chwastami, bo gdy się dopuści do tego, że ją przerosną, już jest po lawendzie – przestrzega plantatorka.

Lawendowe Pole Kleszczów to przedsięwzięcie rodzinne – pracuje na nim nie tylko Katarzyna Bujacz, która poza plantacją prowadzi także salon fryzjerski w Bełchatowie. Jej mąż Krzysztof m.in. kosi trawę, a synowie Tomasz i Mateusz pomagają w cięciu lawendy, pieleniu, robieniu bukietów. Mateusz zajmuje się też mediami społecznościowymi i koresponduje z klientami.

Pomysł na produkt

Popularność zyskuje turystyka lawendowa. Ludzie robią sobie zdjęcia na polach lawendy i dzielą się doznaniami w mediach społecznościowych.

Grupy przedszkolaków z okolicy i wszyscy, którzy chcą tylko obejrzeć Lawendowe Pole Kleszczów, wchodzą bezpłatnie. Właściciele zarabiają, pozwalając gościom samodzielnie robić bukiety – w tym sezonie taka atrakcja kosztowała 25 zł. Sprzedają też susz lawendowy, snopki lawendowe, woreczki z lawendą i przyjmują zamówienia na bukiety.

Pole jest udostępniane także na sesje fotograficzne (koszt: 80 zł za dwie godziny). Ostatnio sesję w strojach ludowych zrobiły sobie panie z Koła Gospodyń Wiejskich Woliczanki.

– Zarabiać na lawendzie można na różne sposoby. To bardzo wdzięczne tło dla plenerów zdjęciowych, dlatego po uprzednim ustaleniu terminu można organizować na polu sesje ślubne lub rodzinne. Myślę też o ciasteczkach i mydełkach z lawendą, jednak na te produkty potrzebne są atesty, więc te pomysły wymagają inwestycji i czasu – podkreśla właścicielka Lawendowego Pola Kleszczów.

Marzy, by odwiedzić rozległe pola lawendy w Chorwacji i we Francji.

– To plany na przyszłość, ale już dziś, gdy wracam do domu, wita mnie zapach lawendy, który w marzeniach przenosi mnie w tamte rejony – wyznaje Katarzyna Bujacz.