W styczniu Polska odnotowała nadwyżkę w handlu towarami w wysokości 3,8 mld zł oraz nadwyżkę w handlu usługami w wysokości 10,8 mld zł. Kiedy dodamy do tego saldo przepływów związanych z dochodami inwestorów z inwestycji oraz saldo transferów bezzwrotnych (np. przepływy wynagrodzeń lub płatności dla rolników), to otrzymamy nadwyżkę obrotów bieżących w wysokości 14,8 mld zł — nigdy wcześniej niespotykaną.
Najlepszą miarą jest zsumowanie tych nadwyżek za ostatnie 12 miesięcy — wtedy wychodzi dodatnie saldo obrotów bieżących w wysokości 95 mld zł, czyli około 21 mld EUR. To oczywiście rekord, a na wykresie pokazałem, jak spektakularny jest to wzrost.

Analizując te dane wielu komentatorów podkreśla sukces eksportowy Polski. Zwiększyliśmy znacząco eksport w ostatnich miesiącach, korzystając ze światowego wzrostu popytu na towary konsumpcyjne, takie jak pralki, meble i inne towary wyposażenia domu.
Warto jednak zwrócić uwagę, że akurat w samym styczniu eksport towarów i usług spadł rok do roku, przynajmniej licząc w euro, czyli walucie, w której rozliczana jest większość sprzedaży zagranicznej. Spadek nastąpił po wielu miesiącach wzrostu, więc nie dzieje się nic niepokojącego, ale mimo to warto przy tej okazji przypomnieć, że nadwyżka obrotów bieżących nie jest kwestią sukcesu eksportowego, lecz wysokich oszczędności. Eksport spadł, a import spadł jeszcze bardziej. Generalnie Polska systematycznie eksportuje więcej, niż importuje, co oznacza, że dochody z eksportu są oszczędzane.
Każdy ekonomista wie, że saldo obrotów bieżących jest w rzeczywistości równe różnicy między krajowymi oszczędnościami a krajowymi inwestycjami. Skoro rośnie nam saldo, to znaczy, że rosną nam oszczędności w relacji do inwestycji.
Rzeczywiście, proszę spojrzeć na drugi wykres. W minionym roku doszło do gwałtownego wzrostu oszczędności netto firm i gospodarstw domowych. Roczna wartość tych oszczędności po trzecim kwartale sięgnęła 213 mld zł, podczas gdy 12 miesięcy wcześniej wynosiła zaledwie 12 mld zł. Jest to właśnie różnica między oszczędnościami (czyli dochodem nie przeznaczonym na konsumpcję; w przypadku firm, dochodem nie przeznaczonym na wypłaty dla właścicieli) a nakładami na środki trwałe — jak maszyny, fabryki lub mieszkania — i zapasy.
Co to wszystko oznacza? Firmy i gospodarstwa domowe ścięły inwestycje, a jednocześnie solidny popyt eksportowy sprawił, że oszczędności brutto mogły wzrosnąć. Gdybyśmy byli dużą gospodarką z niskim udziałem handlu w PKB, jak na przykład Stany Zjednoczone, to utrzymanie wysokich oszczędności brutto w warunkach załamania inwestycji byłoby bardzo trudne. Inwestycje przecież generują dochody. Jeżeli one spadają, to dochody może uratować eksport. Jesteśmy jednak relatywnie małym krajem z dużym udziałem eksportu w PKB i ten eksport pozwolił zwiększyć oszczędności netto.
Patrząc na dane o bilansie płatniczym musimy zatem pamiętać, że widać tam zarówno nasz sukces, jak porażkę. Tak to już bywa, że jedno lustro może pokazać ładny i brzydki obraz jednocześnie. Sukcesem jest fakt, że zwiększyliśmy oszczędności. To jest ważne, ponieważ Polska jest krajem z relatywnie dużym długiem zagranicznym w relacji do PKB (około 60 proc.) i te oszczędności z 2020 r. ten dług redukują. Jednocześnie jednak wzrost oszczędności netto odbywa się poprzez załamanie wydatków inwestycyjnych, a przecież chcemy, by one jak najszybciej odbiły, bo bez nich nie będzie ożywienia gospodarczego.
Sądzę, że dla takiego kraju jak Polska optymalne byłoby utrzymywanie niewielkiej nadwyżki na rachunku obrotów bieżących — takiej, która pozwalałaby systematycznie redukować zadłużenie zagraniczne, ale jednocześnie nie oznaczała, że mamy problem z inwestycjami.