Premier Donald Tusk w połowie kwietnia zapowiedział nową strategię gospodarczą państwa – aktywną, jednoznaczną i wspierającą polski kapitał. Była mowa o zwrocie w myśleniu o roli państwa w gospodarce.
- Kończy się era naiwnej globalizacji […] Czas na odbudowę narodowej gospodarki. Czas na repolonizację polskiej gospodarki, rynku, kapitału - mówił premier.
Zapowiedział też, że rząd zamierza aktywnie wspierać polskie firmy w procesach inwestycyjnych i przetargowych.
Na poziomie werbalnego przekazu za wsparciem polskich firm jest też Krzysztof Gawkowski, wicepremier i minister cyfryzacji, autor książki „Cyberkolonializm”.
- Krajowe firmy potrzebują dużego wsparcia technologicznego i finansowego, zarówno na wspieranie rozwoju sztucznej inteligencji, jak i szeroko pojętej technologii – mówił w marcowym wywiadzie dla PAP Biznes, wskazując konieczność wprowadzeni podatku cyfrowego.
Krzyk o pomoc
Jak wspieranie polskich firm wygląda w praktyce? Tak, że zapisy ogłoszonego w połowie maja, wartego ponad 1,4 mld zł przetargu na sprzęt dla szkół, w praktyce wykluczają polskich producentów.
Na problem zwróciła uwagę m.in. Monika Wilk, dyrektor strategii i rozwoju w Wilk Elektronik, polskim producencie pamięci pod marką Goodram. Próbowała zainteresować Radę ds. Cyfryzacji.
„Ten list jest krzykiem o pomoc polskich producentów komputerów, których udział w rynku z roku na rok spada na rzecz dużych zagranicznych korporacji. Żaden z nich nie jest w stanie konkurować z siłą lobby tak dużych podmiotów. Większość z nich to firmy rodzinne od wielu lat działające w Polsce, zatrudniające tu ludzi i płacące w kraju podatki. Postanowiłam wystosować do Państwa ten list, bo takie traktowanie nie tylko kłóci się z powszechnie podnoszonym w dialogu społecznym przez Rząd wspieraniem polskich przedsiębiorstw, ale jest też sprzeczne z budowaniem niezależności technologicznej na straży, której powinno stać Ministerstwo Cyfryzacji oraz Rada, którą Państwo stanowicie” – napisała przedstawicielka Wilk Elektronik.
Obecny na rynku ponad 30 lat Wilk Elektronik nie startuje w przetargach i sam nie produkuje laptopów, czy komputerów, ale jego klientami są m.in. polscy producenci sprzętu.
Certyfikacja na wyrost
Centrum Obsługi Administracji Rządowej (COAR), działając na zlecenie Ministra Cyfryzacji w połowie maja ogłosiło przetarg na sprzęt dla ponad 17 tys. szkół. Zamówienie, którego szacunkowa wartość to ponad 1,4 mld zł, obejmuje ponad 404 tys. laptopów, 110 tys. laptopów przeglądarkowych i 220 tys. tabletów. W Specyfikacji Warunków Zamówienia (SWZ) zapisano wymóg posiadania przez sprzęt dwóch certyfikatów szwedzkiego TCO i amerykańskiego EPEAT. Oba certyfikaty dotyczą standardów ekologicznych dla produktów elektronicznych, takich jak komputery czy monitory. Oba z nich w dużej mierze się pokrywają.
„Nie znam żadnej polskiej firmy, która posiadałaby obydwa certyfikaty. Co ciekawe Applowy Mac też nie ma TCO, a nie jest najgorszym komputerem” – napisała Monika Wilk.
To niejedyny głos w tej sprawie. Na zapisy dokumentacji przetargowej do tej pory wpłynęło dziesięć odwołań. Część z nich odnosi się do wymogów dotyczących parametrów sprzętu (wymiary, rodzaj klawiatury, liczba portów etc.), ale część wykonawców wskazuje na wymóg posiadania obu w/w certyfikatów.
„Zamawiający nie wskazał ani w SOPZ [szczegółowy opis przedmiotu zamówienia – red.], ani w innych postanowieniach SWZ, spełnianie jakich konkretnych cech przez oferowane urządzenia ma potwierdzać certyfikat TCO, ani jaki poziom i jak mierzonej sprawności urządzeń, a także posiadanie jakich cech mających wpływ na środowisko naturalne ma potwierdzać certyfikat EPEAT. Nie określił również (inaczej niż w przypadku pozostałych wymaganych certyfikatów- ISO 9001 i ISO 14001) możliwości przedłożenia równoważnych środków dowodowych” - czytamy w odwołaniu spółki Immitis
Ten wykonawca zwraca uwagę, że uzyskanie obu certyfikatów jest czaso- i kosztochłonne, dotyczy bowiem każdego modelu i konfiguracji z osobna.
„Czas potrzebny na certyfikację konkretnego modelu to od 3 do 6 miesięcy. Co więcej, certyfikat wydawany jest na czas określony (zwykle 2 lata). Wymóg przedstawienia obu ww. certyfikatów, wydawanych komercyjnie i nie potwierdzających spełnienia żadnych prawnie wiążących norm wyklucza potencjalnych dostawców, którzy spełniają inne, równie wysokie standardy ekologiczne lub jakościowe, ale nie posiadają certyfikatu TCO i EPEAT, mimo spełniania wszystkich wymogów określonych przepisami prawa dla urządzeń takich, jak objęte zamówieniem” – napisał w odwołaniu Immitis.
Dla przykładu jeden z największych polskich producentów sprzętu komputerowego NTT Systems dysponuje certyfikatem TCO, ale nie może się pochwalić certyfikatem EPEAT.
Inny polski producent sprzętu PRZP Systemy Informacyjne podnosi w odwołaniu, że wymóg złożenia jednocześnie obu certyfikatów ma charakter nadmiarowy istotnie ogranicza uczciwą konkurencję w postępowaniu i nie znajduje uzasadnienia w obiektywnych potrzebach zamawiającego.
„Służy wyłącznie faworyzowaniu konkretnej grupy wykonawców współpracujących z konkretnymi producentami. Aktualne brzmienie wymagań w odniesieniu do obowiązku łącznego złożenia z ofertą obydwu certyfikatów stanowi istotne i nieuzasadnione ograniczenie konkurencyjności postępowania skutecznie eliminując z udziału w nim i możliwości złożenia oferty przez producentów, którzy posiadają dla oferowanych komputerów tylko jeden z dwóch wskazanych certyfikatów” – czytamy w odwołaniu.
W ocenie spółki sporny wymóg przyczynia się do monopolizacji rynku przez kilku największych producentów, ze szkodą dla przedsiębiorstw z sektora MŚP i krajowej produkcji.
Nie czyń poważnych szkód
Zapytaliśmy Ministerstwo Cyfryzacji z czego wynika kontrowersyjny zapis.
„Zapisy SIWZ wynikają z Rozporządzenia Ministra Edukacji w sprawie podstawowych warunków niezbędnych do realizacji przez szkoły i nauczycieli zadań dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych oraz programów nauczania. Rozporządzenie definiuje minimalne parametry dla zakupów sprzętu dla szkół. Wymóg ten wynika również z konieczności stosowania zasady DNSH – nie czyń poważnych szkód (ang. Do No Significant Harm) ściśle wymaganej w inwestycjach KPO. Przetarg ten finansowany jest z Krajowego Planu Odbudowy” – podały służby prasowe MC.
Problem w tym, że zapisy wspomnianego rozporządzenia, które stanowiły podstawę do zdefiniowania wymagań wobec zamawianego sprzętu mówi, że w przypadku laptopów i laptopów przeglądarkowych wymagany jest certyfikat TCO lub EPEAT . Mamy tu wiec do czynienia z alternatywą (lub), a nie koniunkcją (i). Jeśli zaś chodzi o zasadę DNSH, oznaczającą, że finansowane przedsięwzięcia nie mogą powodować znaczących szkód dla środowiska, to nie znaleźliśmy w zapisach dotyczących KPO wymogu żadnego z tych certyfikatów.
Do podobnych wniosków doszła spółka Immitis.
„Jeżeli nawet uznać, że celem zamawiającego było zapewnienie zgodności z zasadą DNSH, którą odnosi się do zamówień dot. programów objętych wsparciem Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności, to i tak sposób jej osiągnięcia jest nieproporcjonalny i nieadekwatny do rzeczywistej zawartości tej zasady. DNSH oznacza niewspieranie ani nieprowadzenie działalności gospodarczej, która czyni poważne szkody dla któregokolwiek z celów środowiskowych”.
W odpowiedzi na pytanie jakimi przesłankami kierowało się MC dostaliśmy też taką, być może kluczową informację…
„Wymóg ten jest tożsamy z zapisami wymagań SIWZ zrealizowanego przez COAR w 2023 r. przetargu na laptopy dla uczniów”.
Abstrahując, od tego, że MC po raz kolejny posługuje się pojęciem SIWZ, nieistniejącym w porządku prawnym od czasu wejścia nowego Prawa Zamówień Publicznych (czyli od ponad trzech lat) to z odpowiedzi wynika, że (jak to często się zdarza w administracji), skorzystano z wcześniejszych rozwiązań, bez głębszej refleksji.
Trzeba kreować popyt na czipy
W ostatnim czasie wydawało się, że politycy dostrzegli znaczenie technologii, sektora półprzewodników i nasze uzależnienie od dostawców z Azj. Chcąc budować niezależność i bezpieczeństwo technologiczne różne podmioty w Polsce i Unii Europejskiej próbują za pomocą grantów i innych rozwiązań przyciągnąć do siebie zagranicznych gigantów w tym sektorze. Monika Wilk zwraca uwagę, że poza tworzeniem sprzyjających warunków do rozwoju produkcji w Polsce warto pamiętać o wspieraniu lokalnego popytu tak, aby docelowo ekosystem działał sam.
„Dzięki rządowym dotacjom powstaną fabryki zagranicznych gigantów, które większość produkcji będą i tak eksportować bo nie będzie na nie lokalnego zapotrzebowania. Lokalny popyt to między innymi rodzimi producenci elektroniki, np. komputerów. Na podstawie czterech największych klientów wiem, że łącznie produkują około 100 tys. komputerów rocznie, ale moce produkcyjne mogą być rozwinięte do 400 tys. jeżeli byłaby taka potrzeba. Także zakładając, że te inwestycje producentów półprzewodników wydarzą się, to ich produkty zostaną sprzedane za granicą, a w efekcie w Polsce z tych grantów nie zostaną ani podatki, ani żadna własność intelektualna” – napisała Monika Wilk do Rady ds. Cyfryzacji.
W ogłoszonym w 2023 r. przetargu na laptopy dla uczniów o łącznej wartości ponad 1,1 mld zł skorzystali najbardziej producenci sprzętu z USA, Chin i Tajwaniu: HP, Dell, Asus, Lenovo i Acer. Zyskali też oczywiście producenci oprogramowania (Microsoft) i podzespołów. Na tamtym przetargu skorzystali też dystrybutorzy oraz firmy bezpośrednio dostarczające sprzęt. Wykonawcami, którzy startowali w przetargach i dostarczali laptopy byli wówczas: Suntar, Intertgarted Solutions, MDP Polska, Terg, Galaxy SI, Euvic Solitions, ZSK, Intaris, Immitis i Grupa E.
