Bardzo dużą zaletą polskiej gospodarki jest to, że jest zdywersyfikowana i kiedy jedne branże tkwią w stagnacji, to inne mogą ciągnąć kraj w górę. Widać to dobrze w branżach eksportowych. Przemysł cierpi z powodu deflacji i niskiego popytu w Europie Zachodniej, ale usługi radzą sobie lepiej. Wprawdzie w branżach usługowych też widać wiele problemów, ale w ujęciu zagregowanym sektor wrócił do solidnego wzrostu. Najważniejsze, że jest to wzrost dużo mocniejszy niż we wszystkich istotnych krajach europejskich, co pokazuje, że zwiększamy udział na światowych rynkach.
Obraz usług można zobaczyć w danych z bilansu płatniczego Polski i innych krajów UE. W styczniu eksport usług z Polski zwiększył się aż o 10,3 proc. rok do roku, czyli wyraźnie szybciej niż średnio w 2024 r., kiedy wzrost wynosił przeciętnie 7,2 proc. W dołku w połowie zeszłego roku ta dynamika obniżyła się do 5 proc. Teraz obserwujemy więc ożywienie. Są to na razie wstępne dane, które będą weryfikowane w kolejnych kwartałach.
Dane wyglądają jeszcze bardziej optymistycznie, gdy zestawi się je z ogólną sytuacją w europejskich gospodarkach. Widać, że polski eksport rośnie najszybciej wśród krajów UE, pomijając małą Łotwę, której ogólna sprzedaż zagraniczna jest na poziomie ułamka w relacji do Polski. W styczniu ogólny eksport usług krajów UE zwiększył się o 4,4 proc. rok do roku, czyli w bardzo podobnym tempie, co średnio w 2024 r., kiedy wzrost wyniósł przeciętnie 4,5 proc. Dlatego udział Polski w całym europejskim eksporcie usług utrzymuje się na ścieżce wzrostowej zgodnej z trendem historycznym.
Traktuję to wszystko jako sygnał pozytywny. W połowie zeszłego roku wydawało się, że polskie branże usługowe wpadły w stagnację pod względem sprzedaży zagranicznej. Powód? Kilka dużych branż, jak transport i IT, zmaga się ze strukturalnymi wyzwaniami: brakami pracowników, rosnącymi wynagrodzeniami, umacniającym się kursem złotego. Najwyraźniej jednak nie wykoleiło to ogólnego polskiego eksportu.
Tutaj musimy na chwilę się zatrzymać na małą refleksję metodologiczną. Cały czas piszę o wzroście sprzedaży zagranicznej liczonej w euro, która przecież zależy też od cen, a ceny w usługach zależą głównie od płac. Inflacja cen usług jest dość wysoka, więc w ujęciu realnym eksport wcale nie musi rosnąć. I rzeczywiście, kiedy spojrzymy na dane GUS z rachunków narodowych, które są liczone w ujęciu nominalnym i realnym, to widzimy, że realna dynamika eksportu usług w ostatnich kwartałach była niska. Na przykład w ostatnim kwartale 2024 r. nominalny wzrost eksportu w euro wyniósł 8,6 proc., a realny tylko 1,4 proc.
Czy to nie powinno zanegować tezy o szybkim wzroście eksportu usług? Sądzę, że nie. Wciąż traktuję dane jako optymistyczne.
Generalnie mierzenie realnego wzrostu wartości świadczonych usług jest bardzo trudne i narażone na duże niedokładności. Gospodarka usługowa wymyka się takim pomiarom jak gospodarka towarowa – nie można zmierzyć wolumenu świadczonych usług przez wagę lub liczbę. O ile jeszcze w przypadku usług transportowych można zmierzyć liczbę przewiezionych tonokilometrów, to już na przykład dużo trudniej zmierzyć usługę spedycyjną. Jak zmierzyć realny wzrost wartości świadczonych usług tego typu? Oczywiście urzędy statystyczne stosują różne metody urealniania, ale jest to tylko zgrubne przybliżenie rzeczywistości.
Dlatego zwróciłem uwagę nie tylko na dynamiki eksportu, ale też udziały polskiego eksportu w całym wyniku europejskim. I to te ostatnie statystyki przedstawiłem na wykresie. W ten sposób widać, czy firmy z Polski zaspokajają coraz większą część światowego (europejskiego) zapotrzebowania na usługi. Jeżeli tak, to nie ma fundamentalnego znaczenia, czy odbywa się to przez wyższe ceny, czy wyższe wolumeny. Zagraniczny kontrahent może płacić polskiej firmie więcej z kilku powodów: ze względu na większą liczbę wykonanych zadań, wyższą jakość albo po prostu akceptację wyższej ceny z powodu braku lepszej alternatywy. Dla gospodarki ważne jest, że czerpiemy ze sprzedaży zagranicznej coraz wyższe dochody, a bilans płatniczy mamy idealnie zrównoważony.
