Najważniejszy indeks koniunktury dla polskiego przetwórstwa – indeks PMI – zanotował w maju zaskakujący spadek, trzeci pod względem wielkości w ujęciu miesięcznym w historii. Co się dzieje? Czy to pierwszy sygnał recesji w Polsce? Może tak, ale niekoniecznie. Są trzy możliwości: odwraca się gwałtowny cykl zapasów;, konsumenci przesuwają wydatki z towarów na usługi lub rzeczywiście cała gospodarka wkracza w recesję. Tej ostatniej, najbardziej pesymistycznej opcji przeczą jednak odczyty PMI z innych krajów, znacznie lepsze niż w Polsce.
W maju indeks PMI (purchasing managers index) dla przetwórstwa obniżył się do 48,5 pkt wobec 52,2 pkt w kwietniu. Spadek poniżej granicy 50 pkt oznacza, że przeciętne dyrektorzy zamówień odczuwają recesję w sektorze. Spadek o 3,9 pkt lub więcej w ciągu miesiąca wcześniej w historii wydarzył się tylko dwa razy, w marcu i kwietniu 2020 r. To oznacza, że w maju wydarzyło się w firmach produkcyjnych w Polsce coś naprawdę istotnego.

Co to było? Firma Markit, prowadząca badanie, tłumaczy dość lakonicznie, że firmy raportują istotny spadek produkcji i nowych zamówień. Jednocześnie jednak cały czas zwiększają zatrudnienie, więc nie wygląda to na początek pełnowymiarowej recesji w sektorze.
Możliwe, że wygaszeniu ulega potężny cykl akumulacji zapasów, w którym firmy z Polski uczestniczą jako duzi dostawcy komponentów do wyrobów finalnych. Polska produkcja rosła w ostatnich sześciu miesiącach w szalonym dwucyfrowym tempie, przemysł ewidentnie się przegrzewał, a proces uzupełniania magazynów odgrywał w tym istotną rolę. Teraz ten proces ulega zatrzymaniu, magazyny może zostały już uzupełnione. Jest jednak problem z tą interpretacją: z badań PMI na poziomie strefy euro wynika, że proces uzupełniania zapasów cały czas trwa. Coś tu więc nie pasuje.
Inna możliwość, to że konsumenci zaczynają redukować popyt na towary, ponieważ powoli przerzucają się na konsumpcję usług. Ten proces widać już powoli w wielu badaniach. Co więcej, sygnalizują to również europejskie badania PMI, w których firma Markit pisze wprost o relokacji popytu od towarów do usług. To zjawisko odgrywa więc zapewne istotną rolę w spadku polskiego PMI, choć wciąż zagadką pozostaje, dlaczego ten spadek nastąpił aż tak szybko. Zmiany zachowania konsumentów nie następują tak gwałtownie z miesiąca na miesiąc.
Wreszcie jest możliwe, że w gospodarce zaczyna się recesja. Wzrost cen energii, stóp procentowych oraz ogólna niepewność wywołana przez wojnę zaczynają uderzać w popyt konsumpcyjny oraz inwestycyjny. Tej interpretacji nie uznałbym jednak za dominującą.
Zagadkowości polskich danych dodaje fakt, że w innych krajach PMI trzyma się znacznie lepiej. W strefie euro indeks spadł tylko z 55,5 do 54,6 pkt, w USA z 59,2 do 57 pkt. Są to spadki zauważalne, ale firmy wciąż raportują wzrost zamówień. Możliwe, że tak, jak do tej pory polski przemysł odczuwał globalny popyt w sposób nadzwyczajnie pozytywny, tak teraz redukowane są zamówienia akurat na typy towarów produkowanych w Polsce i naszym regionie. To nie jest jeszcze początek recesji w całej gospodarce, ale zaczynamy schodzić dość szybko z bardzo wysokiej górki koniunktury.