Unijna dyrektywa RED III dotycząca promowania energii ze źródeł odnawialnych określa minimalny poziom wykorzystania tzw. wodoru RFNBO (czyli pochodzącego ze źródeł odnawialnych pochodzenia niebiologicznego) w poszczególnych segmentach gospodarki. W 2030 r. na RFNBO musi bazować co najmniej 1 proc. energii wykorzystywanej w transporcie. To relatywnie niewiele, ale już w przemyśle ten odsetek powinien wynosić co najmniej 42 proc., a pięć lat później już 60 proc.
Z opracowanego przez Orlen i S&P Global raportu „Rynek wodoru w Polsce i krajach bałtyckich. Prognoza do 2040 r.” wynika, że zapotrzebowanie na wodór RFNBO będzie dynamicznie rosło: w 2030 r. w Polsce sięgnie około 270 tys. ton, pięć lat później już prawie 515 tys., w 2040 r. nawet 934 tys. ton (we wszystkich czterech państwach, których dotyczy raport, będzie to odpowiednio: prawie 345 tys. ton, ponad 660 tys. i około 1,15 mln ton).
Autorzy opracowania oszacowali też, że aby wyprodukować minimalną wymaganą ilość wodoru RFNBO, Polska, Litwa, Łotwa i Estonia już za sześć lat będą potrzebowały 17,4 TWh odnawialnej energii elektrycznej. W 2035 r. zapotrzebowanie wzrośnie jeszcze o prawie 90 proc. — do około 32,8 TWh. Tylko w Polsce będzie to 13,4 TWh i 25,5 TWh. Czy będziemy dysponować taką ilością odnawialnej energii? Na to pytanie raport jednoznacznie odpowiada — nie. To samo dotyczy zresztą Litwinów.
Eksperci Orlenu i S&P Global wyliczyli, że niedobory wodoru RFNBO w Polsce w 2030 r. przekroczą 140 tys. ton, a na Litwie 53 tys. Pięć lat później sytuacja nieco się poprawi, choć wciąż surowca będzie brakować. W Polsce deficyt wyniesie ponad 110 tys. ton, a na Litwie ponad 44 tys. Powyższe prognozy wynikają głównie z tego, że w tych dwóch krajach zlokalizowany jest ciężki przemysł, w tym produkcja chemiczna i petrochemiczna, która — zgodnie z unijną dyrektywą — będzie potrzebować dużych ilości wodoru RFNBO.
W znacznie lepszej sytuacji są Łotysze i Estończycy, którzy nie mają u siebie aż tylu wymagających wodoru RFNBO zakładów przemysłowych. W efekcie oba kraje będą dysponować nadwyżką surowca. Już za sześć lat będzie to odpowiednio ponad 8 tys. ton i 4,5 tys., a w 2035 r. po około 20 tys. ton.
Braki w Polsce i na Litwie będzie można oczywiście uzupełnić, sprowadzając wodór, np. w formie amoniaku. Autorzy opracowania wskazują zresztą kilka kierunków, z których będzie można importować duże ilości RFNBO. To Bliski Wschód — Arabia Saudyjska, Oman i Zjednoczone Emiraty Arabskie, Afryka — Egipt, RPA, Namibia, Mauretania i Maroko oraz Ameryka Północna — USA i Kanada. Orlen prowadzi już rozmowy na temat importu. Ewentualnych kosztów stworzenia infrastruktury niezbędnej do takich operacji na razie nie oszacował.
Deficyt będzie można również zniwelować, budując infrastrukturę produkcyjną w postaci tzw. elektrolizerów. Przedstawiciele Orlenu szacują, że koszt takiego elektrolizera o mocy 1 MW to dziś 2-3 mln EUR. Zapotrzebowanie określają na 2,3-2,6 GW. Przy obecnym kursie walutowym oznaczałoby to inwestycję wartą łącznie 20-33,5 mld zł.