Potężne zniżki światowych indeksów uderzą w GPW

Waldemar Borowski
opublikowano: 2008-11-20 07:58

Za wczorajszy „sukces” WIG20, w ostatnich kilkudziesięciu minutach sesji, pewnie zostanie nam wystawiony wysoki  rachunek podczas dzisiejszych notowań. Przy takich nastrojach na rynkach, do gry mogą wejść tylko inwestorzy o stalowych nerwach.

Większość obserwatorów wiąże zachowanie GPW z relacją złotówki do dolara i euro.  Jednak wypowiedzi przedstawicieli banków centralnych na świecie, potwierdzają w ostatnich dniach uspokojenie na rynkach walutowych. Trudno więc doszukiwać się całkowitej zbieżności  warszawskiego parkietu z kursem złotówki. Tym bardziej, że obroty na giełdzie są tak niskie, iż potencjalne wymiany walut na potrzeby  obrotu polskimi akcjami, nie powinny wstrząsać złotówką. Ostatnie zaskakujące kierunki WIG20 odbywają się przy czynnym udziale naszych inwestorów, których czasem ponosi ułańska fantazja.

Na czwartkowej sesji  lepiej od rynku powinien zachowywać się PBG. Konsorcjum, w skład, którego wchodzi ta spółka podpisało kontrakt z PGNiG o wartości 1,1 mld zł. netto.  Trudną sytuację mogą za to mieć udziałowcy Zakładów Azotowych Tarnów. Niedawny debiutant poinformował o ograniczeniu produkcji o 20 proc. Ta wiadomość może rykoszetem odbić się na pozostałych przedstawicielach branży chemicznej. W bardzo poważnych opałach znajdą się walory Ponaru. Fortis Bank Polska wypowiedział umowę kredytową tej spółce i zażądał od niej spłaty całego zadłużenia, twierdząc, że utraciła ona wiarygodność kredytową.

Wczorajsza, bardzo znacząca przecena na czołowych europejskich rynkach, która mocno przybliżyła indeksy DAX, CAC40 i FTSE 100 do październikowych dołków, wskazuje na zbliżającą się obronę poprzednich minimów. Starcie  jest prawdopodobnie nieuniknione, ze wskazaniem na sprzedających jako zwycięzców. Na dodatek na horyzoncie nie widać czynników, które powstrzymałyby marsz niedźwiedzi na południe i chociaż nie mają one bardzo mocnych argumentów, bo do znacznej recesji w IV kw. zdążyliśmy się przyzwyczaić, to jednak muszą się chyba one upoić swoim sukcesem. Zarządzający czołowymi, globalnymi funduszami potwierdzają zmniejszenie się  skali umorzeń, ale twierdzą, że czekają na listopadowe dane z największych gospodarek i wstrzymują się z zaangażowaniem w zakupy, mimo bardzo niskich wycen, w stosunku do zysków firm. W takiej sytuacji nie ma komu bronic kursów akcji.

Zakończenie notowań na Wall Street potwierdza mocny, spadkowy trend, który obecnie dominuje na rynkach. Kolejny dzień opadania cen surowców wymusił zniżki akcji firm wydobywczych. Ostrym przecenom nie poddają się jednak czołowe amerykańskie koncerny naftowe, które pokazały w ostatnich kwartałach historyczne zyski. Środowa sesja w Nowym Jorku zakończyła się, głównie dzięki bankom, spółkom  górniczym i firmom motoryzacyjnym, potężnymi spadkami. Dow Jones Ind. osunął się aż o ponad 5 proc., a S&P500 o ponad 6 proc. i oba indeksy ustanowiły nowe minima bessy.

Od kilku dni lepiej od Wall Street zachowują się giełdy latynoskie. Godna podziwu jest chilijska IPSA, która od 10 X jest w trendzie wzrostowym. Także „surowcowa” Bovespa rzadziej popada w panikę. W Azji duże spadki zanotował Nikkei 225, pod wpływem wiadomości o skurczeniu się japońskiego eksportu w październiku o 7,7 proc., ale już chińskie indeksy radziły sobie przyzwoicie.

Na dzisiejszej sesji w Warszawie karty  rozdawać będą sprzedający, tym bardziej, że popołudniowe dane o tzw. nowych amerykańskich bezrobotnych ( prognoza 503 tys.) oraz, według analityków, kiepski  raport kw. Della nie napawają optymizmem. Obecnie bardzo słabo wypadają giełdy krajów mocno uzależnionych od eksportu. Natomiast znacznie lepiej radzą sobie mniejsze rynki oraz te, które aktywizują popyt wewnętrzny. Jednak najniższy od maja 2003 r. MSCI All-World Index wskazuje na kontynuację szukania dna bessy. W takich warunkach ryzyko inwestycyjne jest obecnie tak duże, że bierna postawa może być najlepszą strategią.